Pewien znany polityk rozwiódł się z żoną (z którą łączyło go nie tylko wspólne kilkanaście lat życia, ale również kilkoro wspólnych dzieci), bo zakochał się w młodszej i nowszej znajomej. Zdarza się. Sprawa była na tyle poważna, że para postanowiła się pobrać. Miłość, czy fascynacja okazała się jednak toksycznym – jak się zdaje dla obojga – związkiem, który rozpadł się po kilku sezonach, jednej wspólnej okładce i kilku kompromitujących zdjęciach na Instagramie. Pani opublikowała nawet filmik, na którym jej prawie już były partner siedzi na sedesie i sugeruje, żeby jego prawie była partnerka „wzięła się do jakiejś roboty”. Trochę jak w bardzo kiepskim romansie – od miłości do nienawiści. Przepychanki o alimenty trwają do dziś, a każda nowa informacja dotycząca konfliktów tych dwojga wzbudza lawinę komentarzy. Głównie w jednym tonie : „dobrze mu tak, jak się matołowi zachciało skoków w bok, to niech teraz ponosi konsekwencje”. Wiadomo – karma wraca.
Oczywiście nie brak też głosów poparcia dla pierwszej pani M. Od czasu odejścia niewiernego męża od żony numer jeden upłynęło już jednak tyle czasu, że szczerze wierzę, że pani ta poukładała sobie na nowo swoją rzeczywistość oraz, że daleka jest od uczucia owej dzikiej satysfakcji, że losy nielojalnego partnera tak właśnie się potoczyły. Ufam, że ona po prostu ma to wszystko w nosie. I że jest szczęśliwa – tego jej z całego serca życzę.
Kiedy moja znajoma wdała się w romans z kolegą z pracy, obwiniła za to swojego męża. Tak, dobrze zrozumieliście. „Przecież to jasne – mówiła – gdyby nie był taki, jaki jest, nie szukałabym miłości i czułości gdzie indziej. Nigdy nie miałam w tym związku takich emocji, jak mam teraz.” Emocje okazały się nietrwałe, romans skończył się po kilku miesiącach, bo ona zaangażowała się za mocno, a on stwierdził, że od żony nie odejdzie, bo jednak nie jest taka najgorsza. No i są przecież dzieci, a dzieciom się tego nie robi.
Znajoma cierpiała w sekrecie kilka tygodni, a potem stanęła na nogi. Romansu, o którym mąż nadal nic nie wie broni zaciekle, bo jak sama stwierdziła, w końcu powiało świeżością w jej związku i generalnie, dobrze zrobiła wiążąc się w relację z kimś trzecim. A krzywdy przecież nikomu nie wyrządziła, bo mąż się nie dowiedział. I się nie dowie, ona mu nie powie, nie widzi takiej potrzeby. Może zresztą nawet sam podświadomie coś poczuł, bo zaczął się starać, wiec suma summarum i tak wyszło na dobre. To nie była zdrada. To była „odskocznia” od rutyny i pierdołowatości jej męża.
Sprawa skomplikowała się, gdy moja znajoma rok później odkryła, że małżonek zbyt często SMS-uje z dawną znajomą ze studiów. Tą, która wygląda niepokojąco dobrze, jak na swój wiek. Wyrzutom, awanturom, wylewaniu łez nie było końca. No bo, jak on mógł jej to zrobić?! Jak on mógł tamtej odpisać? Dlaczego odpisał? Co się za tym kryje i dlaczego na pewno zdrada? Mimo, że naprawdę do niczego nie doszło, mąż nocował przez miesiąc na kanapie i musiał obiecywać kilka razy, że nigdy więcej nie napisze do żadnej koleżanki. A że to człowiek spokojny i kochający swoją żonę, na wszystko się zgodził.
Do czego zmierzam? Chyba do tego, że wciąż jesteśmy skłonni do stosowania podwójnych standardów. Jeśli mężczyzna zdradzi swoją partnerkę, wydaje nam się to obrzydliwe, ale jednocześnie oczywiste. Wiadomo, facet to świnia. Niech teraz ma, niech cierpi, niech go ta kochanka zrobi „na szaro”. Niech zostanie z niczym i niech cierpi w piekielnych czeluściach. I tak nie zrozumie.
Jeśli zdradza kobieta, prawdopodobnie miała jakiś powód. Nieszczęśliwa, smutna, zaniedbana rzuciła się w ramiona faceta, który czekał na to od dawna. Pewnie po prostu wykorzystał jej chwilę słabości.
Bzdura. Zdrada zawsze jest zła, niezależnie od tego, co jest jej przyczyną. To złamanie drugiej osoby, pokazanie jej, że nie może nam ufać, że w pewnym sensie wcale nie jest „tą jedyną”. Zdrada nie ma płci i nie udawajmy, że ta męska jest gorsza, czy bardziej okrutna. Bądźmy sprawiedliwi, a najlepiej po prostu przestańmy oceniać. Jeśli karma wraca, świat po zdradzie również wróci do równowagi. A jak go już każdy sobie ułoży, to zupełnie nie nasza sprawa.