Nazywam się K. i jestem anonimowym emocjonalnym zakładnikiem. Nie umiem być szczęśliwa bez uczuć, które ty chciałabyś ze swojego życia wyrzucić. Tak, to skomplikowane. Ale wiesz, chyba nawet można się z tego wyleczyć. Jak to się stało? To dłuższa historia…
Mam 14 lat i fajnego tatę
Co to znaczy? Że po prostu jest. Żartuje, przytula mnie. To bardzo dużo, w domach moich rówieśników ojcowie bywają rzadko, a kiedy już są, to tak bardzo nieobecni, że właściwie mogłoby ich nie być. Mój jest. Zawsze bardzo intensywnie. Kiedy nie pije zabiera nas na wycieczki rowerowe i odrabia ze mną matematykę. Denerwuje się na mnie, że nie rozumiem i rozśmiesza mnie kiedy płaczę, że nigdy nie rozwiążę zadania z całkami. Kiedy pije, skupia na sobie całą moją uwagę i emocje.
Mama walczy o jego niepicie, o te momenty fajności, pokazuje mu jak dobrze jest patrzeć na świat trzeźwym okiem. – Zobacz – mówi – tak cię wszyscy kochamy. I mała i ja. Tyle byśmy zrobiły żebyś nie pił. I ja naprawdę czuję, że zrobiłabym wszystko. Czuję się odpowiedzialna za jego trzeźwość. Staram się go nie denerwować, żeby tylko nie otworzył barku, w którym trzymamy alkohol. I uczę się całek, żeby go nie zezłościć.
Moje życie wyznacza rytm jego picia: ciągi alkoholowe i momenty trzeźwości. Gdy te ostatnie trwają zbyt długo, zaczynam się niepokoić. Czekam na nie, wiem, że to przecież się musi wydarzyć. Wyczuwam całym ciałem, po prostu wiem kiedy zacznie znowu pić. W końcu on wraca do domu po alkoholu, a ja z jednej strony czuję złość, z drugiej ulgę. Uff. Wszystko jest tak jak trzeba, jak zwykle. Jest bezpiecznie.
Dostaję się na studia, a tata zrywa definitywnie z alkoholem. Jestem na etapie „nic mnie nie obchodzisz, jesteś dla mnie nikim”. Czekam, aż zacznie się wkupiać w moje łaski, starać, dawać to swoje ciepło, żartować. Teraz wszystko jest dobrze, tata jest zdrowy, stara się nadrobić te wszystkie lata picia. W moim sercu nadal niepokój.
Mam 19 lat i fajnego chłopaka
Naprawdę fajnego. Jest starszy o dwa lata, czuły i opiekuńczy. Wczepiam się w tę jego opiekuńczość jak w koło ratunkowe. Nareszcie mogę poczuć, że jestem dla kogoś wszystkim. Pierwszy rok naszego związku jest bajkowy. Czuję, że jestem kochana bezwarunkowo, podziwiana. Robimy plany, a ja zaczynam zauważać, że nie wszystko jest tak jak trzeba. Denerwuję się, kiedy on przyjmuje mnie tak bezkrytycznie. Brak mi silnych emocji, brak walki w tym związku. Nie muszę zasługiwać na chwile spokoju, na miłość. Źle mi z tym. Świadomie prowokuję kłótnie, ale on nie podejmuje wyzwania. Jest dobry i naprawdę mnie kocha, chce zrozumieć co się ze mną dzieje.
Jednym cięciem uwalniam się z tej relacji, ale to boli. Jeszcze przez kilka miesięcy krążę wokół niego i wracam, by za chwilę znów go zostawić. Sprawdzam, czy na pewno znowu to poczuję, czy odnajdę swój znajomy niepokój. W końcu odchodzę naprawdę. Czas biegnie, nie wiążę się z nikim przez kilka lat. Przecież jestem dziwna – uciekam od normalnych facetów.
Mam 30 lat i fajnego męża
To jest miłość od pierwszego wejrzenia. Poznaję go i myślę: „czuję to”. Choć wcale nie potrafię dokładnie określić co „to” właściwie jest. Nasz związek rozwija się, nasza miłość już chyba nie może być większa. Bierzemy ślub. – Kocham cię – mówi rano on, kiedy wychodzi do pracy – jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. – Idiotko – krzyczy wieczorem – nic nie znaczysz, nie mogę na ciebie patrzeć! Tak bardzo go kocham.
Mam swój niepokój, jestem szczęśliwa. Po dwóch latach zakrywam dłuższym rękawem koszulki siniaki na ramionach. Po trzech zabieram dziecko i wyprowadzam się od męża. Przez pierwszy tydzień cieszę się spokojem mojego syna i oddycham głęboko. Przez następne pięć walczę z tęsknotą. Nie, nie za mężem. Za tymi emocjami, które powodują, że wiem kim jestem, jak znowu stać się ofiarą. Za moim bezpieczeństwem. To jest jak detoks.
Chodzę na terapię. Poznaje mechanizmy, które sprawiają, że w życiu wybrałam tak, a nie inaczej. Co mi daje ta świadomość? Poczucie, że mam na to życie wpływ. I pewność, że to wcześniej, to wcale nie był spokój. Uczę się spokoju od zera. Jeszcze trochę nie umiem, jeszcze czasem chcę wrócić. Ale nie wracam. Kiedyś będę spokojna.