Go to content

Ktoś zawsze jest „bardziej. To jeden z podstawowych grzechów w związku

W czym jest zawsze największy problem w związku, na jakim poziomie się frustrujemy, denerwujemy? Może – bo on jest za mało czuły? Za bardzo towarzyski? Zbyt rozrzutny? Nieodpowiedzialny?

Przeważnie jest czegoś za mało, albo przeciwnie – za dużo. Za mało zajmuje się dziećmi, za mało angażuje w życie rodzinne. Za mało przejawia chęci do wspólnego spędzania czasu.

Albo

Za dużo pracuje. Za dużo siedzi na kanapie. Za dużo pije piwa. Za dużo spędza czasu w pracy. Za dużo rozmawia ze swoją matką. Jest za bardzo racjonalny.

Jesteśmy wiecznie skrzywione, bo to jaki on jest, nie bywa tożsame z naszym wyobrażeniem. Cały czas porównujemy, chcemy więcej lub mniej. Patrzymy na partnera ze swojej perspektywy. Tej, która wszystko robi „akuratnie” i na pewno „bardziej” od niego.

Ale gdyby tak się przyjrzeć głębiej. Może to „bardziej” pakuje nas w pewną pułapkę?

Kontrola

To my musimy być bardziej ogarnięte, bardziej zorganizowane, bo on niczego nie wie. Nie wie, kiedy dzieci mają zajęcia, o której odebrać syna z przedszkola, co kupić na obiad. My za to jesteśmy mistrzyniami kontrolowania, bo nic bez nas dobrego zadziać się nie może. „Zginąłby w pół minuty” – mówimy. I jesteśmy bardziej poukładane od niego oczywiście. Dzwonimy, sprawdzamy, przypominamy. Bo w końcu ktoś musi być bardziej odpowiedzialny za codzienność.

Im bardziej my wszystko kontrolujemy, tym większą dajemy partnerowi przestrzeń do nieprzejmowania się codziennymi sprawami. „Po co mam o tym pamiętać, skoro ona i tak mi przypomni”, a często zrobi… za niego.

Miłość

Kochać według nas też ktoś w związku powinien bardziej. I to raczej na pewno bardziej kochamy my – kobiety. Bo jak inaczej? „Zobacz, ile ci daję, jak bardzo cię kocham, a ty? Nawet mnie nie przytulisz”. Kochamy bardziej, bo bardziej jesteśmy czułe, wrażliwe i empatyczne. To kochanie bardziej nas bardzo frustruje, bo chciałybyśmy dostawać tyle samo miłości, ile dajemy. Ale niestety tak się nie da. Choćby dlatego, że mężczyźni kochają inaczej, inaczej też miłość okazują. Nie da się mierzyć równą miarą i odznaczać, gdzie czyja miłość się kończy, a gdzie zaczyna.

A może spróbować kochać po prostu? Tak jak umiemy, jak nam z tym kochaniem najlepiej. I nie wymagać, by ktoś kochał nas bardziej niż my jego? On kocha. To fakt, który niestety rzadko wystarcza nam za dowód.

Dzieci

Według ciebie ty bardziej zajmujesz się dziećmi, jesteś lepszym rodzicem – gdzieś w głębi ducha myślisz tak o sobie z satysfakcją. Jesteś rodzicem bardziej wyrozumiałym, mimo wszystko bardziej cierpliwym, uważnym na emocje dzieci. I wiecznie strofujesz swojego partnera. Że nie tak, że źle rozmawia z dziećmi, że z dużo nagradza lub karze, że spędza za mało czasu z nimi, a jak już spędza to w nieodpowiedni sposób. Bo przecież tylko ty najlepiej umiesz o dzieci zadbać. Ty nie zapomnisz o obiedzie, ubraniu dziecku szalika i zawiezieniu na basen. A jemu i owszem – zdarzało się. Tylko czy to, że ty „bardziej” świadczy o tym, że on jest złym tatą?

Im bardziej ty jesteś bliska ideału rodzica, tym bardziej jego zniechęcasz do jakichkolwiek ojcowskich aktywności. W końcu w twoich oczach on zawsze coś robi nie tak, więc w końcu przestanie się starać, bo i po co?

Plany, marzenia

Któreś z nas zawsze chce czegoś bardziej. Ona chce bardziej niż on większego domu, a on bardziej czasu na pogranie z kolegami w piłkę. To „bardziej” jest zawsze źródłem konfliktów. Ona zdecydowanie bardziej niż on chce jechać na wspólne wakacje, bo już je planuje szuka miejsca, hotelu. „Nie, no jemu z pewnością nie zależy, bo nawet miejsca nie wybrał”. Podobnie jest z wieloma podejmowanymi wspólnie decyzjami. Planujecie remont, ale ty z góry się frustrujesz, że on ma wszystko w nosie, bo to ty szukasz farby, wybierasz podłogi. „Jak może mu nie zależeć na naszym mieszkaniu” – wypłakujesz się koleżance. No tak, tobie z pewnością zależy bardziej…

Mam wrażenie, że im dalej w las, tym owo „bardziej” czyni większe szkody. Ktoś jest bardziej rozrzutny, to ten drugi robi się bardziej oszczędny. Jedno bardziej myśli o drugim wysyłając SMS-y i wydzwaniając i frustruje się, kiedy owo „bardziej” do niego nie wraca. Ona dba o dom bardziej, więc on dba mniej – że jest wygodny? A kto by nie był, kiedy ona wszystko zawsze zrobi lepiej.

Przyjrzyjcie się sobie. Jak często używacie w głowie „ja bardziej”. Bardziej niż on? Stawiacie sobie poprzeczkę wysoko, zresztą nie tylko sobie, ale też partnerowi. Tyle, że on o tej poprzeczce wie, ma szansę ogóle ją przeskoczyć? Rywalizacja w związku jest czymś naturalnym – jeśli motywuje drugą osobę do działania.

A gdyby tak odpuścić trochę to „bardziej”. Pomyśleć: „Dzisiaj nie chcę być lepsza. Jemu oddaję przestrzeń” i może się okazać, że on świetnie sobie poradzi. A ty poczujesz, że możesz na nim polegać. Bo kiedy ty przestajesz wszystko wokół kontrolować, planować, organizować, to okazuje się, że on nie ginie w pół minuty. Może i robi wiele rzeczy, których ty byś nie zrobiła. Na przykład zabierze dzieci na pizzę, zamiast zrobić obiad. Ale czy jest w tym coś złego? Kiedy odpuścisz kolejny, i kolejny raz uwierz – on z tej pizzy zrezygnuje na rzecz domowego obiadu. Nie zapomni zawieźć syna na trening, bo ustawi w telefonie przypominajkę, wiedząc że ty nie zadzwonisz i że tym razem on się musi trochę bardziej postarać.

A w miłości? W czułości? Jesteśmy inni. Cudownie się różnimy. Więc nie chciejmy nikogo zmieniać, mówmy o swoich potrzebach, rozmawiajmy. Ale nie oczekujmy, że mężczyzna spojrzy na świat oczami kobiety. Chcecie kochać bardziej – bardzo proszę, ale zostawiajcie przestrzeń na jego miłość i jej okazywanie. Na jego „bardziej”.