W jakim miejscu jesteś? Myślisz: „W d**pie z nim, dam sobie radę, bez łaski”, a może: „No taki jest, już się nie zmieni”. Przymykasz oczy? Udajesz, że nie zauważasz? Nie masz siły z nim dłużej walczyć?
Patrzysz, jak siedzi na kanapie, ogląda mecz, może wiadomości – głośno (sam do siebie) komentuje informacje? Albo zapatrzony w monitor komputera? Biegają dzieci, jedno się przewróciło i płacze, on niewzruszony, nie widzi, nie słyszy. Warczysz: „Pomógłbyś”, on: „O co ci znowu chodzi?”.
No tak, bo o co ci może chodzić?
– o to, że on niczego z siebie nie daje
– o to, że nie pomaga zająć się dziećmi
– o to, że chce mieć spokój po całym dniu pracy
– o to, że nie widzi problemu w rzuconym ręczniku, zostawionych skarpetkach, brudnych naczyniach w zlewie
– o to, że zawsze powtarza: „Przestań się w końcu czepiać”
– o to, że jego najlepszą wymówką jest: „No przecież taki jestem, wiedziałaś o tym”.
Wiedziałaś? Czy chciałaś w nim widzieć tego księcia, o którym bajki opowiadała ci mama? Myślałaś: „Wszystkiego go nauczę. Pokażę, że można inaczej”. Kochałaś tak mocno, ta miłość to była twoja siła. W końcu kto robi aferę o zostawione w zlewie kubki? To stereotyp – te skarpetki, kapcie i piwo po pracy.
My będziemy inni…
Jesteśmy nowocześni, współcześni. Siłą naszego związku będzie partnerstwo, oparte na pełnym zrozumieniu potrzeb drugiego. Jak bardzo w to wierzyłaś. Jak uparcie powtarzałaś: „Kocham go takiego, jakim jest. Każdy ma swoje wady, ja też. On nie sprząta, a ja…” No właśnie, a ty? Czego nie robisz? On nie lubi odkurzać, więc ty polubiłaś. On nie cierpi zapachu środków do czyszczenia łazienki, więc ty szorujesz kibel. „Na pewno będzie cudownym ojcem. W końcu tyle w nim z dziecka”, obiecujesz sobie.
Tylko, że on nie wstaje w nocy, bo przecież musi iść wyspany do pracy. „Co ty, nie przeszkadza mi, że on śpi, w ciągu dnia mogę odespać, a on przecież w pracy” – tłumaczysz przyjaciółce. Tylko, jakoś czasu na odpoczynek brak, bo pranie, obiad, sprzątanie, spacer z dzieckiem. „Wykąpałbyś go”, nie wytrzymujesz w końcu. „Przecież ty to umiesz lepiej, ja się boję”, słyszysz w odpowiedzi. I kąpiesz, i wstajesz w nocy, i chodzisz sama na spacery, nawet w weekend, bo on musi odpocząć po tygodniu. Czasami bywa chory, jakaś grypa, czy zwykły kaszel, który jawi mu się jak śmiertelna choroba. Zyskujesz dodatkowe dziecko do opieki, a tak, zapomniałam: w końcu tyle w nim dziecka.
Rozmawiasz, tłumaczysz, mówisz, że tak nie można, że go potrzebujesz, że jest dla ciebie ważny, ale nie dasz tak rady dłużej. Z zachwytem patrzysz, kiedy po kolejne rozmowie myje podłogę, poprawiasz, gdy nie widzi. Czasami, kiedy z bezsilności płaczesz: „Ja tak nie mogę, robię wszystko, a ty? Ja też pracuję, nie chcę ci wyrzucać, ale rozejrzyj się, zajmij się chociaż dziećmi wieczorem”, on następnego dnia przyniesie ci kwiaty. Krzyknie na dzieci, żeby wieczornie się ogarnęły, ale bajkę i tak ty opowiadasz, bo przecież wiesz – on mózg ścisły, nie ma do tego głowy.
Zakupy, przedszkole, praca, on akurat stracił swoją. Skończyły się projekty. Nie spieszy mu się ze znalezieniem nowej. Patrzysz na niego z rosnącą niechęcią, czujesz, jak czasami śmierdzi, bo nawet umyć mu się nie chce. Wlewa w siebie kawę, piwo, zagryza chipsami, które mu kupiłaś. Kiedy dzwoni kolega z ofertą pracy, oddychasz z ulgą. Już ci się nie chce. Gadać, powtarzać. Rzygasz tym. Zbierasz skarpetki, podnosisz ręczniki myjesz naczynia, zasypiasz z dziećmi.
Czasami wpadasz w szał, kiedy kran cieknie kolejny dzień, a on nie reaguje na twoje: „Może coś byś z tym zrobił”. Robisz aferę o zapchany zlew, o okno, które się nie domyka, o zapowietrzony kaloryfer.
Zdarza się, że trzaskasz drzwiami, wychodzisz…
Ale wracasz zawsze, bo przecież dzieci. Trzeba im zrobić kolację. On nie reaguje na te powroty. Wie, że wrócisz, w końcu tyle razy wychodziłaś. Przestajesz liczyć. Nie mówisz już sobie: „To już ostatni raz, tym razem wytrwam, niech suk**syn zobaczy, jak to jest robić wszystko samemu”.
Każde jego: „Uspokój się”, „Nie masz większych problemów?”, „Przesadzasz” coraz bardziej wykrzywia lustro waszego życia. Przeglądasz się w nim czasami? Pretensje, żale, zmęczenie, smutek i jeszcze ta cholerna samotność. I jego cyniczne uwagi: „Tak, ty jesteś idealna, pieprzona perfekcjonistka, która wszystko zrobi najlepiej”. Zaciskasz zęby. Już nie płaczesz. Idziesz w kolejny dzień, automatycznie.
Gdzie dzisiaj jesteś kobieto? Kochasz? Nie, nie wymagasz zbyt wiele. Tylko, żeby cię zauważał, pochylił się, zrobił wieczorem herbatę, wymasował stopy. Wierzysz, że jeszcze wiele może się zmienić, albo choć odrobinę. Naprawdę wierzysz?
A gdzie będziesz za pięć lat…?
Gdzie chcesz być?