Mają , trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat. Czasem więcej, chociaż z wiekiem zazwyczaj nabiera się przekonania, że trzeba w końcu zadbać o siebie. I trochę lepiej widać, że jest się wykorzystywanym przez tego, kto miał być bliską osobą i wsparciem na stare lata. Kobiety – bohaterki swoich mężczyzn. Wierzą w ich kłamstwa, pożyczają pieniądze – im i dla nich. Zrobią wszystko, by on był szczęśliwy. Głównie kosztem własnego szczęścia.
Ewa ma 44 lata i za sobą nieudane małżeństwo. Traumatyczne, z ciężkim rozwodem. Długo trwało, zanim się pozbierała. Dzieci są już dorosłe, poukładało im się, jakoś wyszły „na swoje”. Przyszedł moment stabilizacji. Ewa mogłaby wieść w miarę spokojne życie, ma stałą, dobrą pracę i grono życzliwych osób. Wszystko byłoby dobrze, gdyby na swojej drodze nie spotkała Krzysztofa. Początkowo wydawało się, że po latach zawirowań, Ewa znalazła swoją miłosną przystań u jego boku. Krzysztof był spokojny, zabawny, z dystansem podchodził do życia. Rozśmieszał ją. Tak go widziała, choć spotykali się rzadko, bo nie mieszkają w tych samych miastach. Po kilku miesiącach coś zaczęło się zmieniać. Dzwonił coraz rzadziej, coraz mniej interesował się jej życiem, choć utrzymywał, że są parą. Ale ona była już bardzo zakochana, sama dbała o ten związek. A raczej o niego. To ona utrzymywała kontakt, przyjeżdżała. A jemu było wygodnie.
Nie zauważała, że Krzysztof dzwonił tylko wtedy, kiedy potrzebuje pieniędzy. Mówił, że jest chory, że to na leki, że ona jest jego jedyną szansą. Nie zauważała, że Ewa czuje się potrzebna, ważna. Daje mu to, co ma, ze swojej pensji, a jak nie starcza to pożycza. Przyjaciele pomagali jej początkowo, wierząc, że partnerowi rzeczywiście potrzebna jej pomoc. Jednak szybko okazało się, Krzysztof mógłby sobie sam świetnie poradzić, gdyby nie to, że … mu się nie chce. Jest sprawny fizycznie, zdolny do pracy, ale znalazł sobie idealny sposób na życie – partnerkę, która go utrzymuje. Nawet nie musi się specjalnie starać, uważa, że jej powinno wystarczyć, że jest. Że czasem powie jej, że ją kocha. I Ewa leci do tego uczucia jak ćma do światła. Bo innego nie zna. Bo wydaje jej się, że to jest najlepszym, co mogło jej się przytrafić. I że ona musi o nie dbać. Przecież to prawie ideał. Nie bije, nie krzyczy.
Ewa nie widzi, że jest wykorzystywana, choć wszyscy jej to mówią. Podtrzymuje tę całą bajkę o jego chorobie, może sama chce w nią wierzyć? Jest wdzięczna partnerowi za każdy najmniejszy wyraz uczucia, a może myśli, że tą swoją opieką musi na uczucie zasłużyć? Tak czy siak obecnie ma spore kłopoty finansowe i coraz mniej znajomych, którzy traktują ją poważnie. Wielu zerwało z nią kontakt. Ale z Krzysztofa nie zrezygnuje. Jak to się dzieje?
Krzysztof świetnie manipuluje. Dozuje zainteresowanie, uczucia. Zazwyczaj przypływ miłości pojawia się u niego w okolicach Ewy wypłaty. Potrafi dobrać słowa, żeby ją poruszyć. Obiecuje, zapewnia o miłości. Nazywa „swoją prawie żoną”. To działa. A potem prosi o pożyczkę. I znika. Ale bez obaw, pojawi się znów. Ewa jest przecież jego kurą znoszącą złote jajka. Jego gwarancją bezpieczeństwa finansowego. Ona go utrzymuje. Dzięki niej Krzysztof może dalej nie pracować, tylko żyć tak jak lubi: bezstresowo, „na luzie”. W razie potrzeby Ewa przeleje pieniądze.
Takich kobiet jak Ewa jest wiele. Angażując się w związki z mężczyznami, dają z siebie wszystko. Zazwyczaj mają już za sobą nieudane związki. Kiedy spotykają kogoś, kto wydaje się im „dobry”, „normalny”, łapią to szczęście mocno, bojąc się, że inaczej zniknie. Zakładają sobie na szyję pętlę kłamstwa, dla niego. Dla niego zdobędą pieniądze, nawet jeśli im samym nie starcza do pierwszego. Biorą kredyty, zapożyczają się u znajomych, u rodziny. Byle go uratować. Nie zauważają tylko, że gdy statek zacznie tonąć, zostaną na nim same.