Go to content

„Chodź, opowiem ci, jak żyje żona tuż przed zdradą”. Z dziennika niewiernej

Fot. Pixabay / Bykst / CC0 Public Domain

Na początku każdej zdrady jest samotność.

– Nie ma gorszej samotności niż samotność w związku – powiedziałam doktor M.

– Proszę mi o tym opowiedzieć – poprosiła.

Pierwszy raz ktoś zapytał, co ze mną. Jak ja się z tym czuję. Dlaczego. Ludzie mają najczęściej dwa podejścia do zdrady. Pierwsze jest instrumentalne. Zdradzam, bo tak wygodniej, bo szukam emocji, bo takie życie. Drugie jest demonizujące. Zdradzają potwory, ludzie bez zasad. Szukałam jakiegoś środka. Doktor M. była dla mnie złotym środkiem. Pytała.

– Pewnie wszystko zależy od punktu siedzenia – odpowiedziałam. – Gdybym była ofiarą zdrady uważałabym to za podłość. Chyba.

Zanim Go spotkałam byłam najbardziej samotną żoną pod słońcem. A może wcale nie? Może jest nas takich setki. To rodzaj samotności, o której nikomu nie mówisz, bo ona nie mieści w żadnych kategoriach. Jakby nagle coś duszącego przyczepiło się do ciebie, łapało za gardło. Wstyd przyznać się do takiej samotności. Bo nie ma w niej dramatu. Ani żadnego skandalu. Jest tylko wciąż to nic. Że on idzie nieustannie spać oddzielnie? Że cię nie dotyka? Że już częściej ma na twarzy grymas, nie zachwyt?

– Dlaczego taaaak układasz te rzeczy w lodówce? (czy to jest, kur*a, ważne, jak je układam?)

– Dlaczego nie pamiętałaś? (bo zapomniałam?)

– Dlaczego nie zrobiłaś? (bo nie zdążyłam?)

– No….  (na jakieś pytanie)

– Aha… (na bardziej skomplikowane pytanie).

Przestajesz żyć z facetem, zaczynasz z bratem, ojcem, nauczycielem, współlokatorem, rozdrażnionym znajomym. On czasem przysuwa się do ciebie, przez chwilę jest w nim dawne pragnienie, są też słowa, które mają cię (was) uspokoić: wciąż cię kocham, jesteś jedyna, jesteś piękna. Ale już czujesz gdzieś sztuczność tych słów. I nawet nie że on ciebie nie kocha, bo może kocha, ale to już jest po swojemu. I już wiesz, że na niecierpliwość, rozdrażnienie i zmęczenie pozwalają sobie ludzie, dla których już nie jesteś aż tak ważna.

A przecież mieliście być wyjątkowi. Wam miało się udać. Ominąć znudzenie, zmęczenie, a co najważniejsze rezygnacje ominąć. Na początku tej samotności się starasz. Bo może on ma kryzys? Może jest zmęczony. A potem temu ulegasz. Obieracie wspólnie ziemniaki, robicie sałatę i zakupy. Częściej jednak czujesz rozdrażnienie, on też, choć oczywiście gdy go pytasz, mówi: „Ale o co ci chodzi?”.

To „ale o co chodzi” staje się najbardziej wyrafinowaną formą przemocy. Kto jest w końcu głupi i ślepy: ty czy on? Tak wyglądać ma związek? Dwie orbity krążące wokół siebie? Ludzie, którzy kłócą się w markecie o to, który jogurt jest lepszy. I to jego: wszystko jest ok, które odbiera ci wolę walki. Nie chce ci się nawet pytać: „Czy ty się mnie kiedyś czepiałeś o jogurt?!Gdzieś mieliśmy wszystkie jogurty świata, bo najważniejszy był kompromis, pamiętasz?!”.

Najlepsza jesteś jednak w wypieraniu. Tak, jakby to, że macie wspólne dziecko, psa i dom sprawiało, że automatycznie jesteście sobie bliscy.

Wypierasz więc, że rzadko się śmiejesz. Że ze wzruszeniem oglądasz wasze zdjęcia z przeszłości, ale już nie pamiętasz tych emocji. Żadnych emocji nie pamiętasz. Emocją jest to, że jesteś matką, że przytulasz dziecko, czujesz jego ciepło, jesteś spokojna, że dziecko nie choruje. Bliskość syna jest najwyższą formą bliskości.

I nie chodzi o ten pośpieszny seks, czy po winie znów trochę namiętny. Chodzi o to, że płaczesz po orgazmie. I w środku, gdzieś w środku jesteś pewna, że już nigdy nie poczujesz się szczęśliwa.

Nikomu o tym nie mówisz. Ludzie myślą, że jesteście fajną rodziną. I to jest właśnie najgorsze, jak inne są twoje emocje od tego, co dzieje się na tym schludnym obrazku.

I wtedy pojawia się On. Nie jest zbyt inwazyjny, głośny, bo przecież od razu byś uciekła. Nie lubisz już hałasu w życiu. Emocjonalnego hałasu. Nie możesz sobie na niego pozwolić. Jesteś żoną, matką, jesteś….

Chryste, jakże doskonała jesteś w samooszukiwaniu siebie. Czy ty jeszcze w ogóle wiesz jaka jesteś naprawdę?

W jego mieszkaniu odkrywasz siebie na nowo. Zobacz, tu masz stopy, o rany jakie są ładne. Masz łydki, brzuch i dłonie, które są powodem zachwytu. Nagle rozumiesz, że byłaś już kompletnie nieżywa, przeniosłaś się cała na planetę obowiązki, a planetę ciało najbardziej pamiętasz z porodu. On to zmienia. Nie przejmuj się, nie planujesz romansu. Mówisz sobie. To naprawdę tylko jedna kawa. No dobra, dwie. Może kolacja? Kiedy ostatnio byłam z kimś na kolacji? Potem wiesz, że nie powinnaś wchodzić do niego do domu, a jednak wchodzisz, bo który człowiek mając do wyboru śmierć i życie, wybierze śmierć?

Nic nie zapowiada cierpienia, szeregu dramatów. Na tym można by po prostu skończyć tę opowieść, wrócić  tam gdzie jest miejsce żony, wrócić do dawnego życia. Tylko, że są sytuację od których odwrotu nie ma. I nie chodzi o jakiś seks, z jakimś facetem. Ty już to wiesz. Na razie tylko ty.  No, chociaż tyle, że jednak nie jesteś martwa i nie wszystko się skończyło. I tyle z dobrych wiadomości.

Wiele tygodni później twój mąż spyta:

– Dlaczego mnie zdradziłaś?

Będziesz patrzyła na niego oniemiała, o co mu chodzi do diabła, czy nie prosiłaś o niego, nie walczyłaś, nie starałaś się? I kto tu pierwszy zdradził właściwie. Będziesz miała jednak na tyle uczciwości w sobie, żeby powiedzieć wprost.

– Bo się zakochałam.

On dostanie histerii, będzie cię prosił, żebyś została. Albo powie: „spier….”. Albo będzie mówił i jedno i drugie. A tobie będzie wszystko jedno. Resztkami rozsądku pomyślisz o dziecku. Jeśli będziesz coś ratować, to tylko dla niego.

Jak kogoś przeprosić, że miłość minęła? Jak mu wtedy powiedzieć, że to też jest jego wina?

CDN.