Przypadek Pierwszy Odchodzi ona
Bo się zakochała. Bo ma dość związku, jej cierpliwość się wyczerpała. Może po prostu przestała kochać. Mężczyźni ( w większości, bo nie chcę generalizować) nie mają jakoś problemu z pozwoleniem sobie na odejście. Walizeczka spakowana i gotowe. Adios! Żeby odeszła ona potrzeba dni i miesięcy bezsennych nocy, analizowania, rozważania, najczęściej dawania miliona szans. No bo przecież rodzina. I kiedy ona w końcu to robi, on dostaje szału. Zaczyna jej nienawidzić.
Mam taki przypadek wśród znajomych. On niespecjalnie zauważał ją przez lata, była meblem, który przestawiał. Matką jego dzieci. Ale też, taka prawda, ogarniaczką jego życia. Może nawet sprzątaczką. Prowadził firmę, ona prowadziła mu księgowość. Wracał zmęczony i zestresowany, podawała mu kolację i piwo. Miał kłopoty, znajdowała rozwiązanie. Zajmowała się dziećmi, organizowała wakacje. Zdradzał ją, udawała, że nie widzi. W końcu pękło, spakowała rzeczy i wyprowadziła się z dziećmi do rodziców. Afera. Jego matka wyzywała ją od suk i kurew, rozbijaczek rodziny. Jego ojciec uderzył ją w twarz. A on? Najpierw się obraził, a potem ją znienawidził.
Odsunęło się od niej towarzystwo. Nawet kobiety. Jakoś gdy pan ją zdradzał, nikt się od niego nie odsuwał. Facet ma dużo stresu, musi się wyszaleć, to tylko seks. Ona z tego powodu rozbiła rodzinę? Groził, że zabierze jej dzieci, zatruje życie. Na szybko porzucił te groźby, bo związał się z inną kobietą. Teraz każe ją inaczej, nie przyjeżdża po dzieci, przekłada spotkania, każda rozmowa z nim to awantura, bo wybucha po dziesięciu sekundach. Ona drażni go wszystkim.
Nie ma szacunku do byłej kobiety, jest nienawiść.
W końcu lepiej nienawidzić niż zobaczyć swoje błędy, prawda?
Przypadek Drugi: Odchodzi on
Przestał ją kochać, wypaliło się. Gdy jeszcze jej o tym mówi, ma wyrzuty sumienia. Zapewnia, że zawsze będzie mogła na niego liczyć, będzie jej przyjacielem. Kocha dzieci i chce dla nich, jak najlepiej. Mijają dni, tygodnie, a on wsiąka w nowe życie, wolność. Była jest dla niego zbędnym balastem. Ma dreszcze wstrętu, gdy widzi ją cierpiącą.
Że bajka? Nie, to też znana mi historia. Zresztą niejedna. Pół biedy jeśli ona jest delikatna i nieroszczeniowa, jeszcze ją znosi. Ale gdy po czasie zaczyna stawiać wymagania (jest w końcu w kontakcie z adwokatką, często terapeutą, szuka wsparcia kobiet, które przeszły to, co ona. Buntują ją, mówią, że ma prawo walczyć). On nagle zamienia się w jej wroga, nie może na nią patrzeć. Zaczyna jej nienawidzić. Przeczytałam kiedyś, że mężczyźni nienawidzą swoich byłych, bo to im pomaga poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Szkoda. Bo kobieta zadaje sobie pytania.
Czy on mnie kiedykolwiek kochał? Zawsze mną tak pogardzał? Udawał? Zaczyna podważać całe swoje wcześniejsze życie, wpada w depresję, nie ma już dobrych wspomnień.
Ale jemu tak wygodniej, nowa kobieta słyszy jaka eks jest potworna (zauważyłyście, że dla większości mężczyzn nie ma dobrych eks? Wszystkie są potworami, wszystkie utrudniają kontakt z dziećmi, są głupie, roszczeniowe, złe… ciekawe doprawdy).
Czasem fajnie by było, żeby mężczyźni spojrzeli też na siebie. Że, na przykład, to niefajne, ja obrażają byłą partnerkę, jak kolejny raz odwołują albo przekładają spotkanie z dzieckiem. I tak dalej, i tak dalej…