Składam pranie. Już wieczór. Pachnie nowym płynem do płukania. Tak świeżo. Cisza w domu, dzieci już śpią, a ja myślę, co jeszcze dzisiaj zrobię. W zamrażarce schowany sorbet malinowy. I książka, którą dostałam na urodziny, ale ostatnio nie miałam czasu nad nią usiąść. Tak, dzisiaj to ma być dzień dla mnie, na przyjemności.
Ukłucie. Nawet nie pomyślałam, że ty też tu jesteś. Obok. Sprawdzasz jeszcze maile. Tylko jakie to ma znaczenie? Pewnie spytasz, czy chcę coś do picia, jak sam sobie będziesz robił herbatę i kanapki na kolację. A ja odpowiem, że tak poproszę malinową. Moją ulubioną. Ale o tym pewnie już dzisiaj nie pamiętasz. A może nigdy nie chciałeś pamiętać.
Jakie to ma teraz znaczenie. Kiedy i tak żyjemy obok siebie. Matko, jaki banał. Samotność w związku. Do wyrzygania banalne i klasyczne. A my mieliśmy być wyjątkowi. Jak już to rozwieść się szumnie i z przytupem, ale nie tkwić obok siebie. Tylko te tworzone w głowie scenariusze jakoś rzadko są realizowane. Pozostaje nam grać w jakieś farsie. Przy wątpliwym talencie aktorskim głównych bohaterów.
Wiesz, ile książek przeczytałam, ile mądrych artykułów? Pamiętam, jak kiedyś mieszając herbatę stałam w kuchni, a ty wyrwałeś mnie jakimś pytaniem z ciszy. Wtedy zdałam sobie sprawę, że twoja obecność nie ma już dla mnie znaczenia. Że jesteś stałym elementem mieszkania, które nawet rzadko mnie już drażni. Walczyłam. Nie poddaję się tak po prostu, jeśli w coś wierzę. A w nas wierzyłam. Wierzyłam każdą częścią swojego ciała. Przypominałam sobie twój dotyk, twoje słowa, te najlepsze dni, tygodnie. Wracałam do tego chcąc pamiętać, dlaczego jesteśmy razem. I by mieć siłę do walki.
I walczyłam
… kiedy prosiłam cię o uwagę
Mówiłam: „Jestem tutaj, przestałeś mnie zauważać, potrzebuję twoich gestów, słów”. Najpierw krzyczałam, a później tłumaczyłam spokojnie, że tak się nie da, że przecież nie jesteśmy razem tylko po to, żeby mieć się z kim minąć w łazience. Że o miłość trzeba dbać, trzeba ją pielęgnować. Że może dla ciebie kwiaty to żaden gest, ale dla mnie znaczy wiele. Bo pokazuje, że ktoś o tobie pomyślał w ciągu dnia, poświęcił trochę czasu po to, by sprawić ci przyjemność. I dostałam te kwiaty. Na następny dzień. Z „przepraszam”. I wtedy myślałam, że się udało. Że zrozumiałeś. Że jestem dla ciebie nadal ważna. Ale ty myślałeś, że ten jeden gest wystarczy na resztę życia? I na to, co już było?
…kiedy tłumaczyłam ci swoje potrzeby
Czytałam, że trzeba rozmawiać, że trzeba mówić, że nie czekać, aż on się domyśli. Naładowana tą wiedzą sygnalizowałam wprost: „Potrzebuję czułości”, „Potrzebuję, żebyś zabrał mnie do kina”, „Potrzebuję, żebyś mnie zauważał podczas seksu, a nie myślami był jakby nieobecny”. To wtedy się oburzyłeś. Zareagowałeś. Jakbym uderzyła w czuły punkt. Mówiłam: „Przytul mnie”, ale ty nie miałeś czasu, bo musiałeś zadzwonić, albo właśnie byłeś głodny. I zostawiałeś mnie upokorzoną swoimi potrzebami, choć jeszcze próbowałam: „Nie rób tak, nie zachowuj się w ten sposób, krzywdzisz mnie”. A może chciałeś mnie za coś ukarać?
… kiedy mówiłam o zrozumieniu
I o tym, że nic nie zmienimy w naszym życiu, jeśli oboje tego nie będziemy chcieli. Pytałam: „Chcesz”, a ty przytakiwałeś i wlewałeś we mnie kolejne krople nadziei, że się jednak uda. Tłumaczyłam, że oboje jesteśmy ważni, że może powinniśmy zdobyć się na szczerość i powiedzieć sobie otwarcie, co nas niszczy, co sprawia, że się oddalamy. „Nie wiem, o co ci chodzi”, powtarzałeś, a ja pytałam, czy ci w takim układzie jest dobrze? Czy nie tęsknisz za mną? Jeszcze kiedyś przytulałeś chcąc zamknąć mi usta, później już tylko przewracałeś oczami. A ja zastanawiałam się, ile jeszcze mogę znieść. Ile unieść, Co jeszcze mogę zrobić, żebyś się otworzył, żebyś zobaczył to, czego nie chcesz widzieć. Że nas już nie ma. Są dwie osoby żyjące obok siebie. Tworzymy iluzję wspólnego życia, w którą wierzą inni, ale my już nie.
…kiedy pytałam, czego ty oczekujesz
Bo przecież wiedziałam, że nie mogę skupić się tylko na sobie. Zresztą dla ciebie i tak mnie znaczenia, co ja czuję i myślę. Jak walka z wiatrakami. Więc pytałam: „To ty powiedz, co mogę zmienić, żeby było nam lepiej, żebyśmy byli szczęśliwi”. Mówiłam – napisz, pomyśl. Nie naciskałam. Chciałam tylko, żeby to przemyślał, dał mi wskazówkę, w którą stronę powinnam pójść. Usłyszałam: „Kiedyś byłaś inna”. To wszystko na co było cię stać. Obarczenie mnie winą za to co tu i teraz, bo się zmieniłam. „Ale ludzie się zmieniają” – tłumaczyłam. A ty nie chciałeś rozmawiać. Mówiłeś jakieś banały, bez głębszej refleksji, żebym się w końcu odczepiła i dała ci święty spokój, bo jeszcze gazety nie zdążyłeś przeczytać.
… kiedy próbowałam wskrzesić nas
Fizycznie. Sięgnęłam do najprostszej formy walki. Kobiecością, uwodzeniem. Staraniami. Bo może jeśli zbliżymy się fizycznie, wyjdziemy z rutyny, to otworzy nam przestrzeń do rozmów, do śmiechu, do snucia wspólnych planów daleko w przyszłość, kiedy dzieci już wyjdą z domu. Nie masz pojęcia jakie to upokarzające słyszeć: „Jestem zmęczony”. Boli – też fizycznie. Automatyczny seks, to jedyne do czego mnie chyba potrzebowałeś, choć czasami się zastanawiałam czym się różnię od lustra w łazience, przy którym czasami robiłeś sobie dobrze.
Nie wiem, kim dzisiaj jestem. Nie mam już siły. Tak bardzo chciałam. Nasze zdjęcia schowałam głęboko, już nie chcę ich oglądać, czy tobie podsuwać. Niedobrze mi, kiedy myślę, ile rzeczy ci powiedziałam, jak bardzo się otworzyłam, ile byłam gotowa dać z siebie. A ty? Spytałam ostatnio, czy w ogóle mnie kochasz. Spojrzałeś tylko… Chciałam się zapaść pod ziemię, zniknąć, niż znosić przez chwilę to spojrzenie, kiedy ja jeszcze zabiegam o twoją miłość, a czego ty zupełnie nie rozumiesz. Myślę o twoich rodzicach śpiących w dwóch osobnych sypialniach, o tym, jak kiedyś mówiłam ci, że ja tak nie chcę, że takiego życia sobie nie wyobrażam. Widać, można znieść więcej, niż nam się wydaje. Jak długo?