Go to content

To ku*ewsko ciężka robota, to bycie razem, bo sama miłość nie wystarczy

Piękna pogoda, taras nad samym jeziorem. I oni tacy zakochani, tak w siebie wpatrzeni. Ona w długiej białej sukni, on elegancki w garniturze. Mówili sobie, że to prawdziwe szczęście, że się spotkali. Deklarowali, że teraz, po ślubie będzie jeszcze szczęśliwiej. Obiecywali sobie, że zawsze będą dla siebie wsparciem, że będą dla siebie najważniejsi, że ich miłość nigdy nie wygaśnie.

Przysłuchiwałam się temu stojąc z boku i myśląc, jak będzie wyglądać ich życie za trzy, za pięć, za dziesięć lat? Jak będą na siebie warczeć, wychodzić z domu i trzaskać drzwiami, jak daleko będzie im do tego szczególnego i wyjątkowego dla nich dnia. Jak bardzo teraz wierzą, że ta miłość wszystko przezwycięży. A przecież sama miłość nie wystarczy i to nie jest cynizm. To kwestia własnego doświadczenia, rozmów, obserwacji tych związków, które przetrwały lata i tych, które po latach się rozpadły, a przecież kiedyś też tak sobie przysięgali. Też chcieli wierzyć, że razem i na zawsze i najpiękniej.

Ślub to takie ucieleśnienie mitu o idealnej miłości, mitu, który prędzej czy później sięgnie bruku – i to też nie jest cynizm, tak się po prostu dzieje. I każdy, kto wytrwał w wieloletnim związku, to przyzna.

Stojąc tam, podczas ślubu, obserwując ich wzruszenie, myślałam o tym, że szkoda, że nie wiedzą dzisiaj tego wszystkiego, co ja wiem, co wiedzą inne żony i stojący koło nich mężowie. Myślałam, jak cyniczna mimo wszystko jestem myśląc: „poczekajcie kilka lat, nic nie będzie takie jak dziś”.

Gdyby ta stojąca przed ślubną przysięgą miłość wiedziała to, co wie ta, która o ślubie prawie nie pamięta? Może ustrzeglibyśmy się wielu błędów, może łatwiej byłoby nam rozwiązywać konflikty, może w końcu dojrzalej wchodzilibyśmy w kolejne odsłony aktów małżeństwa, rozumiejąc, że wiele rzeczy jest zwyczajnie naturalnych i każdy przez to przechodzi…

Gdybym dzisiaj to ja brała ślub, chciałabym, żeby ktoś mi głośno powiedział, że:

Miłość w małżeństwie nie wystarczy

Ona łączy nas na początku, ale choćbyśmy nie wiem, jak się zarzekali – sama nie wystarczy. Bo nagle okazuje się, że oczekujemy czegoś więcej – bezpieczeństwa, spokoju, wsparcia, wspólnych pasji, tego, żeby on umiał przykręcić kontakt, a ona patrzyła na niego z pożądaniem. Wchodzimy w związek pełni nadziei, że znaleźliśmy kogoś, kogo kochamy, kto kocha nas i że to wystarczy, nic więcej nie będzie nam potrzeba. A to nieprawda. Będziemy potrzebować o wiele więcej niż tylko miłości, związek składa się z kompromisów, z oczekiwań, z potrzeb każdego z nas. Na to powinniśmy być otwarci zawsze i uważni na wszystkie braki, które się pojawią, by je komunikować, by o nich rozmawiać, by je wywrzeszczeć w kolejnej kłótni, kiedy on mówi, że nie wie o co ci chodzi, a ty masz serdecznie dość upominania się choćby o odrobinę czułości!

Pewnego dnia pomyślę, że już nie chcę z nim być

On też tak pomyśli. Może nie tego samego dnia, może innego. Ale taki dzień (przynajmniej jeden) nadejdzie. Taki dzień, kiedy chce się wyjść, trzasnąć drzwiami i już nigdy nie wracać. Spakować walizkę i uciec na koniec świata, byle dalej od niego, czy od niej. Tego nikt nam nie mówi, kiedy on klęczy, a my mówimy „tak”. Wiemy, że będą kłótnie, w końcu kłóciliśmy się bez ślubu, a jednak. Wiele się zmienia. We wspólnym życiu pojawiają się dzieci, praca, która bywa ważniejsza niż my, przyjaciele, stres, frustracja. Wspólne życie na full time nie jest sielanką, a już na pewno nie przez cały czas. Bo miewamy siebie dosyć, bo marzymy, by wyjechać gdzieś samemu, odciąć się do szarej rzeczywistości, która przytłacza i nawet miłość nie jest w stanie jej podkoloryzować.

Przez chwilę będę pewna, że bez niego byłabym szczęśliwsza

On stanie się winny wszystkich zmarnowanych szans, braku rozwoju, podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Bo ktoś winny musi być. I nim nie zrozumie się, że to my sami jesteśmy odpowiedzialni za to, jakąś ścieżkę wybieramy, to tkwi w nas głębokie przekonanie, że gdyby nie ten związek, nie ten mężczyzna, czy ta kobieta, to bylibyśmy w zupełnie innym miejscu w naszym życiu. Że bylibyśmy szczęśliwi, bo jesteśmy przekonani, że to związek nas ogranicza, że zamknięci jesteśmy w klatce. Tylko tylko, że ta klatka jest sumą naszych własnych strachów, przekonań, uprzedzeń i braku wiary w siebie, a nie winą tej drugiej osoby.

Usłyszę jedne z najgorszych rzeczy o sobie

Obok „kocham” pojawi się, że na niego nigdy nie można liczyć, że jest wiecznym dzieciakiem, egoistą. A ona dowie się, że mendzi, jęczy, że jest nudna z tymi swoimi ciągłymi pretensjami, że się zmieniła (na gorsze), że można szału dostać z tą jej wieczną potrzebą kontroli. To nie jest łatwe, gdy rani cię ktoś, kogo kochasz, gdy mówi ci rzeczy, których ty nawet o sobie nie pomyślisz. I można się obrażać, ale można też coś z tym zrobić. Posłuchać i spojrzeć trochę krytyczniej na siebie, bez porównywania, po czyjej stronie wina jest większa, czy kto od kogo jest lepszy. Związek to nie rywalizacja, lepiej szybko zdać sobie z tego sprawę.

Związek się zmienia, ewoluuje

Przyjmujemy to, co nam dane i koniec. Przecież nic się nie powinno się zmienić, nikt nam tego nie mówił. Związek to związek. Nad czym tu się zastanawiać, zwłaszcza gdy już kilka lat jesteśmy po ślubie. To nieprawda! To nieprawda, że zawsze będzie tak samo. Będzie różnie, inaczej. Bo my się zmieniamy, bo dojrzewamy, bo zmieniają się nasze priorytety, potrzeby. Musimy podążać za tym, za drugim człowiekiem, który też się zmienia. Musimy słuchać, być uważnymi, zmieniać się, iść na kompromisy, walczyć o to, co dla nas ważne. Jasne, że można usiąść na kanapie i gapić się wspólnie w telewizor. Ale czy o takim życiu razem myśleliście w dniu ślubu?

Choćbyśmy nie wiem, jak się zarzekali, pokusa zdrady zawsze się pojawi

Niektórzy uważają to za naturalne… Każdy z nas kilka lub kilkanaście lat temu się zastrzegał, że tylko ten jeden, ta jedyna. Że już żadna kobieta czy facet nie zawrócą nam w głowie, tak jak ten, kogo bierzemy za żonę czy męża. Po latach wiemy, że to, za przeproszeniem – gówno prawda. Zawsze pojawi się ktoś. Ktoś, kto dosadnie pokaże nam braki w naszym związku, kto da nam to, czego w małżeństwie nie doświadczamy. Nie mówię, że każdy zdradza – każdy staje przed taką pokusą. Warto się nad tym pochylić, zobaczyć, skąd się bierze, co dla nas oznacza, a nie chować głowy w piasek i udawać, że nic się nie dzieje. Bo jednak się dzieje.

Seks jest niezwykle istotny

Choć przyjdzie czas, kiedy będzie się nam wydawało inaczej, bo już nie będzie tak atrakcyjnie, namiętnie, zaskakująco. Seks, tak jak wszystko w związku, się zmienia i wymaga pracy, wysiłku, by był, by się wam chciało, byście byli otwarci na siebie, na swoje propozycje, na zabawę. Nikt nas tego nie uczy. Na początku seks jest nieodzowną podstawą związku, a później zostaje zepchnięty gdzieś na daleki koniec, bo dzieci, bo zmęczenie, bo fajny film, bo moje ciało nie jest już tak atrakcyjne. Uważajcie, żebyście z seksu nie zrezygnowali, by dojrzewał razem z wami i był coraz lepszy. Tak samo jak wy.

To ku*ewsko ciężka robota, to bycie razem

Kiedy za kilka, a nawet kilkanaście lat ktoś wam powie: „Ale fajna z was para”, tylko wy będziecie wiedzieć, jak wielką robotę wykonaliście, by być w takim punkcie, by widać było, że się lubicie, że lubicie spędzać ze sobą czas, że pomimo wzlotów i upadków nadal jesteście razem. Że dziś dla was już nic nie jest czarno-białe, że niczego nie możecie być pewnie, bo wystarczy małe zawahanie, nuta niepewności, żeby to, co tak ciężko budowaliście, zaczęło się rozsypywać. Nigdy nie będziecie tak bardzo pewni swojej miłości, jak w dniu ślubu. Ale to jest wartość – ta wiedza. Bo nic nie zobowiązuje tak bardzo jak świadomość, świadomość, że do pełni szczęścia w związku potrzeba pracy, potrzeba setek kłótni, awantur, krzyków, otwartości na zmiany i uważności na siebie i tę drugą osobę.

Każdy kto naprawdę kocha przechodzi przez tę drogę, by na jej końcu, kiedy obrączki się zgubią, pękną albo grawer się zetrze powiedzieć: „Cholera, to był fajny związek, byliśmy świetną parą, szczęśliwą”. A jeśli kiedykolwiek ktokolwiek zwątpi w miłość, powinien sobie przypomnieć ten dzień, dzień ślubu i wszystko to, w co się wtedy wierzyło i jak się kochało!