Drogi Mężczyzno, którego kiedyś znajdę!
Powiedziałeś ostatnio, że niczego bardziej nie pragniesz, niż być ze mną. Tak mi pięknie zaszumiało w głowie. Uniosłam się nad ziemią, jak kiedyś już raz tylko, ale tak dawno, że prawie całkiem zapomniałam jakie to dobre uczucie. Pocałowałeś mnie i świat nam zawirował. Tak, tobie też, jestem tego pewna. Ale potem wróciliśmy do swoich żyć. Twoje jest takie fantastyczne, poukładane, pewne. Jest w nim tyle wolności od obaw i trosk, którymi ja żyję już od trzech lat. Świat ciągle pełen jest dla ciebie możliwości. Ja jeszcze nie myślę o możliwościach, ja udowadniam sobie i innym, że cokolwiek się stanie, „dam radę”. Jak mogłoby być inaczej? Mam dziecko, wychowuję je sama. I nie rzucę już wszystkiego z dnia na dzień dla miłości. Nie, nie zamienię bezpiecznej codzienności, o którą walczyłam tak ciężko, w którą zawinęłam naszą dwójkę tak szczelnie, na namiętność, której trwania nikt mi nie zagwarantuje.
Chcesz bliskości, deklaracji, chcesz wiedzieć już, tu i teraz. A ja jestem pełna obaw. Chcesz być pewny, że jesteś jedyny. A ja mam pod skrzydłami małego człowieka, który jest dla mnie wszystkim, co drogie. Chcesz miłości zwykłej, ale najmocniejszej, SMS-ów natychmiast, żebyś wiedział, że na pewno cię kocham. A ja nie chcę czytać bajek na dobranoc i odpisywać na twoje namiętne wiadomości. Chcesz spotykać się i iść ze mną za rękę do restauracji, a potem kochać się całą noc do utraty tchu. A mnie stać na opiekunkę raz na dwa tygodnie, na kilka godzin. I wiesz, czułabym się winna nie wracając do domu na noc, kiedy on zasypiałby trzymając za rękę kogoś innego. Widzisz, ja nie umiem cię już kochać tak, jak kochałabym mężczyznę przed pojawieniem się mojego dziecka. Czy potrafisz to zrozumieć, zaakceptować?
Nie, nie chcę cię ranić, uważam tylko, że jesteśmy sobie winni szczerość. Ty też tak sądzisz, prawda? Żadnych gier.
Myślisz, że za bardzo się asekuruję. Ale popatrz, napisałeś wczoraj, że nie odpowiedziałam ci nic na tę twoją miłość, że czekasz i się martwisz co z nami będzie. Bo mogłoby być pięknie, wzniósłbyś mnie przecież na szczyt. I że obiecujesz, że zrobisz wszystko. Widzisz, ja po prostu nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie potrzebuję „wszystkiego”. Pragnę mieć to coś, czego być może ty mi nigdy nie zapewnisz: muszę wiedzieć, że chcesz, żeby moje dziecko było „nasze”. Kochanie, tak ślicznie wyszeptałeś „chcę być z tobą”. Nie wyznałeś jednak „będę z wami”. A ja, wiesz o tym najlepiej, już zawsze będę trochę „nami” – mną i moim synkiem.
Jeśli wpuszczę cię do mojego serca, zapragnę natychmiast potem, byś zajął też miejsce w sercu mojego dziecka. Czuję to, wiem, że tak będzie. I boję się, boję się tak, że aż boli, bo chcę ciebie, bo czuję, że mogłabym być z tobą szczęśliwa. Ale czy bylibyśmy szczęśliwi, we trójkę? Czy, gdyby nam nie wyszło, wolno mi ryzykować cierpieniem tego maleńkiego serduszka?
Mówisz, że nie muszę być od razu taka poważna, że miłością można się przecież bawić. Przepraszam, ja już chyba nie umiem bawić się miłością.
Tyle mam pytań, tyle wątpliwości w mojej głowie. Jesteś taki niezależny. Ile jesteś gotowy dać nam z tej swojej wolności? Kochanie, czy ty wiesz, że my nigdy nie będziemy mogli „zaczynać” tego związku jak zaczynają związki inne pary? Czy ja mam prawo cię tych początków pozbawiać?
Wiesz, myślałam o tym wczoraj, patrząc, jak mały śpi. Jego rysy twarzy coraz bardziej przypominają mi jego ojca. Ty też zobaczysz to podobieństwo, gdy będziesz patrzył codziennie? Czy obdarzysz szczerą miłością dziecko innego mężczyzny? A jeśli się rozstaniemy i któregoś dnia znikniesz z naszego życia tak jak ON? Co będzie, jeśli ojciec dziecka pojawi się pewnego dnia w naszej codzienności? Jakie emocje i uczucia będą ci wówczas towarzyszyć? Czy sobie z tym poradzisz?
Widzisz, jestem komplikacją, zawsze już będę pełna obaw. Boję się, choć czuję, że jestem gotowa na miłość.
Znajdź mnie proszę, jeśli nadal wierzysz, że możemy być razem. Ale nie proś o nic więcej niż przyjaźń, jeśli ci tej pewności brakuje albo gdybym miała być tylko chwilą w twoim życiu, zabawką, miłym wspomnieniem.
Chciałabym ci kiedyś zaśpiewać, jak Sheryl Crow: Czy jesteś wystarczająco silny, by być moim mężczyzną…?