Silna. Zawsze musiałam być silna. Odkąd pamiętam, w domu odpowiadałam za młodsze rodzeństwo, bo rodziców nigdy nie było w domu. A kiedy wracali, ja uciekałam, żeby ich nie widzieć, nie rozmawiać, nie słyszeć uwag, których mieli do mnie mnóstwo. „Dlaczego nie możesz być spokojniejsza?” „Dlaczego stale pyskujesz?” „Dlaczego nigdy nie słuchasz?” W końcu odpuścili, bo chociaż wychowało mnie podwórko, uczyłam się dobrze, skończyłam studia, szybko znalazłam pracę. I z ulgą wyprowadziłam się z domu.
Właściwie można powiedzieć, że odcięłam się od domu rodzinnego. Stały kontakt utrzymuję z rodzeństwem, ale nie śledzę ich życiowych wyborów. Myślę, że sobie poradzą.
Mam swoją pracę, hobby. Mam ciebie. Choć do końca nie umiem powiedzieć dlaczego, jesteś ze mną, a nawet chcesz więcej. Nie doceniam tego. Przepraszam.
Z miłością nigdy nie było mi po drodze. Nie umiałam być subtelna, kobieca. Żałuję, ale nie umiem. Pokochałam cię, bo zaakceptowałeś mnie taką, bo nie chciałeś nic zmieniać. Choć to czuję, nie mówię „kocham cię”. Przepraszam.
Chcesz mieć stabilizację, dom na kredyt, dziecko. Ja się boję odpowiedzialności. Chcę móc zyskać wszystko to, czego wcześniej nie miałam. Nie potrafię zmienić się w kogoś, kim nie jestem. Nie wyobrażam sobie siebie jako matki. Przynajmniej na pewno nie teraz. Przepraszam.
Przynosisz mi kwiaty, napisałeś kilka pięknych listów, ja nawet nie umiem być za nie wdzięczna. Śmieszą mnie te głupie gesty, twoje zapewnienia o miłości, o tym, że zawsze będziesz, że w nas wierzysz. Że razem pokonamy wszystko. Śmieszy mnie to. Przepraszam.
Mówię ci, że tego nie potrzebuję i to jest prawda. Ale gdybyś odszedł, świat rozpadłby się dla mnie na chwilę. Dłuższą chwilę. Nikt by się o tym nie dowiedział. Potem poszłabym dalej.
Nie umiem przyjmować twojej miłości. Nie umiem pogodzić się z twoją troską, nie odbieram telefonów kiedy wieczorem wychodzę z przyjaciółkami.
Wszyscy mówią mi, że w końcu odejdziesz. Że nikt nie wytrzyma życia u boku kobiety, która mówi swojemu facetowi wprost: fajnie, że jesteś, ale nie potrzebuje ciebie w swoim życiu. Która zamyka za sobą drzwi, potrafi nie odzywać się przez tydzień, bo nie czuje potrzeby. To takie niekobiece. Nie troszczyć się, nie pragnąć być u twojego boku cały czas. Przepraszam.
Jednak nie wierzę w to, że znikniesz. Nie zrezygnujesz ze mnie bo nie umiesz. Nie potrafisz podjąć decyzji o rozstaniu, chociaż przytłaczam cię jak nikt. Ranię cię jak nikt. Słowa, który nigdy nie powinny paść zamieszały na zawsze między nami i wiem, że choć stale mi je wybaczasz, już nigdy nic nie będzie takie jak przedtem.
Więc nie odchodzisz, bo nie umiesz i tak trwamy już siódmy rok. Nie pozwoliłam ci ze sobą zamieszkać, za bardzo się boję. Ciągle czekam, aż coś się ze mnie zmieni. Mam nadzieję, że odnajdę w sobie to, co sprawi, że zapragnę mieć z tobą rodzinę.
Kiedyś znajdę dla nas dom, z wielkim oknem na świat. To chyba mogłaby być piosenka o nas. Jeśli tylko wystarczy ci odwagi, by na mnie poczekać.