Moje ciało to narzędzie. Szczupłe – znaczy, że posłuszne i kochane (np. przez mężczyzn), grube – znaczy, że podłe, wstrętne, ohydne, znienawidzone (przeze mnie najbardziej). Potrafiło dać mi rzeczy wspaniałe. Dzięki niemu urodziłam dziecko, przeżywałam najpiękniejszy seks, dawałam go bliskim mężczyznom.
Przez większość życia ciało jest moim wrogiem. Muszę je ujarzmić, stłamsić, pokonać. Skatować na siłowni, albo przeżreć je tak, że nie mogę oddychać. Muszę je zniszczyć. Czasem myślę: dlaczego? Przeżywam ostatnie lata młodości, mogłabym się nim cieszyć. Powinnam być z niego dumna – jest zdrowe, przenosi mnie z miejsca na miejsce, dzięki niemu mogę nie zastanawiać się, jak chodzę i się poruszam. Przytłacza mnie poczucie winy, bo wiem, że to co mam, jest wyjątkowe.
Bo widzę ludzi zgnębionych chorobą.
Bo widzę staruszków, dla których każdy centymetr jest sukcesem.
Widziałam śmierć, przemijanie, nie jestem niewrażliwa czy głupia.
I słyszę głos w swojej głowie: kiedyś docenisz, zrozumiesz, pożałujesz, podła Ty.
Dużo kobiet mówi mi, że jestem piękna (szczególnie, gdy szczupła), że jestem seksowna.
Dziś moja przyjaciółka ( śliczna dziewczyna) opowiadała, że chyba przestanie w siebie wierzyć, bo facet, którego kocha, nie pragnie jej, jakby chciała. Zasypia przy niej tak po prostu, bez przyspieszonego bicia serca, bez wyznań: „Rany, spać nie mogę, tak cię chcę”.
Bo nie pragnął jej tak bardzo były kochanek. Bo ktoś, gdy była nastolatką, powiedział, że ma za gruby tyłek. Stop, blokada, ona nie może już tego ciała pokochać – bo ono było odepchnięte przez ukochanych mężczyzn. Więc znów wraca do tego scenariusza.
To takie smutne, że to mężczyźni często nas tworzą. Że patrzymy na siebie ich oczami. Że z tego wzroku budujemy siebie.
Grzebię więc w historiach dawnych miłości. Nie. Każdy mężczyzna mówił mi, że jestem przepiękna i bardzo seksowna. Mój dawny partner wyznawał:„Twoje ciało to moc”, „Jesteś obłędna”.
Dziś nawet pomyślałam o tym mocniej – kobiety, które czują, że nie są piękne, muszą być w łóżku bardziej niż lepsze – jakby chciały nadrobić niedoskonałości ciała w doskonałości erotycznej. Więc bywałam kochanką (pewnie) doskonałą. Kochałam się zmęczona, gdy miałam miesiączkę i bolało mnie całe ciało, uprawiałam seks analny i każdy inny. Dzień dobry, jest pan w sklepie: „ona zrobi wszystko, zapraszamy”. Tworzyłam się na podobieństwo pragnień mężczyzny. Ja, feministka, kobieta ambitna, która wrzeszczy „nie” częściej, niż to „nie” wyszeptują grzeczne dziewczynki. Oddawałam świat za obłęd jego, za jego bezradność i słowa w sumie tak niewiele znaczące: „pragnę cię, umieram”.
Jednak czy to jest wolność musieć zasłużyć w seksie? Ile z nas to robi? Jak często nazywamy to niezależnością, równouprawnieniem? A poddajemy się, by być kochane i cenione…
Moje ciało to narzędzie. Gdy byłam, mała mój tata mówił, że jestem śliczna i że ładne dziewczynki dużo mogą. Przepraszam, tej ostatniej części zdania nie wypowiadał. Ale widziałam, jak puszył się jak paw, gdy jego znajomi mówili: „Masz przepiękną córkę”, widziałam jego zachwyt , ale i obrzydzenie, gdy trochę tyłam. Ten surowy ton: „Co ty ze sobą zrobiłaś?” albo syk: „Nie, nie zjesz tego kawałka ciasta! Widziałaś się w lustrze?!”.
Tak dziewczynka uczy się, że jedzenie jest złe. Tak uczy się, że mężczyźni lubią ładne ciała. Tak uczy się, że ciało to w ogóle jest wartość. Bo gdy oceniają je inni– tata jest dumny.
Widziałam ostatnio taką scenę.
On. Trzydzieści plus.
Ona. Dziesięć plus
Ona: Tato, jestem głodna
On: Przecież zjadłaś pizzę
Ona: Jestem głodna
On: Zjadłaś dużo. Nie jesteś głodna.
Ona: Jestem.
On: Nie jesteś! Zobacz jak wyglądasz. Będziesz wyglądać jak spasiona świnia
Ona (bardzo smutna): Tato, jestem głodna…
On (wściekły, do partnerki): Czy ty widzisz jak ona wygląda?! Koszmar.
Smutne, że tę scenę widziało kilka osób.
Ona na pewno będzie kiedyś dobrą kochanką. Miękką, ciepłą, podążającą za swoim mężczyzną ( doskonale nauczyła się przecież podążać za ukochanym tatą, przepraszać i spełniać jego oczekiwania). Nie będzie chyba lubić siebie. Jej ciało to będzie narzędzie.
Tyle pięknych, mądrych, dobrych kobiet, które nie potrafią kochać swoich ciał tak po prostu.
Tak, skatujmy je na siłowni, zgłuszmy je, albo obrośnijmy tłuszczem, żeby się z tym nie konfrontować.
I poczytajmy więcej poradników jak się wyprostować i wyprasować. Dobre kremy i preparaty na pewno rozwiążą wszystkie nasze problemy z duszą. Ukoją demony.
XXI wiek. Miej ciało idealne, bo inaczej – sorry – ale jesteś słaba.
SŁABA.