Człowiek jest mądry po szkodzie – taka prawda, ale jest druga strona medalu – uczy się na błędach, a to już jest coś. Szkoda tylko, że często za późno. Gdybym ja przed rozwodem wiedział to wszystko, co wiem po nim, moje małżeństwo pewnie nadal by trwało i oboje bylibyśmy w nim szczęśliwi. A tak? Na swoim przykładzie mogę ostrzec innych facetów, żeby otrząsnęli się, nim będzie za późno, nim ich żony, jak moja, pewnego dnia spakują się i odejdą.
Wiecie, czego faceci żałują po rozwodzie? Porozmawiałem z kilkoma, oto wnioski.
Żałuję, że nie chodziłem spać w tym samym czasie co moja żona
Nim zaczęliśmy spać w osobnych pokojach i tak nie chodziliśmy razem do łóżka. I nie chodzi mi tylko brak seksu. Ona się kładła, a ja oglądałem film, ulubiony program, mecz, nie do pomyślenia było dla mnie kłaść się wcześniej. Tego żałuję najbardziej, bo dzisiaj wiem, że ten szczególny rodzaj bliskości w związku trzeba pielęgnować nawet na zakończenie dnia. Pozwalanie, by dzień za dniem przemijał bez wspólnego spędzenia czasu, zabija więź, która kiedyś nas połączyła.
Żałuję, że nie włożyłem więcej wysiłku w naprawienie związku
Do dzisiaj nie mogę sobie wybaczyć, że przez długi czas ogarniało mnie błogie samozadowolenie, wydawało mi się, że innym też jest dobrze. Nie interesowałem się samopoczuciem mojej żony, choć rozwód już wtedy wisiał w powietrzu. Kto by się przejmował – myślałem. Odpuściłem. Nie zawalczyłem, byłem przekonany, że wszystko się jakoś ułoży. Dzisiaj wiem, że bez mojego zaangażowania, nic samo nie mogło się zadziać, a ja mogłem zapobiec naszemu rozstaniu, gdybym w porę zareagował.
Żałuję, że nie rozmawiałem szczerze o swoich uczuciach
Jest wiele rzeczy, które zawaliłem w swoim małżeństwie, ale największy żal mam do siebie o to, że milczałem, że nie mówiłem, że coś mnie irytuje, coś wkurza, że sobie z czymś w naszym związku nie radzę. I nie chodzi tu tylko o jakieś wielkie rzeczy, ale nawet o to, że nie lubiłem jej pomidorówki. Chodzi o zwykłą szczerość. Nie małżeństwa bez uczciwości, moja historia jest tego przykładem. Wyjaśnienia sobie od razu żali, pretensji wzmacnia więź. Milczenie jest oznaką braku zaufania i braku poczucia bezpieczeństwa w związku. Jak więc moje małżeństwo miało przetrwać?
Żałuję, że nie czekałem ze ślubem
Gdybym mógł cofnąć czas nie wziąłbym ślubu w tak młodym wieku. Mając dwadzieścia kilka lat nie wiedziałem, kim jestem, czego chcę. Jak mogłem być dla siebie kompasem, skoro we mnie hulała wojna domowa. Wyszedłem z rodziny, w której panował emocjonalny chłód, gdzie relacje opierały się na rywalizacji i walce, co mogłem dać mojej żonie, skoro sam byłem pogubiony. Dopiero w miarę upływu lat zacząłem rozumieć, kim jestem i jak nad sobą pracować. Dla mojego małżeństwa było to jednak za późno.
Żałuję, że uczciwie nie mówiłem o swoich lękach i problemach
Myślałem, że facet nie może obarczać kobiety swoimi problemami, że musi być silny, musi być dla niej wsparciem, dawać poczucie bezpieczeństwa i nie okazywać słabości. Chciałem dla nas tego, co najlepsze, ale ukrywanie swoich emocji, obaw, wątpliwości nie było niczym dobrym. Prawdziwa, silna więź oparta jest na otwartej komunikacji. Trzeba kochać i szanować siebie i tę drugą osobę i mówić o tym, co nas gryzie od środka.
Żałuję, że nie zadbałem o siebie
Byłem sfrustrowany, bo pewnego dnia doszedłem do wniosku, że całe swoje życie poświęciłem małżeństwu. Nie wyłamywałem się, zawsze z żoną wspólnie ustalaliśmy, co robimy, co ja robię, co ona. Czy mam zmieniać pracę, czy kupujemy nowy samochód, gdzie jedziemy na wakacje, czy kupujemy większe mieszkanie. Gdzie w tym wszystkim byłem ja? Ze swoimi marzeniami, celami? Nie potrafiłem siebie znaleźć, nie umiałem zadbać o siebie, o to czego ja chcę, to doprowadziło do rozczarowań, wzajemnych pretensji, obwiniania się nawzajem. A wystarczyło dać sobie przestrzeń na bycie sobą, którego nie determinuje małżeństwo.
Żałuję, że jej nie słuchałem, choć bardzo jej na tym zależało
Rozwód był dla mnie niezwykle bolesny. Musiałem w końcu być szczerym wobec siebie, odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie zawaliłem. Gdy patrzę wstecz widzę tysiące swoich błędów popełnianych przez 16 lat mojego małżeństwa. Jednak największym było niesłuchanie mojej żony, brak mojej uważności, a jej na tym zależało. Ona chciała wysłuchania, zrozumienia, uwagi, a kiedy zaczynała się irytować, bo jej nie słuchałem, wychodziłem, uciekałem. Tak straciłem jej zaufanie i pogrzebałem nasza intymność.
Naprawdę wierzę, że gdybym był przy niej naprawdę obecny i bardziej szanowałbym jej uczucia, przeszlibyśmy przez te wszystkie upadki i wzloty i dzisiaj bylibyśmy razem. Niestety, nawaliłem na całej linii.
Wy jeszcze możecie coś zrobić, jeszcze macie czas, by naprawić wasze błędy, najważniejsze, to je sobie dzisiaj uświadomić i wejść na nową ścieżkę waszego związku… ale nie tę rozwodową.