Go to content

„Dotarło do mnie, że z własnej głupoty za chwilę zostanę sam. A przecież tak bardzo ją kocham”. Miłości nie da się wysłać do korekty

"Dotarło do mnie, że z własnej głupoty za chwilę zostanę sam. A przecież tak bardzo ją kocham". Miłości nie da się wysłać do korekty
Fot. iStock / AleksandarNakic

Mówią, że nie ma większego motywatora do zmian, niż miłość właśnie. To rosnące w nas uczucie i poczucie tego, jak bardzo nam zależy pcha nas do staranniejszego makijażu, czasem do poznania, nieczytanej dotąd literatury lub zmiany fryzury. Bardziej się staramy, poznajemy i próbujemy przekonać się do zainteresowań partnera. I nie ma w tym niczego złego do momentu, aż zaczynamy wywierać nacisk i to na cechy, które jednak powinny zostać nietknięte. Możemy o nich porozmawiać, zapytać, ale jeśli nie chcemy, żeby nasz związek się rozpadł, musimy pamiętać, że jest kilka złotych zasad, które należy bezwzględnie szanować. Bo usilna korekta, może przynieść przykre konsekwencje. 

To, kim jesteś

– Z Markiem byliśmy szczęśliwi od zawsze, a zaczęło się psuć przez jego hobby – Ania uśmiecha się na wspomnienie, zażegnanego konfliktu. Pracowaliśmy sporo, nie mieliśmy jeszcze wtedy dzieci i wiedziałam, że Marek z grupą kolegów jeździ na te ryby. Dla mnie to było zupełnie bez sensu, bo co jest fajnego w marznięciu świtem nad rzeką, łapanie a potem wyrzucanie z powrotem tych ryb. Najpierw delikatnie, wręcz trochę prześmiewczo dogryzałam, że moglibyśmy lepiej iść w tym czasie do kina lub potańczyć. Zawsze w odpowiedzi słyszałam, co zresztą było prawdą, że wychodzimy razem, że dużo czasu spędzamy wspólnie. I, że on potrzebuje czasem takiej odskoczni, nawet po to, żeby zatęsknić. Nie mogłam tego zrozumieć do tego stopnia, że raz uparłam się i pojechałam z nimi. Czułam się potem jak kretynka, bo oni serio byli tym zafascynowali, dyskutowali o tych połowach, a ja się tam, zwyczajnie nudziłam. Zamiast dajmy na to, spotkać się z przyjaciółką, czy zrobić sobie domowe spa. Na szczęście Marek okazał się z nas rozsądniejszy i po kolejnej awanturze zapytał, czy chcę wszystko zniszczyć tylko dlatego, że jak większość ludzi ma hobby. I wtedy do mnie dotarło, że faktycznie tracimy siebie, gdy o sobie zapominamy, o swoich ulubionych czynnościach, tym co nam daje przyjemność. Dla mnie są to wypady na zakupy, dla niego ryby. Rozdzielamy się na chwilę, bo potem fajnie jest do siebie wracać.

To, jak żyjesz

Rodzina. Nie wybieramy jej, tylko się w niej pojawiamy. Samym nam czasem nie pasuje, więc co dopiero naszym partnerom. Ale skoro już polubiłyśmy jego, ba! nawet pokochałyśmy, to chyba da się też całą resztę. A jeśli nie, czy to oznacza rozejście? – Ewki bracia i kuzynki, matka i wujkowie, oni wszyscy są ze sobą bardzo zżyci. Dzwonią do siebie po kilka razy dziennie, z najmniejszą pierdołą. Drażniło mnie to tak, że dochodziło do awantur – Mirek jest już szczęśliwym mężem, ale wspomina, że początki były straszne. – U mnie w domu też się wszyscy kochają i szanują, lubią Ewkę, cieszą naszym wspólnym życiem. Tylko są trochę bardziej powściągliwi, dzwonimy do siebie rzadko, nie często też się spotykamy. Nie jest to dla nas wyznacznikiem bliskości. Dlatego tak ciężko, było mi zrozumieć te relacje i powiązania rodzinne żony. Nawet był taki czas, że usiłowałem ją od tego odciąć, jakbym był głupio zazdrosny. I to do końca, nie wiadomo o co. Ewka płakała bo słusznie nie rozumiała, co widzę w tym złego, że ona nie zawalając pracy czy innych obowiązków, nie odstawiając mnie na bok, po prostu rozmawia z bratem czy ciotką. Chciałem na siłę w niej to zmieniać, a przecież taką właśnie ją pokochałem. Ciepłą i „domową”. Dopiero gdy zapytała mnie, jak bym się czuł gdyby zaczęła ode mnie wymagać odwrotnego, czyli częstszego kontaktu z moimi rodzicami czy rodzeństwem. Czy byłoby to dla mnie komfortowe. Że ona zawsze szanowała nasze chłodniejsze relacje i myślała, że może liczyć na to samo z mojej strony. Wtedy zrozumiałem, że związek to kompromisy, ale nie naciski i wymuszenia.

To, w co wierzysz

– Od zawsze wiedziałem, że Aśka jest ateistką, że cała jej rodzina jest niewierząca. Ona natomiast była świadoma, że w moim domu się wierzy i chodzi do kościoła. Sama wyszła z propozycją, że jeśli bardzo mi zależy, weźmiemy ślub kościelny, bo kocha mnie takiego jakim jestem, bez względu na przekonania – Bartek i Aśka są ze sobą już 10 lat, choć pierwsze trzy, o mało nie doprowadziły ich do rozwodu. To głównie z mojej winy, teraz to wiem. Godziłem się na życie z nią, bo od razu zakładałem, że…pomału to w niej zmienię, tę niewiarę. Nawet byłem jakby tego pewien, że z czasem żona sama przejdzie „na moją stronę”. Teraz widzę jak bardzo egoistyczne to było, i nie w porządku z mojej strony. A przecież gdyby Asia zaczęła na mnie coś wymuszać, oburzyłbym się i czuł wręcz oszukany i skrzywdzony. A nie miałem podstaw, żeby narzekać, bo nawet rodzice Aśki ze względu na mnie i moje przekonania celebrowali święta, zgodzili się na chrzest naszej córeczki. Wstydziłem się, krępowałem przed wierzącymi znajomymi, jakby to oni byli najważniejsi w moim życiu. Aż kiedyś kolega z firmy pogratulował mi tak wyrozumiałej kobiety i teściów, zazdrościł relacji i szacunku mimo wszystko. I wtedy zrobiło mi się, zwyczajnie głupio. Odpuściłem, bo dotarło do mnie, że z własnej głupoty za chwilę zostanę sam. A przecież tak bardzo ją kocham.

To, czego pragniesz

Dzieci. Wszyscy je kochamy i będąc w związku, prędzej czy później planujemy je posiadać. Ale często zdarza nam się nie słuchać swoich partnerów, tylko swoich potrzeb. I zaczynamy naciskać a nawet wymuszać szantażem. – Zawsze było pewne, że dzieci oboje chcemy mieć. I zawsze też Rafał podkreślał, że nie prędzej jak za trzy, cztery lata. Ja niby przytakiwałam, ale swoje myślałam – Basia twierdzi, że zwyczajnie jej wstyd za to, jaka była dla swojego faceta. Prowadzałam go na siłę po sklepach z ubrankami dla dzieci, podsyłałam do pracy maile ze zdjęciami, dopiero co urodzonych maluszków. Potem każdą rozmowę, sprowadzałam do kolejnej koleżanki w ciąży, do głośnego „zamartwiania się” o biegnący czas. Rafał zawsze się wtedy uśmiechał i przytakiwał, że na nas też w końcu przyjdzie ten moment. Aż nie wytrzymał i powiedział mi wprost, że odechciewa mu się być tatą, kiedy widzi moją, roszczeniową postawę. Wściekłam się i zagroziłam odejściem. I wtedy spakował rzeczy i wyjechał do matki. Szalałam z rozpaczy, ale też docierało do mnie, że miłość to zrozumienie i uszanowanie wcześniejszych ustaleń. Przeprosiłam, nie musiałam prosić żeby wracał, bo on wcale nie chciał odejść. Chciał tylko, żeby jak dotychczas razem planować przyszłość. Żebyśmy te najważniejsze decyzje podejmowali bez nacisków i z poczuciem pewności. Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami, a ja wszystkich przestrzegam, przed zmianą partnera, według własnego widzimisię. To nie prowadzi do niczego dobrego, nigdy.

Epilog

Spotykamy kogoś, zakochujemy się, zaczynamy poznawać i odkrywać. I wpadamy w panikę, gdy okazuję się, że nas śmieszą „Przyjaciele” a jego, niezrozumiały dla nas „Monty Python”. I zamiast przejść ponad tym, nie komentować i nie rozbierać na czynniki pierwsze, zaczynamy kombinować. Jak to w nim zmienić, jak sprawić żeby np. zamiast podnosić głos, wypisywał swoje frustracje na kartce papieru. Niby nie specjalnie, a jednak usiłujemy przemycić swoje racje i sprawić, żeby się dostosował. A przecież każdy, do czegokolwiek zmuszany człowiek zaczyna uciekać, oddalać się. I zaczynamy tracić coś najważniejszego w życiu, bo nie umiemy siebie zaakceptować i być po ludzku wyrozumiałym. A wystarczy siebie słuchać i nauczyć się naszych inności. Po co? Po to, żeby kochać mądrze i po prostu być szczęśliwym.