Rozwód dla większości kojarzy się z porażką, niepowodzeniem, końcem czegoś pięknego. Coraz częściej słychać jednak głosy mówiące o tym, że rozstanie to nie koniec świata, urządza się przyjęcia porozwodowe i pamiątkowe sesje zdjęciowe eks małżonków. Bo rozwód, jak każda życiowa zmiana, ma swoje plusy i minusy, jest końcem pewnego etapu i początkiem kolejnego. Dla moich bohaterek rozwód był startem w nowe, lepsze, życie.
Urszula, lat 56, dwanaście lat po rozwodzie – „Po rozstaniu znalazłam swoje pasje”
Wiecznie zabiegana, zajęta, z głową pełną planów i listą rzeczy do wykonania- taka jest Urszula. A właściwie taką stała się po rozwodzie. „Gdy się rozwodziłam syn właśnie zaczynał studia w innym mieście. Wracałam do domu i nie musiałam właściwie nic – ani gotować, ani sprzątać, w końcu miałam czas dla siebie. Nie chciałam stać się jedną z tych zgorzkniałych bab, które psioczą na facetów i przeklinają cały męski ród, bo trafił im się jeden felerny egzemplarz. Pewnego dnia powiedziałam sobie – Ulka, zrób coś z sobą, bo zwariujesz. I zrobiłam”.
Zapisała się na studia podyplomowe, zaczęła chodzić na aerobic, spotykać z innymi ludźmi, korzystać z wydarzeń kulturalnych. Okazało się, że jej wielką pasją jest teatr. „Po jakimś czasie dałam się namówić na udział w warsztatach teatralnych w domu kultury i totalnie wsiąkłam! Nigdy bym nie pomyślała, że na stare lata zostanę aktorką. Po rozwodzie odnalazłam swoje pasje, w końcu miałam odwagę, by zastanowić się nad sobą i tym, czego chcę. Bo do tego, wbrew pozorom, potrzeba odwagi. Łatwiej biec przez życie siłą rozpędu, myśleć o praniu, obiadach i zakupach, zachciankach męża i potrzebach dzieci, niż wsłuchać się w samą siebie i wyznaczyć jakiś cel.” Dziś Urszula mówi otwarcie, że nie cofnęłaby swojej decyzji o rozstaniu. „Czy żałuję? Bogu dziękuję za ten rozwód i nowe życie!”
Joanna, lat 36, pięć lat po rozwodzie – „Dopiero teraz wiem, czym jest prawdziwa miłość”
„Poznaliśmy się na drugim roku studiów, pobraliśmy na czwartym. Wtedy wszystko wydawało się takie oczywiste – kochamy się, jesteśmy razem, zostajemy małżeństwem. Dzisiaj wiem, że to były tylko nasze naiwne życzenia wobec rzeczywistości.” Po ślubie zamieszkali razem w akademiku, a ich wspólne studenckie życie układało się całkiem w porządku. Dopiero wyprowadzka do wspólnego mieszkania pokazała, jak wiele ich różni. „Studia się skończyły, zaczęliśmy pracę i normalne życie. Nie było już przyjaciół za ścianą, imprez co drugi dzień i studenckiego luzu, okazało się, że mamy nieco inne priorytety.” Zaczęły się coraz częstsze kłótnie, wady tej drugiej osoby przeszkadzały jakoś bardziej niż kiedyś, trudniej było osiągnąć kompromis. „Wydawało mi się, że to moja wina, że muszę dawać z siebie więcej, że za mało się staram. Spaliłam się, zjadła mnie moja ambicja i oczekiwania Piotra.”
Rozwiedli się trzy lata po ślubie, dzisiaj oboje są w nowych związkach, ale nie utrzymują ze sobą kontaktów. ” Z Piotrem to była taka zabawa w dorosłość, zabawa w dom. Bardzo chcieliśmy się kochać ponad życie i stworzyć razem rodzinę, ale się nie udało. Dopiero teraz wiem, czym jest prawdziwa miłość, taka, w której nie tylko dajesz z siebie wszystko, ale i wszystko dostajesz w zamian. Nie żałuję pierwszego małżeństwa, bo ono pokazało mi, że chcę czegoś więcej od życia, od związku. Myślę, że właśnie to znalazłam.”
Agata, lat 45, rok po rozwodzie – „Rozwód sprawił, że stałam się lepszą matką”
„Rozwód zawsze brzmiał dla mnie złowieszczo, był synonimem porażki, klęski, osobistego niepowodzenia. Dzisiaj patrzę na niego nieco inaczej – jak na pewien restart w życiu, drugą szansę”. Agata na co dzień pracuje w urzędzie, jest matką dwóch synów- trzynastolatka i dziewięciolatka. To właśnie dla nich zdecydowała się na rozstanie. „Doszłam do etapu, w którym przestałam lubić siebie w roli matki. Nieustannie strofowałam synów, warczałam na nich i gderałam im nad uszami. No dobra, powiem wprost – zdarzało się, że darłam się, czepiałam o pierdoły i bezsilna rzucałam karami na prawo i lewo. Niezauważalnie dla samej siebie straciłam całą radość macierzyństwa”.
Tę brutalna prawdę uświadomiła jej przyjaciółka, która powiedziała otwarcie, że frustracje wynikające z kłopotów małżeńskich przenosi na dzieciaki. „Od dawna nie układało nam się z mężem, ale dla dobra synów trwaliśmy w tej fikcji. Wpadliśmy w pułapkę myślenia, że lepiej razem, choć nieszczęśliwie, niż bez kłótni, ale osobno. Totalna głupota! Po roku od rozwodu wiem, że była to najlepsza z możliwych decyzji – nie jest łatwo, ale znowu poznaję siebie, a moi synowie w końcu mają fajną, uśmiechniętą mamę”.
Paulina, lat 29, pół roku po rozwodzie- „W końcu przestałam się bać”
Paulina o swoim byłym mężu mówi niechętnie i z widocznym jeszcze bólem. Jak sama twierdzi, są rany, które będą się goić jeszcze przez długi czas, ale najcięższe ma już za sobą. „Obudziłam się z koszmaru. Bo tak chcę myśleć o tym, co było – że to zły sen, który jest już tylko wspomnieniem i więcej się nie powtórzy. Rozwód był dla mnie wybawieniem, początkiem nowego życia. W końcu przestałam się bać.” Były mąż Pauliny był z pozoru ideałem – przystojny, majętny, kulturalny, potrafił zachwycić każdego i zdobyć jego sympatię w kilka chwil. Dopiero w domowym zaciszu wychodziły ukryte w środku potwory, pokazywał swoje prawdziwe oblicze. „Na początku wszystko było ok, może tylko czasem ponosiła go zazdrość albo zdarzył się ironiczny komentarz i przykra uwaga na mój temat. A potem… potem wszystko poszło w bardzo złą stronę”.
Wyzwiska, kontrola jej kontaktów towarzyskich, przeglądanie telefonu, śledzenie. W końcu pierwsza szarpanina, pierwszy policzek, przeprosiny, skrucha, prezenty, coraz częstsze awantury, siniaki, przemoc. „Dwa lata trwało nim przejrzałam na oczy i głośno powiedziałam dość. Pomógł mi brat i najbliższa przyjaciółka – spakowałam się w dwie walizki i bez słowa pożegnania wyprowadziłam z domu. Długo walczyłam o rozwód, ale w końcu się udało. Jedyne, czego żałuję to, że nie zrobiłam tego znacznie wcześniej”.