Zdrady nie usprawiedliwiam, ale poniekąd rozumiem. Tłumaczę ją psychologicznie, oswajam. To da się zrobić. Znam związki, które nadal istnieją „po”, dają radę. Fascynuje mnie umiejętność odbudowania zaufania po takim akcie nielojalności, jak widać jednak można.
Znam też takie pary, dla których zdrada nie jest zdradą, skok w bok jest częścią jakiegoś układu – może i pokrętnego, ale nie moja sprawa. Cokolwiek dla nich działa, niech działa. Związki otwarte są rzekomo modne i wygodne ostatnimi czasy, ja z moim zacofaniem i tradycyjnym myśleniem nie muszę ich rozumieć. Ale wiem, że są i czasem funkcjonują całkiem sprawnie.
Ja bardziej o tym, Watsonie, co jest kompletnie nie do zaakceptowania i powinno być tępione i miażdżone w zalążku: o KŁAMSTWIE.
W związku nie ma czegoś takiego jak niewinne kłamstwo. Każde wychodzi bokiem koniec końców. Twój partner mówi, że zrobił, był, kupił, widział – a ewidentnie nieruszone, niekupione, nieznane, a buty lśniąco czyste, czyli że nigdzie nie poszedł? To uciekaj, gdzie pieprz rośnie! Bo jeśli odpowiedzią na nawet drobne sprawy jest konfabulacja, to jak będzie w sprawach większej wagi? Jeśli przy pierdołach mówi bez namysłu słodkie kłamstewka, to naprawdę wierzysz, że będzie miał wyrzuty sumienia przy sprawach istotnych? Jak na przykład to, że mówi, że pracuje, a w rzeczywistości idzie do kochanki. A potem wraca i kładzie się obok ciebie jakby nigdy nic. I jeszcze opowiada o wyjątkowo upierdliwym kliencie i problemach z wykonaniem planu.
Kto jest wierny w małym, będzie wierny w dużym.
Kto kłamie w drobnostkach, i z dużymi rzeczami sobie nie poradzi z honorem.
To może być urocze, gdy on/ona (niepotrzebne skreślić) fantazjuje na różne tematy, ale chyba trochę niepokojące, że robi to nagminnie w wieku bardziej dojrzałym niż lat 14 i pół.
I nie wybaczaj tych kłamstewek w kółko, drogi Watsonie. Są granice, naprawdę. Kto ma kłamstwem skażoną krew, temu rzadko nawet transfuzja pomoże. Nie oszukuj się, że na oszustwie można zbudować coś więcej niż nerwice i papiery rozwodowe.
And that is, my dear Watson, quite the elementary.