Go to content

Mój mąż ma Aspergera. Nie pójdzie do marketu ani na imprezę, zawiezie córkę do przedszkola w piżamie. Kocham go!

Fot. iStock / shironosov

Coraz więcej dorosłych ludzi diagnozuje u siebie zespół Aspergera. Żyli wiele lat z objawami, których nie rozumieli. Mogliby mieć łatwiej w szkole, w pracy, w miłości — gdyby wcześniej ktoś im powiedział, dlaczego zachowują się inaczej niż większość ludzi. Dlaczego nie płaczą? Dlaczego nie potrafią wytrzymać dłużej niż pięć minut w supermarkecie? Dlaczego tak trudno im nawiązać miłosne relacje? Dlaczego wolą siedzieć w domu niż bawić się na imprezie? Może nie rozpadłyby się ich małżeństwa? Może pracodawcy patrzyliby na tych ludzi z dumą i podziwem, a nie z obawą lub niezrozumieniem? – zastanawia się moja rozmówczyni, Marta – od dwudziestu lat żona Artura, który ma autyzm. Prosi o zachowanie anonimowości.

Kiedy pierwszy raz pomyślałaś, że twój mąż może mieć autyzm?

– Pamiętam ten moment, jak dziś. Po prostu cała szczęśliwa powiedziałam mu, że zrobiłam test ciążowy. Krzyczałam przez telefon: „Artur, zrobiłam i wyszły mi dwie kreski na teście”. A on wtedy spytał: „Na ile możliwych?”. Zatkało mnie. Każdy średnio inteligentny człowiek wie, że jak na teście są dwie kreski, to oznacza ciążę. A jak jedna kreska, to test dobrze wykonany. (śmiech).

Wcześniej miałaś przeczucie, że coś z twoim Arturem jest… inaczej?

– Oczywiście, że tak. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, to on na politechnikę jeździł z plastikową torebką – reklamówką, do której wrzucał długopis, jakiś zeszyt, pieniądze i książkę. Znasz dziś jakiegoś gościa dwudziestoletniego, który nie posiada torby na ramię albo plecaka?! Powiem ci, że to mnie w nim wręcz fascynowało.

A co jest w tym takiego super?

– Już ci tłumaczę. Wcześniej byłam w związkach z różnymi facetami. Jeden z nich był wyjątkowo piękny. Nosił markowe ciuchy, stroił się, spędzał godziny w łazience, by dobrze wyglądać. Masakra! Inny bał się odezwać u mechanika samochodowego, w sklepie, ba nawet w kinie, jak trzeba było kupić bilety, to mnie wysyłał na pierwszy ogień. Za to mógł godzinami nawijać o uczuciach, głównie swoich. Słowem byli to mężczyźni bardzo niepewni siebie.

Kiedy zaczęłam spotykać się z Arturem, który niczym się nie przejmował i niewiele zajmował się samym sobą, poczułam, że mam przy sobie prawdziwego mężczyznę. On na przykład kompletnie nie zaprząta sobie głowy myśleniem o tym, co ludzie na jego temat powiedzą, jak go ocenią. Czy skrytykują, że czegoś nie wie? Czy będą się śmiać, jak wygląda? Zero! Jego to nie obchodzi i mnie się zdaje, że w tym tkwi jego siła.

Oczywiście, to czasem bywa też irytujące, bo jak mieliśmy iść na tzw. proszoną kolację, to nagle okazało się Artur ma dwa zjedzone przez mole krawaty i żadnej porządnej koszuli. W taki sytuacjach potwornie się wkurzałam.

Dlaczego używasz czasu przeszłego?

– Z prostej przyczyny, po prostu przestałam się już z takich powodów denerwować, bo to nie ma sensu. Dawno już zabrałam mojego Artura na zakupy i kupowałam mu to, czego dorosły facet potrzebuje, a on nie wybrzydzał, więc uznałam to za kolejną fajną cechę jego charakteru. Tak robię w zasadzie do dzisiaj, bo on nie lubi zakupów i niespecjalnie w ogóle przywiązuje wagę do tego, jak wygląda.

Czy twój mąż cierpi, że jest człowiekiem ze spektrum autyzmu?

– Nie wiem. Ale wydaje mi się, że nie. Artur pracuje na kierowniczym stanowisku, awansuje, więc – mówiąc szczerze – on nie wykazuje jakiś bardzo poważnych zaburzeń. Oczywiście mam też poczucie, że życie ułożyło mu się dobrze, bo jest inteligentny i pracuje jako informatyk, a tam przydaje mu się sposób, w jaki działa jego mózg.

Jak o tym wszystkim opowiadasz, to odnoszę wrażenie, że mózg twojego męża cię fascynuje.

– Oczywiście! Wyobraź sobie, że idziemy na spacer do lasu. Ja mówię: „Widziałeś tego faceta z psem w kubraczku?”. A on: „Nie, nie widziałem”. Idziemy dalej. Mija nas kobieta z dwoma psami, które zaczepiają naszą sukę. Odganiam je i wchodzę w spór z ich właścicielką. Mówię mężowi: „Kretynka, co nie?”. A on, że nie zauważył. Bo Artur żyje w swoim własnym świecie. Kiedy idę przez miasto, notuję w swojej głowie tysiące drobnych szczegółów. Tak mimochodem. Natomiast on, żeby coś zapamiętać, musi to coś mieć pokazane palcem. Czy to jest dla mnie jakiś wielki kłopot? Nie powiedziałabym. Wiesz, miałam jednego partnera, który mnie zdradzał, a drugi był ciamajdą. To są prawdziwe kłopoty.

Na Artura zaś zawsze mogę liczyć i wiem, że mnie kocha. Poza tym on ma farta w życiu!

Na czym polega ten fart?

– Po prostu miał farta, że trafił na mnie. Myślę, że bardzo wiele kobiet nie dogadałoby się z moim mężem. Do takich, które mają romantyczną wizję związku, człowiek ze spektrum autyzmu kompletnie nie pasuje. Tu nie ma szans, na miłe słowa, kolacje przy świecach, czy kwiaty kupowane pod wpływem emocji. Obserwując moje koleżanki i to, jak ciosają kołki na głowach swoich mężów, myślę, że z Arturem wchodziłyby w nieustające konflikty. Dam ci przykład. Wychodzę do pracy i mówię mu: „Zawieź do przedszkola naszą córkę”. Wiem, że on to zrobi bez mrugnięcia okiem. Nigdy nie będzie narzekał. Ale jak przyjeżdżam po pracy odebrać dziecko, to od razu widzę, że panie opiekunki patrzą na mnie „krzywym okiem”. Podkreślam – „bardzo krzywym okiem”. Wtedy widzę moje dziecko: potargane i w piżamie tył na przód. Wybucham śmiechem.

Choć wiele matek pewnie w takiej sytuacji spaliłoby się ze wstydu. Kto przyprowadza dziecko w piżamie na cały dzień do przedszkola i jeszcze na lewą stronę?

Dużo macie takich zabawnych historii?

– Całą masę. Nasi znajomi opowiedzieliby ci setki anegdot związanych z moim mężem. Kiedyś córka spytała tatę, jaką ma grupę krwi, a on twardo, że ma grupę krwi C. Chyba się nawet z nią o to pokłócił, ponieważ był bardzo przekonany do swojego zdania. Wiesz, nie chcę, by ktoś pomyślał, że mój mąż to półgłówek. Tak nie jest, on skończył studia, dobrze zarabia.

Gdybyś jednak mnie spytała, czy kiedykolwiek się za niego wstydziłam w sytuacji publicznej, to przyznam, że czasem.

Z drugiej strony dziś już się nie wstydzę, bo nauczyłam się od niego – olewać to, co myślą inni ludzie. Naprawdę w dzisiejszym świecie wszystkim nie dogodzisz.

Fot. iStock / laflor

Czy zaburzenia twojego męża czasem bywają dla was korzystne?

– O tak, bardzo! Dam ci przykład. Ja się wściekam, że on w dresie łazi już trzeci dzień po domu, a zaraz goście przychodzą. Dosłownie dostaję piany, wścieklizny jakiejś. A on kompletnie się w to nie wkręca. Zero! Zupełnie go to nie dotyka. Jakby się nie przejmował najgorszymi moimi przekleństwami i obelgami, którymi miotam. On w naszym domu tonuje takie sytuacje.

Czy kiedykolwiek twój mąż został zdiagnozowany?

– Niedawno zrobiliśmy to, by się upewnić. Ale nie sądzę, że to zmieniło nasze życie. Powiem ci tylko jeszcze, że mój przyjaciel, który jest lekarzem psychiatrą i jego synek Wojtek też ma lekkie zaburzenia ze spektrum autyzmu, powiedział mi kiedyś: „Wiesz, dla mnie pocieszeniem jest twój mąż. Myślę, że najwyżej Wojtek będzie sobie żył jak Artur”.

Z tego, co opowiadasz, życie z takim facetem nie jest jakimś wielkim wyzwaniem, a wręcz przeciwnie – bywa zabawne. Czy to zawsze jest tylko łatwe i zabawne?

– Oczywiście, że nie! Związek z moim mężem wymaga wielu kompromisów. Nie, nie nazwałabym nawet tego kompromisami. Lubię takie powiedzenie, że gdyby kompromis w związku istniał naprawdę, to najlepszą miejscowością na urlop w sytuacji, gdy jedno chce nad morze, a drugie w góry – byłby Radom. (śmiech). Ja po prostu z niektórych rzeczy muszę rezygnować. Wiem, że mój mąż nie pójdzie ze mną do supermarketu, bo tłum go przeraża, więc sama robię wszystkie zakupy do domu. Po latach ustaliliśmy, że on już nie chodzi ze mną na imprezy branżowe ani do znajomych, dlatego znalazłam sobie koleżanki, z którymi wychodzę. Artur nie znosi podróżować. Jeździmy razem w zasadzie tylko na działkę.  Ale mam córkę i przyjaciółki, które spakują się ze mną i polecą chętnie na Kretę. To wszystko oczywiście wymagało wielu lat wzajemnego docierania się, kłótni, sporów, łez… Nie zawsze byłam taka otwarta i bezproblemowa. Wiem też, że część moich koleżanek, zwłaszcza nie znając diagnozy lekarskiej, nie chciałoby mieć takiego faceta.

Dlaczego zgodziłaś się na ten wywiad?

– Myślę, że coraz więcej dorosłych ludzi diagnozuje u siebie Aspergera. Zastanawiam się, co by było, gdyby wiedzieli o tym wcześniej. Może nie rozpadłyby się ich małżeństwa? Może pracodawcy patrzyliby na tych ludzi z dumą i podziwem, a nie z obawą lub niezrozumieniem? Chciałabym też powiedzieć osobom z taką diagnozą, że mogą mieć szczęśliwe życie. Nasze takie jest.