A gdyby tak wyobrazić sobie dzień, kiedy po przebudzeniu okazuje się, że na świecie nie ma facetów. Pomyślcie – wstajecie rano i nikt nie zajmuje wam łazienki, nie pyta w szale „gdzie moje kluczyki?”, nie klnie próbując zawiązać krawat i nie zostawia bałaganu w kuchni po zrobieniu sobie kanapki na śniadanie.
Co to, to nie. Wy sobie możecie wstać spokojnie, wypić kawę. Nikt nie biega w szaleńczym tempie rzucając wszystkim, co się nawinie na rękę. Nie oskarża was o to, że schowałyście ładowarkę, która „jeszcze wczoraj NA PEWNO tu leżała” i nie przewraca oczami, gdy prosicie, żeby zrobił zakupy w drodze do domu. O nie. Możecie sobie spokojnie zaplanować cały dzień wiedząc, że nikt was po drodze nie zawiedzie, o niczym nie zapomni. Umiesz liczyć, licz na siebie – nie jest tylko powiedzeniem, ale skutecznym mottem, które od teraz da się wprowadzić w życie. Bo w końcu nie będziesz lecieć z wywieszonym językiem po dzieci, bo on zapomniał, albo coś mu wypadło, przy czym jego COŚ jest zawsze ważniejsze od twojego COŚ. Teraz wiesz, że musisz się tak zorganizować, by ze wszystkim zdążyć, nadążyć. A jak się nie uda, to pretensje możesz mieć tylko i wyłącznie do siebie.
Świat bez facetów miałyby wiele zalet, ba – niezliczone mnóstwo, bo gdyby tak się zastanowić, zyskujemy:
Sporo czasu
A przecież czas jest dziś towarem deficytowym. Pomyślcie – ile minut dostajecie w tak zwanym suchym nie musząc tłumaczyć przez telefon gdzie w sklepie, na której półce leżą ulubione płatki twojego dziecka, ilu telefonów nie będziecie musiały odbierać wychodząc z domu na spotkanie z przyjaciółką: gdzie mleko, gdzie termometr, co im dać na kolację. Nie mówię już o prasowaniu koszuli na ostatnią chwilę, choć właśnie ty powinnaś wychodzić z domu. Eh… I czas na plotkowanie z przyjaciółką długimi wieczornymi godzinami by się znalazł…
Dużo spokoju
O tak spokój. Nie będziesz w ustach mielić przekleństw po raz milion sto dwadzieścia ósmy przestawiając mleka z półki na wędlinę, na półkę na drzwiach lodówki. Przestaniesz się wściekać na resztki zarostu po goleniu, na niespuszczoną deskę, na nadeptany korytarz, kiedy on wracał pięć razy, bo czegoś zapomniał, na niewyszorowaną kuchenkę, i pranie niepowieszone, bo zapomniał… znowu. Przecież już cię to nie powinno dziwić, a co dopiero denerwować. Tak, świat bez facetów byłby spokojniejszy.
Mnóstwo energii
Bo, mimo że nie chcesz, ale wpadasz w tę rolę, nie jesteś matką, niańką, kucharką i kochanką. Nie musisz się zastanawiać, jak miło spędzić wspólnie czas, co ugotować na obiad, by mu smakowało. Nie myślisz, czy może coś ci w bokach nie przybyło i przestaniesz mu się podobać. Nie zastanawiasz się, czy ta Anka z pracy z długimi nogami przypadkiem go nie podrywa, a pani z przedszkola nie patrzy na niego zbyt powłóczystym wzrokiem.
Wolne wieczory
Wolność – możesz na tyłek wciągnąć dresy, otworzyć wino, wyciągnąć książkę, albo włączyć jakąś komedię romantyczną, na której będziesz ryczeć w głos, albo dzwonić do przyjaciółki zachwycając się jak pięknie wygląda Ryan Gosling. Zjeść lody, otworzyć chipsy, których nikt ci nie wyje. Wypić piwo z sokiem, które nie wywoła grymasu obrzydzenia u kogoś, kto siedzi obok na kanapie. I spać możesz w czym ci się żywnie podoba i nikt do seksu nie będzie cię namawiał, kiedy ty kompletnie nie masz na seks ochoty.
Wolny wybór
Co za ulga – serial kryminalny, czy komediowy? Wakacje nad morzem czy nad jeziorem? Wolna niedziela leniwa w domu, czy aktywna na rowerach? Siłownia czy basen? Wigilia u nas, czy u teściowej? Koniec tych wszystkich dylematów, które nie raz potrafią spędzić sen z powiek. Bo jak pogodzić urodziny teściowej ze spektaklem, na który zawsze chciałaś iść i w końcu zdobyłaś bilety? Co jest ważne, co ważniejsze, na czyich potrzebach się skupić. Matko, głowa puchnie – auto takie, czy siakie, telewizor mniejszy czy większy, obrus w takim czy innym kolorze. A tak – o wszystkim decydujesz sama, tak jak ci się podoba i nikomu nic do tego. Zero kompromisów, które często bywają po prostu wyborem mniejszego zła, rzecz jasna dla ciebie oczywiście.
Cudownie prawda? Takie życie bez obciążenia bagażem żalu, frustracji, stresu tej drugiej osoby. To tak, jakby nagle wszyscy mężowie wyjechali w delegację. Sami, bez kobiet. I nas zostawili same.
Uwielbiam, kiedy mój mąż tak wyjeżdża. Obiecuję sobie wtedy zawsze, że zaplanuję na cały tydzień jadłospis – przy nim nigdy się nie udaje. Zrobię jedne duże zakupy sama, żeby nie było, że ktoś (czytaj on) zapomniał o mące, cytrynie, czy maśle. I wieczorami nadrobię serialowe zaległości – lista tytułów ciągnie się już od pewnego czasu, że pracę nadrobię, jak go nie ma. Nie będę objadać się wieczorem kanapkami, którymi on kusi, bo jakimś dziwnym trafem jemu wieczorne jedzenie nie idzie w boczki. No i książki poczytam. I jak ja nie pomyję naczyń, to ja ich nie pomyję i tylko na siebie wkurzać się będę i psu muszę ja pamiętać, żeby dać jeść. I w ogóle jest fajnie, jak go nie ma.
Ale jak cztery dni później on dzwoni wieczorem… to mówię: „Oj już mógłbyś być”, bo tak jakoś dziwnie zasypiać samej w łóżku i nie mieć do kogo się przytulić wieczorem. No i on kawę rano też zrobi i śmieci wyniesie i dziećmi się zajmie. I jednak nie, nie chciałabym świata bez facetów. Z kim bym się kłóciła, przy kim stawała się lepsza i z kim tak się śmiała do łez. To jednak głupi pomysł był.