– O wyrzuty sumienia, musisz zapytać te młode mężatki, które same nie wiedzą, czego chcą od życia. Mi jest tak po prostu dobrze. W domu na co dzień, mąż a na weekendy i czasem w tygodniu – kochanek. Mam trochę ponad 50 lat, dzieci odchowałam, prowadzimy dużą firmę. Odsunęliśmy się od siebie z mężem, już dawno. Tak wiesz, uczuciowo i łóżkowo. Ale pod wspólnym dachem, nie wyobrażam sobie kogoś innego. Razem się dorobiliśmy majątku, razem przeżyliśmy tyle lat, więc po co to zmieniać? Przecież mnie z tym drugim łączy tylko i wyłącznie dobry seks. Coś, czego ja nadal potrzebuję, a na co mój małżonek, już zwyczajnie nie ma ochoty. A może też kogoś ma? Szczerze, nie ma to dla mnie większego znaczenia. Ludzie się przecież zdradzali i będą zdradzać. Śmieszy mnie, gdy słyszę „ja nigdy tego nie zrobię”. Nie mówiłam tak, bo doskonale wiem, jak bywa. Czasem wystarczy tylko impuls, żeby to zrobić, czasem kieliszek wódki za dużo. A czasem, tak jak u mnie, trzeba dojrzałości. Bo zdradzać, trzeba albo umieć, albo w ogóle się w to nie mieszać.
Barbara jest wykształconą kobietą i bardzo szczerą. – Nie powiem ci, że ja i mój mąż byliśmy kiedyś szczęśliwi, bo nadal jesteśmy. Jesteśmy razem blisko 30 lat, mamy dwoje fantastycznych dzieci, mieszkają za granicą, bo tam też studiowali. Nam został ogromny dom i firma, którą prowadzimy co prawda wspólnie, ale to jednak Janek, robi w niej więcej. Więcej pracuje, zajmuje transportem, zatrudnianiem ludzi, ma większą odpowiedzialność. Ja z kolei, byłam i jestem bardziej temperamentna w sprawach damsko męskich. Mąż nieraz się śmiał, że na starość będę musiała poszukać sobie młodszego na skoki w bok. Bo przecież rozwodu z powodu seksu nie wezmę. Za bardzo go kocham, za dobrze nam razem, zbyt wygodnie. I jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi, tak jest. Nie pyta mnie o nic, gdy znikam na noc, nie rzuca dziwnych insynuacji, nie jest wścibski, nie dogryza. A pewnie się domyśla, przecież wie gdzie wychodzę, do kogo pędzę wystrojona jak nastolatka. Ale sam nie aranżuje sytuacji łóżkowych, jest bardzo zapracowany, często przemęczony. A gdy wpada wolna chwila, woli jechać na golfa ze znajomymi, popływać, ryby łowić. No taki już jest, taki był niemalże zawsze. Oczywiście, że uprawiamy seks do dziś, rzadko bo rzadko, ale jeszcze nam się zdarzy. Dla mnie to jednak za mało. Zawsze lubiłam adrenalinę związaną z podnieceniem, z cielesnością.
Swojego „chłopca”, bo tak nazywam kochanka, poznałam zwyczajnie. Koleżanka, w podobnej sytuacji jak moja, wypaliła kiedyś na spotkaniu, że sypia z kimś od prawie roku, że nigdy nie mogłaby sobie nawet wymarzyć lepszego układu. Jej mąż, tak jak mój, też przymyka na to oko, woli wygodę i brak problemów, konfliktów. Zresztą o co? Skoro on, mąż, nie korzysta, bo zwyczajnie nie chce, to dlaczego ja miałabym zrezygnować, skoro tak to lubię? I poznała mnie z kolegą tego swojego chłoptasia. Układ był jasny od samego początku – dzwonię, gdy mam ochotę, jedziemy do hotelu lub do mojego starego mieszkania, które chwilowo stoi puste. Kochamy się na stole, pod prysznicem, czasem w łóżku. On wie, czego potrzebuję, że lubię mocno i intensywnie, że lubię sobie pokrzyczeć z rozkoszy. On też nie narzeka. Jestem dojrzała, otwarta, niczym mnie nie zaskoczy i nie zawstydzi. Nie, nie chodzimy razem do kina czy na kolację. To akurat tylko z moim mężem, bo nikt nie potrafi tak dobrze dobrać wina do serwowanej dziczyzny, jak właśnie on. Nikt też, nie zna tak dobrze repertuaru, który uwielbiam i nie wie, kiedy wolę teatr od opery. Nie czuję, że kogoś krzywdzę, nie gryzie mnie sumienie, nie czuję do siebie wstrętu. Wręcz przeciwnie, wrócił mój seksapil i poczucie kobiecości. I nie myślę o kochanku, gdy nocą kładę się spać do małżeńskiego łóżka. To dwa inne życia. Ba! Kochanek, to w zasadzie nie życie, tylko odskocznia. Śmiem twierdzić, że może właśnie dzięki niemu, nadal jestem żoną Janka. Bo mam to czego potrzebuje. A że pod dwoma, różnymi kołdrami? To nie stanowi problemu, dla żadnego z nas.
Psycholog i psychoterapeuta, Marek Jaros wyjaśnia :
Przede wszystkim musimy uświadomić sobie, że z biologicznego punktu widzenia nie jesteśmy stworzeni do wierności. Rzadko się zdarza, by jakiś gatunek był monogamiczny z natury i człowiek nie jest tu wyjątkiem. Monogamia jest stosunkowo nowym wynalazkiem ludzkości i do tego raczej kulturowym niż ewolucyjnym, więc nie ma co się dziwić, że mamy kłopoty z utrzymaniem wierności jednemu partnerowi. I nie jest to usprawiedliwienie, oczywiście każdy może powiedzieć – no cóż, skoro taka jest natura człowieka, to nic na to nie poradzimy… Ale to nie jest zbyt rozsądne podejście. Tym się właśnie różnimy od naszych mniej rozwiniętych kuzynów, że potrafimy oprzeć się biologicznym instynktom i popędom. (źródło WP Kobieta).
Ela, mówi szybko i zdecydowanie – Zdradziłam i żałuję. I każdego dnia, modlę się żeby mój ukochany, dziś już mąż i ojciec naszej córeczki, nigdy się nie dowiedział. Nie potrafię określić jednoznacznie, dlaczego to zrobiłam. Byliśmy ze sobą od zawsze, bo już w liceum. Zamieszkaliśmy razem dość szybko, zawsze byliśmy siebie pewni, tego, że wspólna przyszłość nas czeka, również. Marek jest czuły, opiekuńczy, dobry. I bardzo mądry, z niejednej opresji nas wyciągał, nie raz stawał na wysokości zadania. Oaza spokoju i bezpieczeństwa. To się stało rok przed ślubem. Nie pokłóciliśmy się i nie mieliśmy cichych dni. Po prostu, byłam z koleżanką na koncercie w innym mieście, zadała głupie pytanie. Jedno z tych, czy jestem pewna, że chcę z Markiem spędzić resztę życia, skoro nie spróbowałam innego? Niby mnie to rozśmieszyło, nawet poirytowało, a jednak nie wychodziło z głowy. Zasiało niepokój. Niedługo potem, nadarzyła się okazja, żeby to zwyczajnie sprawdzić. Kolega kolegi, klasyczna sytuacja. Wylądowaliśmy u niego, nie ukrywam, że seks był nieziemski. Ale już powrót do domu – koszmarny. Gdy zobaczyłam Marka zatroskanego o mnie, o to czy nie jestem głodna, czy nie zmarzłam. I ta radość w jego oczach, ulga, że wróciłam, że nic mi nie jest, pomyślałam „ty cholerna debilko, zobacz co mogłaś stracić”. Nigdy nie powiedziałam prawdy i nigdy się też nie przyznam do tego, co zrobiłam, bo to tylko nas rozdzieli. Mojego męża skrzywdzi, rozbije rodzinę naszej córce. Minęło 8 lat od tamtego zdarzenia i nadal, bardzo żałuje, wręcz się przed sobą wstydzę. Bo mało kto zdaję sobie sprawę, że zdrada to decyzja. Decyzja, o świadomym oszukiwaniu, zadawaniu bólu i złamaniu obietnicy, dotyczącej zaufania.
Dwie różne historie… Choć niby o tym samym… Zdradzamy, bo czegoś nam brak, bo szukamy rozwiązań, bo lepiej nam zniknąć na chwilę, niż całkiem zmienić swoje życie. Zdradzamy, bo liczymy na rozwiązanie sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, bo spodziewamy się, że inne łóżko zapewni spokój w tym naszym – domowym. Zdradzamy, bo tęsknimy za czymś, o co sami nie potrafiliśmy zadbać w danym momencie. Zdradzamy, bo zwyczajnie boimy się odejść. Czy tak jest?