Go to content

Dlaczego kobiety zdradzają? Co najmniej z kilku powodów

Fot. iStock/Anchiy

„Dlaczego kobiety zdradzają?” – napisał do mnie ostatnio znajomy. Trochę zbił mnie z tropu, bo nie wiedziałam czy pyta ogólnie czy u niego coś się w związku posypało. Zaczęliśmy rozmawiać. Faktycznie – żona po 18 latach małżeństwa zdradziła go z kolegą z pracy. Klasyka. Jasne, możemy wieszać psy na facecie – że wiedział, że ona mężatka, że ma dzieci, że nie powinien pozwolić, by do czegoś doszło. Można też na kobiecie – że dziwka, pierwszemu lepszemu do łóżka wskoczyła, a przecież mąż dobry, dzieci w domu. Cóż, do zdrady trzeba dwojga. Nikt mi nie powie, że tylko jedna ze stron jest winna i paskudnie postanowiła uwieść tę drugą. Co to, to nie.

Mam przyjaciółki, koleżanki, znajome. Myślę, że wielu facetów bardzo by się zdziwiło, gdyby dowiedziało się, ile z nich zdradziło, przynajmniej raz. Ich mężowie, partnerzy najczęściej nic nie wiedzą. Przytrafiło się w pracy, na wyjeździe służbowym, podczas weekendu z przyjaciółkami.

Dla mnie zdrada nie ma płci. Nie podejmę się rozstrzygnięcia sporu, kto częściej zdradza – mężczyźni czy kobiety. Kobiety robią to w bardziej zawoalowany sposób, nie wprost, są bardziej świadome tego, co mogą stracić, przez co ostrożniejsze.

Już widzę to oburzenie: „Stracić, głupia, niech nie zdradza, to nie straci”. A jednak. Mają rodziny, mężów, dzieci. To o nich mówi się: „Głupia ku*wa”, o facetach się milczy, w końcu „Oni tak mają”. Kto kogo uwiódł, kto zrobił pierwszy krok… Jakie to w rzeczywistości ma znaczenie? Jest jeszcze jedna strona – co kto nazwie zdradą. Dla jednej kobiety zdrada emocjonalna będzie cięższego kalibru, niż przypadkowy seks w hotelowym pokoju bez zobowiązań. Dla innej dopiero przekroczenie granicy seksualnej intymności zostanie zdradą nazwane.

Jedno jest pewne – kobiety zdradzają i to z różnych powodów i na różne sposoby.

Monika, 33 lata, dwójka dzieci, 8 lat małżeństwa

„Poznaliśmy się jeszcze na studiach. To taki czas, kiedy ludzie wiążąc się w pary raczej planują wspólną przyszłość. Tak było i w naszym przypadku. Studia, praca, pierwsze dziecko, kiedy miałam 26 lat, kolejne niecałe dwa lata później. Wpadłam w wir kieratu – dzieci, dom, praca, organizacja dnia. Nawet nie zauważyłam, że czegoś mi w związku brak. Dopiero, kiedy D. poświęcił mi trochę uwagi, zaczął ze mną rozmawiać, słuchać, co mam do powiedzenia, zobaczyłam wielką pustkę w miejscu mojego małżeństwa. On nie musiał się nawet wysilać. Podobno młode mamy dwójki dzieci, to najłatwiejszy kąsek do uwiedzenia. Romans trwał prawie rok i nigdy nic nie dało mi więcej niż ten czas. Znowu spojrzałam na siebie, jak na kobietę, a nie matkę, sprzątaczkę, kucharkę. Seks nabrał nowego wymiaru, okazało się, że może być cudownie, nawet jeśli ciało umęczone dwoma ciążami i porodami. Dzięki D. zrozumiałam, że jestem dla siebie ważna, że nie chcę tkwić w małżeństwie, które mija się między łazienką a sypialnią. Zawalczyłam o swoje małżeństwo. Mężowi nigdy nie przyznałam się do zdrady. Mój romans pomógł mi paradoksalnie wrócić do siebie”.

Edyta, 38 lat, dwójka dzieci, rozwiedziona

„Mój mąż był ode mnie starszy o 14 lat. Od początku średnio nam się układało w seksie, ale myślałam, że to złe dobrego początki i że z czasem wszystko się zmieni. Dotrzemy się, poznamy. Szybko zaszłam w ciążę, decyzja o ślubie i bach – związaliśmy się węzłem małżeńskim nim zdążyłam się obejrzeć, a co dopiero mieć z nim dobry seks. Ten zszedł jednak na drugi plan – wiadomo – dziecko, studia, on praca, ja egzaminy, obrona. Nawet nie wiem, kiedy zaszłam w drugą ciążę. Byłam sfrustrowana. Po studiach zostałam w domu z dwójką dzieci, on robił karierę, a ja dusiłam się w czterech ścianach. Dobiegałam 30-tki i marzyłam tylko o tym, żeby się wyrwać z domu. Koleżanki ze studiów namówiły mnie na wspólny wyjazd. To znaczy, nie musiały namawiać. Po prostu oznajmiłam, że jadę, że jak czegoś dla siebie nie zrobię, to zwariuję. Tam poznałam Tomka. Już w pierwszą noc wylądowaliśmy w łóżku, byłam załamana uświadamiając sobie, jak seks może być przyjemny, a jak beznadziejny czeka na mnie w domu, a raczej mnie unika. Z Tomkiem to była weekendowa przygoda, romans miałam z kolegą ze studiów. Kilka lat. Mąż być może się domyślał, nigdy jednak nic nie powiedział. Nie chciałam go krzywdzić, ale wiedziałam, że zostając z nim nie będę szczęśliwa. Rozstaliśmy się w zgodzie. On ułożył sobie życie, ja… cóż. Cały czas szukam swojego szczęścia”.

Hanka, 43 lata, jedno dziecko, rozwiedziona

„Mój syn ma 18 lat. Przez długi czas był moim oczkiem w głowie. Dzisiaj wiem, że to na niego przelałam cała swoją miłość, czułość, której nie chciał ode mnie mój mąż. Zimny, zapracowany, zawsze służbowy. Brakowało mu luzu od zawsze, ale kiedy się poznaliśmy wydawało mi się to niezwykle pociągające, a on taki dorosły i poważny w porównaniu z moim roztrzepaniem i skłonnością do zabawy. Przez wiele lat udawałam kogoś, kim w ogóle nie byłam – żoną biznesmena, która zakłada na siebie te wszystkie garsonki i dopasowane sukienki, chodzi na szpilkach i robi karierę w korpo. Aż w końcu pierdzielnęło. On był młodszy – zabawny, zawsze uśmiechnięty. Początkowo jego komplementy w pracy traktowałam z przymrużeniem oka, ale jasne, że mi schlebiały. Wyjazd integracyjny. Wspólna kąpiel nago w nocy w jeziorze, kiedy poczułam, że wracam do siebie, że nieustannie tęskniłam za samą sobą – za spontanicznością, autentycznością, zabawą i śmiechem do łez podczas seksu. To był bardzo płomienny romans. Syn, wówczas 15-latek, zajęty był swoim życiem nastolatka, męża od dawna nie interesowało, co robię po pracy i w weekendy. Przerwałam romans po kilku miesiącach, dziękując, że pomógł mi narodzić się na nowo. Złożyłam pozew o rozwód. Na spokojnie podzieliliśmy majątek, ustaliliśmy opiekę nad synem. Rzuciłam pracę w korporacji, za odłożone pieniądze wyjechałam do Malezji, przeżyłam przygodę życia. Dzisiaj rozwijam swój biznes związany z turystyką. Jestem szczęśliwa. A mężczyźni? Jasne, że się pojawiają w moim życiu, jedni na dłużej, inni na chwilę”.

Jeśli jakiś mężczyzna spyta się mnie jeszcze raz: dlaczego kobiety zdradzają, to odpowiem mu:

– zdradzają, bo namiętność ich małżeństwa zabiła rutyna

– zdradzają, bo czują się niekochane

– zdradzają, bo mąż nie okazuje im czułości i zainteresowania

– zdradzają, bo choć mąż obecny fizycznie już od dawna emocjonalnie jest daleko do niej

– zdradzają, bo nudzą się w związku

– zdradzają, bo chcą odejść, choć rzadko sobie zdają z tego sprawę

– zdradzają, bo nie chcą kiedyś sobie wyrzucać, że nie skorzystały z szansy

– zdradzają, bo się zakochują, ulegają urokowi, temu drugiemu

– zdradzają, bo chcą mieć dobry seks, daleko inny od tego na co dzień w domu

– zdradzają, bo potrzebują nieustannej adrenaliny w życiu

– zdradzają, bo szukają swojej własnej drogi, czują, że życie ucieka im przez palce

– zdradzają, bo chcą poczuć się jeszcze kobieco, a kochanek nie widzi w nich matki i żony, tylko kobietę

Pewnie każda kobieta ma swój własny powód. Indywidualny. Czy lepszy czy gorszy? Nie mnie oceniać. Warto się jednak nad nim pochylić i spróbować poszukać odpowiedzi na pytania:

„Co mi to robi, że zdradzam? Co jest we mnie takiego, co skłania mnie do zdrady”. I może wtedy szczerze porozmawiać z samą sobą o tym, dlaczego zdradzam. Uwaga – prawda może okazać się bardzo bolesna.