Konto założyłam po wyprowadzce od męża. Pierwsze samotne weekendy bez dzieci to była istna katastrofa emocjonalna. Powiedziałam sobie: dość. Chcę chodzić na randki. Chcę świetnie wyglądać. Chcę poczuć się kobietą, nie tylko matką i porzuconą żoną. Chcę uprawiać seks. Założyłam konto na Tinderze.
Kilka wiadomości, faceci – porażka. Opowieści, co to by on ze mną nie robił w łóżku… Ok. Nie szukałam miłości. Ale litości.. to nie Agencja.
I nagle bach. Ktoś mnie polubił. Myślę sobie: fajny. Napiszę. Chociaż nigdy nie pisałam pierwsza. Kilka wiadomości, wow! ale się super rozmawia. Mówię coś o sobie. Że mam dzieci. Że jestem w trakcie rozwodu. On tak samo. W głowie każdy z nas ma czysty układ. Wyskoczyć czasem na kolację, potańczyć, fajny seks. Trochę oderwania od rzeczywistości. Proponuje wspólnego sylwestra. Mówię, że to wariactwo. Po dwóch tygodniach pisania, jadę.
O godzinie 18 zszedł do mnie spięty facet w jeansowej koszuli. Pierwszy raz go zobaczyłam, usiadłam na kanapie w mieszkaniu, w którym, gdyby ktoś mi powiedział, że będę potem regularnie spędzać weekendy, to by go wyśmiała. I zrobiliśmy coś szalonego – ludzie, którzy kompletnie się nie znali, pisali ze sobą kilka dni, postanowili spędzić ze sobą sylwestra, świętować Nowy Rok. Wariactwo co?
Potem to wszystko jakoś się tak samo potoczyło. Kompletnie nie miałam w planach, że tak to się ułoży. Ktoś kiedyś powiedział, że serce nie sługa.. I jest w tym dużo prawdy. Im bardziej mówiłam sobie, że nie chcę, tym bardziej o nim myślałam. Mimo, że broniłam się przed tym, to wszystko zadziało się samo.
Minął prawie rok a ja dokładnie pamiętam tego sylwestra. Te godziny rozmów, śmiechu, to, co potem myślałam w sypialni. Z dnia na dzień było go w więcej w mojej głowie. Pamiętam ten ścisk w brzuchu i rollercoaster w głowie, gdy mnie pocałował na parkingu. Nie wspominam naszych randek w wymyślnych knajpach z pysznym jedzeniem i winem, nie wspominam kina, bo po prostu nie mieliśmy tego etapu. Co, jak się okazało, mimo, że pierwotnie mogło wydawać się trudne, spowodowało, że teraz stoimy tu, gdzie stoimy.
Pamiętam nasze pokerowe rozgrywki: nikt się nie zakocha, absolutnie żadnych uczuć, chociaż już nie mogliśmy się od siebie odkleić. Pamiętam jego wiadomości, żebym się w nie zakochiwała (swoją drogą był moment, że zaczęło mnie to irytować), bo zakochanie jest krótkie i przejściowe. Ja sama też mu mówiłam, żeby absolutnie się nie zakochał.
Ja się nigdy tak nie czułam, jak wtedy. Mnie to uczucie do niego wtedy rozrywało od środka. To była euforia, przepełniona morzem miłości. Wtedy powiedział: grałem w życiu w pokera, miałem dwie damy, wymieniłem karty na dwa asy. „Ty jesteś te moje dwa Asy”. Pamiętam, jak bardzo nie chciałam go wpuszczać do mojego świata. Miał być tylko z doskoku. Potem poznał dziewczynki, zaczął zostawać na noc, a ja z dnia na dzień głupiałam, jak nastolatka na jego punkcie.
Jest spełnieniem wszystkich moich pragnień, mam związek idealny. Związek, o jakim marzyłam. Mam fantastycznego faceta, który o mnie dba, wspiera, a przede wszystkim kocha. Tak bardzo, że czuć to już jak wjeżdża na parking. Mam obok kogoś, kto wywołuje uśmiech samym powiedzeniem „dzień dobry”. Mam kogoś, komu raz wystarczy powiedzieć, jaką lubię czekoladę i on zapamiętuje. Mam kogoś, o kim pewnie marzą miliony. Ale on jest mój!
Tak ten rok był nasz. Z morzem czułości. Z dużą ilością trudności. Ale też z wielkimi chęciami. Z pięknymi wyjazdami. Z troską dnia codziennego. Chociaż żadne z nas nie jest idealne, chociaż każde z nas ma swój worek kamieni na plecach, to to wszystko razem tworzy piękny zespół. Choć nasze światy są tak kompletnie rożne, tak kompletnie odległe, to mimo wszystko te dwa puzzle się układają. Jest najbardziej niespodziewanym, nieplanowanym szczęściem, jakie mnie spotkało. A nasza historia to istny scenariusz na film.
Pokazał mi rzeczy, jakie widziałam tylko w filmach. Pokazał mi miłość, o jakiej czytałam. Nauczył mnie wiele. Dzięki niemu znowu jestem fajną, uśmiechniętą dziewczyną z motywacją do działania. Przy nim zapominam o całym świecie i staję się jego dziewczynką. I jestem malutka.
Jedno kliknięcie. Jedna sekunda. Przywraca wiarę w miłość.