„Czy ty na pewno wiesz, o co ci chodzi?” – spytała przyjaciółka, kiedy powiedziałam jej, że już dłużej nie dam rady. „Jesteście takim fajnym małżeństwem, nigdy nie mówiłaś, że coś się dzieje”. – Bo właśnie nic się nie dzieje – odpowiedziałam.
Bo tak jest. Żyjemy razem prawie 20 lat. Wszystko o sobie wiemy, trudno nawzajem siebie zaskoczyć Jesteśmy tak dla siebie przewidywalni, że łapię się na tym, że czasami go nie słucham, albo w myślach uprzedzam jego odpowiedź. Wiem, co lubi, a czego nie. On wie, co mnie wkurza – ale to nie zawsze idzie w parze, żeby właśnie tego, co mnie denerwuje nie robić.
Jesteśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, w której każdy trybik zna swoje miejsce i wie, za co jest odpowiedzialny.
„Przecież masz taki spokój, tak ci bezpiecznie” – ciągnie przyjaciółka. A ja myślę ze złością, że tak. Że właśnie to mi najbardziej przeszkadza. Bo gdyby było inaczej nikt by mi nie mówił: „odbiło ci?”, „o co ci chodzi”, „przecież ten face to skarb”. Nie, wszyscy uważają go za świetnego faceta, przy boku którego nie można czuć deficytów? A jednak ja czuję przez co skazana jestem na uwagi w stylu: „a ty się dobrze czujesz?”.
No właśnie nie czuję się dobrze. Ale rzucone w powietrze „a ty się dobrze czujesz” już samo w sobie i w wypowiedzianym tonie niesie innym odpowiedź. A mnie szczerze nikt nie spytał, czy jestem szczęśliwa, czy kocham.
Codziennie budzę się z myślą: „nie chcę już tak żyć”. Ale też nie wiem, co mogłabym zmienić. Odejść? To takie proste – spakować walizki, powiedzieć – teraz chcę pobyć sama, chcę się zmierzyć ze sobą, bez ciebie, bez balastu, którym w tym momencie jest mi ten związek.
Ale nie potrafię. Nie umiem skreślić tego wszystkiego, co między nami się wydarzyło, co było naszym udziałem. Mamy dzieci, mamy też siebie. Dużo wspomnień, mnóstwo cudownych chwil. Zabawnych. I trudnych. Wiem, że mogę na tobie polegać, ale tylko ode mnie zależy, jakie pole swojej własnej kontroli ci oddam. Czy w ogóle chcę oddać? Czy chcę decydować sama o sobie, bez ciebie. Nie iść już ze samą sobą na kompromisy, nie analizować zysków i strat dla ciebie, dla innych.
Stoję teraz na granicy. Na granicy przejścia na swoją własną stronę. Gdzie to ja będę ważna, gdzie nie będę już musiała szukać akceptacji u ciebie, zastanawiać się, jak każdy mój wybór wpływać będzie na twoje życie i twoją codzienność.
Mogę nadal budzić się z tym samym pytaniem i analizować, co jest nie tak. Czy zabija nas rutyna, w jakim stopniu się od siebie oddalamy, jak daleko jesteśmy. Mogłabym tak siedzieć i pozwolić, by narastała we mnie frustracja i niechęć do nas. Mogłabym doprowadzić do tego, że ciebie obwiniałabym za to, że jestem nieszczęśliwa, że mnie rozczarowałeś, że miałeś być na dobre i złe, a nie byłeś, gdzieś po drodze zostawiłeś mnie samą. I to osamotnienie tak bardzo mnie boli. Jestem zawiedziona, bo myślałam, że zawsze z entuzjazmem będziesz uśmiechał się do moich pomysłów i planów. A dziś wiem, że one nie są twoim udziałem. Że może czasami nawet nie traktujesz ich poważnie. Tobie jest dobrze, gdzie jesteś.
Usłyszałam ostatnio, że walczyć trzeba do końca. Że dopiero jak wyczerpiesz wszystkie możliwości możesz powiedzieć: „Nie udało się”.
I dziś już wiem, czego chcę. Chcę walczyć. Ale nie, nie o nas. Dzisiaj ja już chcę zawalczyć o siebie. O swoje plany i swoje marzenia. Chcę stanąć twardo na nogach nie oglądając się na ciebie i nie tłumacząc swojej życiowej stagnacji tobą. Że czegoś nie zrobię, bo jesteś ty. Bo co ty powiesz. Bo jak się zachowasz. Bo czy tobie moje wybory i decyzje nie będą przeszkadzały. Tak, zrozumiałam, że to nie o rutynę i nudę w związku chodzi, tylko o zamrożenie mojego własnego życia.
Dziś mam dość siebie takiej – która swoje plany czyni zależnymi od kogoś, kto może mieć zupełnie inną wizję własnego życia. Ty masz do niej prawo. Tak jak ja do swojej.
Może nie odejdę. Może pójdę swoją ścieżką. Zainwestuję w końcu w czas, który marnowałam na analizowanie, dlaczego czuję się nieszczęśliwą w siebie. A co się wydarzy z nami? Nie wiem, już nic nie zakładałam, nie czynię sobie żadnych obietnic i nie odgrażam się. Jeśli będziesz chciał dotrzymać mi kroku, być dla mnie wsparciem. Jeśli będę miała do kogo wracać – będę. Na pewno. Dziś, choć z tobą u boku, muszę iść własną drogą, bo jeśli tego nie zrobię uczynię siebie i ciebie nieszczęśliwymi.