Stała przy furtce swojego pięknego domu z reklamówką w dłoni, zabrała tylko kilka podręcznych rzeczy. Wsiadła do samochodu, była blada, choć na twarzy miała ślad po uderzeniu. Taka ledwo widoczna, czerwona smuga.
Mąż kat, to nie tylko dramat kobiet, których życie potoczyło się mniej bajkowo i zepchnęło w odmęty patologii. Te, które mieszkają w porządnych domach, jeżdżą dobrymi samochodami i noszą markowe ubrania, cierpią niekiedy jeszcze bardziej. Żyją w podwójnym strachu przed „nim” i przed ujawnieniem prawdy tak kompletnie niepasującej do życia tak zwanych „wyższych sfer”. Przecież są ludźmi „na poziomie”…
Nikt nic nie widział
Dom jest ciepły, pachnący normalnym życiem – świeżym praniem, obiadem, świętami. Ona projektuje wnętrza, więc dba o wystrój. Zmieniające się pory roku, to nowe zasłony, obrusy, dekoracje stołu. Wszystko w wysokim standardzie, jak przystało na rodzinę prezesa dużej korporacji. Jest pełna pasji, młoda, atrakcyjna zadbana, krzycząca wręcz swoją kobiecością i tak często wychodzi z domu…
Byli tacy, którzy zastanawiali się, jak ona to robi, jak na wszystko znajduje czas. A mąż? Ależ on tolerancyjny. A ona… powtarzała, że nie jest typem „kury domowej”, że potrzebuje dużo przestrzeni. Ludzie patrzyli na nią i niekiedy plotkowali, że flirtuje, że jest beztroska, rozpieszczona. A ona śmiała się głośniej i pakowała rodzinę na wymarzone wakacje w ciepłych krajach. Więc nic nie zauważyli… A ona grała swoją rolę niezmienni przez lata.
„Dłużej nie wytrzymam”…
… pomyślała i wyszła z domu. Odważyła się na telefon, nie do najbliższej przyjaciółki, sąsiadki…nie. Zadzwoniła do znajomej dziewczyny, chyba nawet nie były wtedy aż tak blisko. To był odruch, z jakiś powodów to przy niej poczuła się bezpiecznie. A może było jej już wszystko jedno.
– Bije mnie od 18 lat – powiedziała spokojnym głosem, kiedy wsiadła do samochodu i dodała: „zawieź mnie, proszę, na policję”.
Najważniejsze są dzieci
– Pojadą i wyprowadzą go w kajdankach, jak zwykłego przestępcę, łajdaka. Dla nich nie ma znaczenia, kim jest, gdzie pracuje – powtarzała nerwowo słowa stojąc na obskurnym korytarzu lokalnego komisariatu. – Nie powinno mieć dla nich to żadnego znaczenia – odpowiedziała znajoma – dla ciebie też nie – dodała.
– Taki wstyd, wszyscy zobaczą – powtarzała dalej, jak w jakimś dziwnym transie. A w głowie kłębiła się jej jedna myśl: „W domu są synowie”… Odwróciła głowę w kierunku policjanta i zastygła na moment. – Proszę wycofać wszystko, co powiedziałam. Nie mogę zrobić tego dzieciom. Nie mogą zobaczyć ojca w takiej sytuacji. Oni nic nie wiedzą – powiedziała zdecydowanym, opanowanym tonem. – Tak się tylko tak pani wydaje – cierpliwie powiedział policjant dodając: – Pani dzieci już cierpią i być może nigdy nie przestaną. A mąż kiedyś panią zabije.
Stała tam i płakała. – Nie, nie mogę. Nie dam rady – wydusiła.
Niebieska Karta nie ma w sobie odcieni błękitu
Pojechała do znajomej. Miała temperaturę, trzęsła się, ale już nie płakała. „Co będzie dalej”, „Jak on zareaguje” – tłukło się jej po głowie. I co powie synom, są w trudnym wieku, dorastają…
Jak on zareaguje – wiedziała. Wścieknie się, dostanie szału. A później będzie przepraszał, kupi pierścionek – jak zwykle. – Tylko, że teraz wszyscy się dowiedzą, ale to nic, to dobrze, to taka ulga. Mam to w dupie – wyrzucała z siebie setki słów chcąc dodać sobie pewności.
A później pojechała do domu..
Podniósł na nią rękę – oczywiście, że to zrobił. Miała jednak Niebieską Kartę, reakcja policji była szybka. Zamknęli go na 24 godziny. Wyszedł i wypowiedział jej wojnę, w której wszystko jest dozwolone.
Jest trudnym przeciwnikiem, prezesem, nieskazitelnym managerem, który przecież niemalże każdego dnia coś negocjuje, przekonuje, że ma rację. Jest w tym dobry. Ona jest kobietą, krzyczy emocjami, robi głupoty, a w tej walce, gdzie po obu stronach stoją najlepsi prawnicy, nie ma już miejsca na błędy. Dobrze jest też manifestować słabość, która powinna zostać wypłakana, ale nie w poduszkę, najlepiej publicznie. Tylko ona nie chce już być słaba, była przez tyle lat… Teraz chce chodzić z głowa prawdziwie podniesioną do góry, bo zrzuciła z siebie ciężar, nie musi już udawać, walczy o siebie.
Cena godności
Straciła najstarszego syna. Nie chce jej znać. Ona cierpi, bo kiedy jej ubliża wie, że to rozpacz dziecka zamkniętego w ciele młodego mężczyzny. Kiedyś była z synem tak blisko, byli przyjaciółmi, mówił jej o wszystkim. – Może kiedyś do mnie wróci… zrozumie. Boże..,żeby tylko nie był taki jak ojciec – myśli gorączkowo.
Młodszy syn jest inny, zamknięty w sobie. Został przy niej, posmutniał, dorasta zbyt szybko…
Ona stara się poukładać sobie nowe życie,..może trochę się pogubiła, zbyt manifestuje wszystko co „nowe”. Jest po rozwodzie, ale nie uwolniła się od „niego”. W sądzie toczy się sprawa z „jego” powództwa o składanie fałszywych zeznań. Absurd, któremu przyklaskuje prawo. Tak naprawdę wszyscy są zmęczenia, cała pokaleczona rodzina, świadkowie. „On” też cierpi, kocha wypaczoną miłością i nienawidzi jednocześnie. Karze siebie, ją, ale najbardziej dzieci. A znajomi, przyjaciele, jak to w życiu – niektórzy opowiedzieli się po jednej stronie, inni po drugiej. Najwięcej jednak pozostaje za zachowaniem obojętności.
Obojętność jest bezpieczna, tylko to za jej przyzwoleniem dzieje się wszelkie zło.