Go to content

6 cech osobowości (oprócz narcyzmu), które mogą również oznaczać zagładę dla związku

cechy osobowości, para
FOT. AegeanBlue/iStock

Dziś wiele się pisze o nacyzmie albo o psychopatii. Jakby tylko te zaburzenia osobowości mogły spowodować rozpad związku. A to nieprawda! Przedstawiamy sześć innych cech osobowości ludzi, z którymi bardzo trudno żyć. Są mniej naświetlone, ale bardziej popularne. Z perfekcjonistą, pasywnym agresorem czy kimś, kto ma osobowość zależną również trudno zbudować fajną, trwałą relację. Sprawdź, czy nie jesteś jedną z tych osób!

1. Osobowość zależna

„Na początku wydawało mi się, że spotkałem swoją drugą połówkę. Ta kobieta dosłownie na każdy temat miała podobne zdanie do mojego. Podobne pasje, styl życia i głód przygód. Wydawało mi się, że Kaśka jest jak strzał w dziesiątkę. Lepszej kobiety po prostu już nigdy nie znajdę. Poza tym bardzo łatwo się z nią było dogadać. Nie była kłótliwa, chętnie negocjowała i łatwo poddawała się moim sugestiom. Kłopot w tym, że dość szybko zaczęło mnie to wszystko nudzić i uwierać. Okazało się, że Kaśka jest jak małe dziecko. Ona nie potrafiła w zasadzie żadnej decyzji podjąć samodzielnie. Chciała, bym zatwierdzał każdy jej pomysł. Była niepewna swojego zdania. Gdy coś mi się nie podało, to po prostu przestawała się w to ubierać, albo zapominała o jakimś swoim pomyśle. Rzuciłem ją. Choć czasem zastanawiam się – dlaczego. Wiedliśmy dość spokojne życie”, Mirek.

Osobowość zależna stawia swojego partnera na piedestale, bo tak bardzo boi się porzucenia. Takim ludziom wydaje się, że bez ukochanego staną się nikim, kompletnie bezwartościowi. Dlatego robią wszystko, by partner był zadowolony, chętnie i łatwo poddają się jego woli. To czyni je szczęśliwymi. Ale przecież parter potrzebuje najprawdopodobniej kogoś, kto będzie dla niego wyzwaniem. Jeśli nie chce wszystkim zarządzać, jakby żył z maleńkim dzieckiem, najprawdopodobniej odejdzie, by znaleźć osobą z krwi i kości – taką, z którą czasem będzie można się pokłócić, ale też czegoś od niej dowiedzieć i nauczyć.

2. Perfekcjonizm

„Już na początku związku, ona była tak bardzo niepewna siebie, że wstawała rano i sprawdzała na specjalnej aplikacji, w której siłowni jest najmniej osób o godz. 6.00 rano i tam jechała, by ćwiczyć. Kiedyś mnie tym u właśnie ujęła. Była tak krucha i przestraszona, że chciałem się nią opiekować. Dopiero później zrozumiałem, że ona tak bardzo boi się oceny. Ktoś przecież mógł ją zobaczyć na tej siłowni czerwoną i spoconą. Rozstaliśmy się tuż przed ślubem, kiedy zaczęła mnie wkurzać, rozpisując wszystko w Excelu. Nic nie było wystarczająco dobre. Sto razy sprawdzała catering. Przesłuchiwała dziesiątki płyt zespołów. Mówiłem jej: „Kochanie, jakie to ma znaczenie?”. Ale ona była spięta, wszystko próbowała dopiąć na ostatni guzik. A tak się przecież nie da! Przeraziło mnie to, że tak właśnie ma wyglądać całe nasze życie. Nawiałem!”, Krzysiek.

Perfekcjonizm to życie z ułudą, że gdzieś tam za górami, za lasami istnieje świat idealny i trzeba się tylko bardzo postarać, by tam dotrzeć. Ale tak naprawdę życie z osobą niepewną własnej wartości, która buduje wokół siebie mur ze starań i jeszcze ocenia inne osoby swoją miarą – może stać się bardzo męczące. U niej wszystko musi być doszlifowane, wszystko dziesięć razy sprawdzone, a i tak wydaje się jej jakieś nieodpowiednie. Natomiast partner, który próbuje negować taki styl życia, jest oceniany jako bałaganiarz lub leń. Osoby, które starają się być idealne, nie potrafią śmiać się ze swoich błędów, nie potrafią nie zamartwiać się, jeśli nawalą. Są spięte i często bardzo smutne, a to wszystko nie sprzyja budowaniu satysfakcjonującej bliskości.

3. Pasywna agresja

„Moja żona nie krzyczy. Moja żona nawet się nie obraża. Ona po prostu nagle przestaje się do mnie odzywać i jest niedostępna. Informuje tylko domowników: „Obiad na stole”. Kiedy próbuję spytać się, za co wymierza mi tę karę, nie odpowiada. Czy ona wtedy czuje, że ma nade mną jakąś władzę? Czy do cholery sprawia jej to jakąś okropną satysfakcję, że ja razem z synami kręcę się po tym naszym domu na paluszkach, by jej w niczym nie urazić? Najgorzej, że tak naprawdę nie wiadomo, o co jej chodzi. W pewnym momencie mięknie, jakby sama uznając, że już wystarczy tej kary. Ale nigdy nam nie wyjaśnia dokładnie, o co chodzi”, Marian.

Pasywną agresję często trudno rozpoznać. Choć nie zostawia na ciele siniaków, to jednak potrafi sprawić, że dusza partnera bardzo cierpi. Takie zachowanie jak publiczne żarciki z ukochanej osoby, karanie jej ciszą czy wyrażanie próśb nie wprost, uniemożliwia rozwiązywanie konfliktów. To nie jest zdrowa otwarta, rozmowa o tym, co człowiek czuje, tylko dręczenie i wymierzanie kary. Nic konstruktywnego.

4. Unikanie bliskości

„Na początku naszego związku były fajerwerki. Kłopoty zaczęły się, kiedy zamieszkaliśmy razem. Kiedyś uprawialiśmy gorący seks, a teraz on mówi mi, że nie ma ochoty. Nigdy wcześniej żaden facet tak nie unikał seksu ze mną. Ale mało tego, on prawie przestał ze mną rozmawiać. Milczy podczas śniadania, wieczorami na balkonie pali sobie sam papierosy. Zdobył mnie i ma już w nosie? – zastanawiam się nieraz. Jednocześnie jest patologicznie zazdrosny. Kiedy wchodzę na spotkanie ze znajomymi, potrafi wydzwaniać bez przerwy. Kiedyś nawet przyszedł do knajpy, w której jadłam biznesowy lunch. Niby przypadkiem przechodził. Akurat! Ja wiem, że przyszedł mnie sprawdzić, czy to aby nie romans. Jeszcze chwila, a zawaruję”, Anna.

Osobowość unikająca jest przekonanym o tym, że nie zasługuje się na miłość i ciągle boi się odrzucenia. Trudno zdobyć się jej na zaufanie, ponieważ jest przekonana, że wszyscy widzą ją w negatywnym świetle. Dlatego też często takie osoby sabotują swoje związki partnerski, które uda im się już cudem zbudować. To dla ich partnerów zazwyczaj jest skrajnie niezrozumiałe, bo oni są przecież zaangażowani. Ten mechanizm działa jednak jak samospełniająca się przepowiednia: ktoś tak bardzo boi się odrzucenia, że nieświadomie odpycha od siebie partnera.

5. Wszechobecna negatywność

„Mój mąż jest okropnym gburem. W zasadzie chce rozmawiać tylko o tym, co trudne. Wszystko go boli, ciągle jest na coś chory, albo nie ma siły. Kiedy idziemy z psem na spacer, to od razu truje atmosferę rozmową o: wojnie, polityce, śmierci znajomego, chorobie matki. To jest nie do zniesienia. On nie bierze pod uwagę tego, że obok nas idzie córka, która potrzebuje zwyczajnie pobawić się, pośmiać z rodzicami. Życie z moim mężem stało się okropnie trudne, naznaczone taką nieznośną ciężkością. Nie wiem, czy to jakaś jego stała cecha charakteru się teraz tak wyolbrzymiła, czy oma po prostu ma depresję”, Marianna.

Bycie pesymistą to jedno, ale zamęczanie taką postawą wszystkich domowników brzmi jak… zwykły, choć może podświadomy, sadyzm. I tak, mamy prawo się przed tym bronić. Osoby dojrzałe, nawet jeśli nie mają powodów aktualnie do radości, powinny umieć „kontenerować” w sobie negatywne emocje. Zwłaszcza jeśli mają małe dzieci. Nie można w ich obecności mówić, co nam ślina na język przyniesie. To jest nasza odpowiedzialność jako rodziców. Czasem trzeba się ugryźć w język i zadbać o najbliższych, a nie traktować ich jak spluwaczki, do których można „splunąć wszystkim”. A jeśli to depresja, trzeba się leczyć. Dla dobra siebie i bliskich.

6. Odgrywanie ofiary

„To jest po prostu nie do wytrzymania. Moja ukochana Marta zamieniła się w jakiegoś podstępnego potwora. A właściwie odwrotnie – to ona przy byle okazji robi potwora ze mnie. Wystarczy, że się uniosę, nakrzyczę, a ona zmienia się taką bidulkę. Natychmiast płacze i budzi we mnie okropne poczucie winy, które mnie zżera dosłownie od środka. Nie da się jej sprzeciwić, bo ona nawet z drobnych rzeczy robi wielką sprawę. Ostatnio podczas świąt obraziła się na mnie za to, że nie jadłem jej ciast. A przecież mówiłem wcześniej, że ich jeść tym razem nie będę, bo się odchudzam. Słyszała to, ale i tak nagotowała swoje i potem płakała, że jej nie doceniam, że jestem taki okropny, dosłownie potwór. Jak z nią żyć? Na wszystko ma tylko swoje żale i płacz”, Krystian.

Notoryczne odgrywanie ofiary to często nieświadoma manipulacja. Taka osoba nawykła do tego, by widzieć w sobie postać zawsze krzywdzoną. Tylko że ona nieświadomie czerpie z tego swoje korzyści: może czuć, że jest warta współczucia, którego nie dostaje. Może czuć się zraniona, poszkodowana i na wskroś dobra, bo przecież on się stara i ma serce do wszystkich wyciągnięte na otwartej dłoni. Taka postawa często zmusza otoczenie do współczucia, uznania swoich win i jednocześnie zakopania w sobie głęboko poczucia winy i własnej beznadziejności. Ale do czasu. Partner zazwyczaj po jakimś czasie czuje się już tak podle, że odchodzi. Każdy chce być w swoim mniemaniu dobrym człowiekiem. A przy partnerze, który rości sobie prawo, do grania wiecznej ofiary, nie jest to możliwe.