„Nie dam rady” – myślisz, bo twój świat się skończył, bo wszystko w co wierzyłaś, co budowałaś nagle przestało istnieć. Jednym trzaśnięciem drzwi, jedną kłótnią, awanturą, zdradą. Tak ci się dzisiaj wydaje, że to był ten jeden raz, ale gdzieś podskórnie wiesz, że to już trwało, że wszystko prowadziło do tego rozstania. Ale dopóki się nie wydarzy masz ciągle nadzieję, że może jednak coś się zmieni, może stanie się jakiś cud.
Nic takiego się nie dzieje, a ty zapadasz się w rozpaczy. Ktoś wyrwał ci kawałek serca i już nigdy nic nie będzie takie samo. To boli tak, że nie chcesz żyć, że chcesz zapomnieć. Myślisz, że już nigdy nic nie będzie takie samo.
A gdyby ta inaczej. Gdyby pomyśleć: „A w nosie z tym wszystkim, trzeba iść do przodu”? I tak, wiem, że gdy słyszysz: „jeszcze wszystko będzie dobrze”, to marne pocieszenie, bo zwyczajnie w to nie wierzysz, a raczej nie chcesz wierzyć. Bo jak ma być dobrze, skoro nie ma obok ciebie mężczyzny, którego kochałaś, który dawał ci może i złudne, ale jednak poczucie szczęścia.
Ale pomyśl chociaż przez moment. Chcesz dać mu satysfakcję i żyć w tej rozpaczy, dać mu prawo do odebrania tobie radości życia? No hej, zastanów się. Naprawdę tego chcesz, czy wolisz jemu i sobie udowodnić, że jednak nie był aż tyle wart, ile się tobie wydawało.
Spróbuj. W końcu życie ma się jedno i szkoda go marnować na wydłużając się rozpacz po draniu. Małymi kroczkami można wyrwać się z poczucia, że twoje życie jest już teraz tylko beznadziejne. Gdyby tak pokusić się o stworzenie instrukcji: „Jak przeżyć rozpad związku”? Co powinno się w niej znaleźć? Pomyślmy.
Punkt pierwszy: „kocham się”
To może być takie proste. Powtarzaj sobie co rano do lustra: „Kocham cię”, później do odbicia w oknie, a później widząc siebie w wystawie sklepowej i jak kładziesz się spać powtarzaj sobie: „kocham się”. Jesteś cudowną, fajną kobietą. Bo kurde no przecież jesteś. Prawda? Nie bez przyczyny słyszymy – pokochasz siebie, wtedy pokocha cię cały świat. I tak będzie. Ale najpierw do znudzenia powtarzaj sobie: „kocham się”. I nie przestawaj! Ty jesteś panią swoich uczuć, a nie jakiś idiota, który cię zostawił. Niech się dowie, co stracił.
Punkt drugi: „chcę być szczęśliwa”
Głupie prawda? Bo kto z nas nie chce być szczęśliwy? Tylko, że powiedzenie sobie tego głośno może wiele zmienić. Przecież nie chcesz spędzić resztę życia opłakując swoją nieszczęśliwą miłość. No nie chcesz prawda? Więc mów sobie: „chcę być szczęśliwa”, jak jesteś zła, wściekła, jak czujesz, że nie panujesz nad smutkiem i przyklej sobie do twarzy uśmiech. Wiecie, że ten sztuczny z czasem staje się prawdziwym. Amerykańcy naukowcy nawet dowiedli, że taki uśmiech, choć nie odzwierciedla stanu naszej duszy, obniża poziom stresu. To co – śmiej się, na przekór temu, co ci zrobił!
Punkt trzeci: poprzeklinaj sobie
Nawet jak nie klniesz na głos to choć w myślach. Ktoś powie – prymitywne, ale czy jest coś, co przynosi większą ulgę niż pomyślenie: „A weź wypie*dalaj”. Wiesz, co jest najlepsze? Że przeklinanie – czy to głośno, czy nawet szeptem sprawi, że przestaniesz czuć się ofiarą. Głupie? Spróbuj.
Punkt czwarty: zerwij kontakt
Nie zadręczaj się obserwowaniem go na Facebooku, nie gap się w jego numer telefonu zastanawiają się czy zadzwoni. To boli, ale to koniec. Nie umiesz sobie z tym poradzić? W przypływie żalu wysyłasz do niego SMS-y, komentujesz jego zdjęcia na Facebooku, a potem nie cierpisz sama siebie, że uległaś chwili słabości. Moja znajoma zawsze powtarzała: „Wyślę mu jutro tego SMS-a”, bo wiedziała, że już nie wyśle. To dobry sposób. Ale jak nie ufasz sama sobie – po co przedłużać agonię. Zablokuj go, skasuj numer. Tak naprawdę bywa zdecydowanie łatwiej.
Punkt piąty: „jest mi lepiej bez niego, bo…”
I szybko dokończ to zdanie. Czemu jest ci lepiej. Mi się kiedyś udało odkryć, że dzięki temu, ze facet mnie zostawił mogłam zjeść ile chciałam bobu. On nie cierpiał, nie lubił zapachu, a ja kochałam. Więc jadłam ten bób jak głupia, kiedy jego już nie było. Dzięki innemu wróciłam do biegania, bo on nie lubił, jak wychodziłam z domu wieczorem pobiegać. A niech spadają. A tobie? Czemu jest lepiej bez niego? Odpowiedź jest dowolna.
Punkt szósty: „nie cierpiałam, jak słodził kawę”.
Bo zawsze tłukł łyżeczką o kubek. A może siorbał, a może mlaskał jak jadł obiad, albo pociągał nosem. A może nie lubiłaś jego stóp, albo dłoni. A może ubierał się w sumie beznadziejnie? No przecież nikt nie jest idealny. I on też na pewno nie był. Teraz już możesz się do tego przyznać. Nie musisz zakładać różowych okularów. Teraz to już najwyższy czas je ściągnąć. Pomyśl? Ubierał jakieś idiotyczne skarpetki? A może jego brzuch wyglądał znacznie gorzej od twojego, ale zdążyłaś się w nim zakochać, nim ściągnął koszulkę. A ty zawsze lubiłaś umięśnionych facetów, co ci strzeliło do łba, że właśnie on. Eh… Trzeba się otrząsnąć.
Punkt siódmy: „minęło X dni od rozstania, czuję się…”
Zobacz, to nie jest tak, że tylko łzy i smutek. Pomyśl ile dni minęło, i co się zmieniło. Jak zmieniły się twoje emocje, twoje spojrzenie na to, co było. Pozwól sobie osłabnąć złości, smutkowi i rozczarowaniu. Bo one na pewno słabną, a ty musisz to tylko dostrzec. Bo okazało się, że świat się nie skończył, że toczy się dalej i że wokół dzieją się całkiem fajne rzeczy. Prawda?
Punkt ósmy: „Będzie ktoś lepszy”
Tak, to nie jest łatwe – powiedzenie sobie, że będzie ktoś lepszy od tego drania, który cię zostawił. Ale na pewno będzie. I nie, że teraz zaczniesz gorączkowo szukać, ale zobaczysz, że kiedyś rozśmiejesz się na wspomnienie tego, co było. Pomyślisz sobie – jaka byłam głupia, że tak płakałam. On nie był tego wart. I tej myśli się trzymaj! Nie puszczaj jej.
Babcia mojej przyjaciółki powtarzała: „pół świata tego kwiata”. No i nie ma co ukrywać, że miała rację. Faceci potrafią nas zranić, ale jak głęboka ta rana będzie – to już zależy od nas. Takie życie, choć marna to pewnie pociecha. Ale co tam. Musi być dobrze. Głowa do góry!
Instrukcję przyklej sobie w widocznym miejscu i trzymaj się jej. Bo wiesz… – tak nie wierzysz w to dzisiaj, ale: „będzie lepiej”!