Dzisiaj wszystko chcemy szybko. Szybko znaleźć pracę, szybko awansować szybko zarobić pieniądze, szybko wychować dzieci, żeby dały nam już spokój na inne „szybko” i szybko się zakochać i kochać w ogóle.
Nie chcemy tracić czasu na poszukiwania, na czułostki, na wątpliwości i rozczarowania. Palcem przesuwamy po ekranie telefonu wybierając między wysokim brunetem, a blondynem, który podobnie jak my uwielbia słodycze i do tego ma taki piękny uśmiech.
A jeśli nie oni, to może inny portal randkowy, inne kryteria i opisy i zdjęcia, co do których nie zawsze jesteśmy przekonani czy są prawdziwe, czy ludzie, z którymi rozmawiamy są prawdziwi, tak łatwo się schować za niebieskim ekranem i próbować wypaść lepiej, niż w rzeczywistości (nie wiedzieć czemu).
I nawet nie wiemy, kiedy czas ucieka nam przez palce. Czas, którego podobno nie mamy, który chcemy oszczędzić. A jednak spędzamy długie godziny na wirtualnych rozmowach, żeby później – w realnym świecie – rozczarować się, poczuć smak zmarnowanego czasu, którego już nikt nam nie zwróci, a który mogliśmy poświęcić na wiele innych, przyjemnych rzeczy. Ale to już było.
– Trudno kogoś poznać – mówi znajoma. – Między pracą a domem, dziećmi. Niby te wszystkie portale, speed dating miały nam to ułatwić, a mam ostatnio wrażenie, że dzieje się zupełnie odwrotnie, że mijamy się bardziej, że bardziej pochłania nas ten internetowy świat, wirtualny romans, flirt, niż to, co daje nam rzeczywistość. Wiesz, że ja dopiero wczoraj zobaczyłam, jaki przystojny facet zamieszkał w moim bloku? A pani z osiedlowego sklepu mówi, że on od dwóch miesięcy po razowy chleb rano przychodzi. Smutne to…
Badania wykazują, że najwięcej osób poszukujących miłości jest w wieku 28 – 36 lat. To ci, którym „uciekła ostatnia szansa”. Moja mama mówiła: „Jak nie znajdziesz sobie męża na studiach, to już później nie znajdziesz”, w przypadku 30-letnich singli pewnie powiedziałaby: „A nie mówiłam”.
– Trudno kogoś poznać, kiedy się pracuje, kiedy jest mniej szans na jakieś wyjścia – mówi Wojtek. – Przez chwilę byłem na jednym z portali randkowych, ale nie znalazłem tam nikogo, kto by mnie zaintrygował, zaciekawił.
Można by się zamknąć w domu i czekać, aż okazja sama zapuka do drzwi. Czekać niczym księżniczka zaklęta w wieży, ale można wyjść. Można powiedzieć: „Chcę kogoś poznać, chcę poznać drugiego człowieka takim, jakim jest”. Może niekoniecznie od razu się zakochać, może nie planować od razu wspólnego życia, ale porozmawiać, przejrzeć się w oczach innej osoby. Przecież nic nas nie inspiruje tak bardzo jak spotkania z drugim człowiekiem. Nic tak nie rozwija, nie daje informacji zwrotnej o nas samych.
Kasia, Iwona i Kamila – trzy przyjaciółki z Krakowa przez kilka lat przyglądały się relacjom. Widziały wiele związków, które okazywały się rozczarowaniem, w których ludzie tkwili pomimo wszystko, nawet pomimo braku uczucia. – Zaczęłyśmy się zastanawiać, jak można by ludziom pomóc się poznać, dać im szansę – jeśli nawet nie od razu na związek, to na fajną znajomość – mówi Iwona.
Najpierw myślały o wyjazdach integracyjnych, które tworzone były wokół wspólnej pasji. Na przykład wyjazd ludzi, których pasją jest bieganie, czy wspinanie się, albo (bo czemu nie) renowacja mebli. – Kiedy zorientowałyśmy się, ile formalności trzeba by było spełnić chcąc zorganizować takie wyjazdy – dałyśmy sobie spokój – tłumaczy Iwona. Ale pomysł już się gdzieś zapalił, chęć pomocy w poszukiwaniu miłości – oj trudno się pozbyć takiego poczucia misji.
– Obserwowałyśmy znajomych, których pochłaniają portale randkowe, którzy wychodzą na speed dating i wracają (po raz kolejny) z kolejnej randki rozczarowani i coraz bardziej zniechęceni. Pewnego dnia spotkałam się z moim bratem na śniadaniu. Knajpka – najpierw pusta, z czasem zaczęła się zapełniać. Ludzie siedzieli, rozmawiali. I BINGO – no tak – randki w stylu slow, śniadaniowe randki. Randki, podczas których trzeba znaleźć czas na rozmowę.
Ale uwaga, jeśli myślicie, że to kolejna lista matrymonialnych ofert do przejrzenia, to się grubo mylicie. W przypadku slow dating, a dokładnie projektu „Good morning my love” w pary dobierają was… Kasia, Iwona i Kamila. Nie ma tu przeglądania zdjęć, wybierania, przewracania ofert kolejnych kandydatów czy kandydatek. To duża odpowiedzialność. – Wiele emocji kosztuje nas analizowanie poszczególnych zgłoszeń, zastanawianie się kogo z kim możemy umówić – mówi Iwona. – Doskonale pamiętam pierwszą randkę, którą umówiłyśmy. Nie wiedziałyśmy, czy iść, zamówić kawę i ich obserwować… Byłyśmy całe w stresie. Na szczęście o „postępach” randki poinformowała nas obsługa restauracji – śniadania organizujemy w miejscach, które znamy, gdzie właściciel wie o naszym projekcie, dzięki czemu każdy decydując się na spotkanie czuje się bezpiecznie.
Jedną z osób, które umówiły się na slow dating jest Wojtek. – Pomyślałem, czemu nie. Wolę poznać drugiego człowieka niż tracić czas na przeszukiwania internetu. Jasne, że się bałem – czy będziemy mieli o czym rozmawiać, czy będziemy siedzieć przez pół godziny w niezręcznej ciszy. Ale dziewczyny od slow dating mają intuicję. Dobrze na dobrały, bo gdy się spotkaliśmy, mogliśmy przegadać dwie godziny. To zupełnie inna jakość spotkań. Nic na siłę. W końcu jeśli ty i ta druga osoba chcecie kogoś poznać, to nikt nas siłą na śniadanie o 8:00 rano nie musi zaciągać. Mnie co prawda zmroziła godzina randki, bo nie jestem z tych, co lubią wcześniej wstawać. Ale to też pokazuje zaangażowanie, to, że tę drugą osobę traktuje się poważnie, a nie jako kolejne odhaczenie do sprawdzenia, czy przetestowania.
Wojtek z dziewczyną, z którą został umówiony na randkę nie stworzył związku. – Nie zakładałem, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia, raczej byłem ciekawy poznania kogoś. I udało się, to świetna dziewczyna, mamy ze sobą kontakt. A jeśli „Good morning love” znowu kogoś do mnie dopasuje, pewnie skorzystam z ich oferty.
Myślę sobie, że nadal najbardziej na świecie potrzebujemy drugiego człowieka, pragniemy mieć kogoś, kto da nam wsparcie, na kogo będziemy mogli liczyć. Miłość? Jasne, że jest ważna, ale czy to ona powinna determinować budowanie naszych relacji z innymi ludźmi. „Nie zaiskrzyło – cześć, pa, szukam dalej”. – Nie wiem, jak można poznać kogoś na speed dating? Dwie godziny i kilkanaście kobiet, przecież to niemożliwe – mówi Wojtek.
Slow dating odkrywa coś jeszcze – pokazuje nas takimi, jakimi jesteśmy. Bez photoshopa, bez korekty błędów, bez możliwości wciśnięcia „delete”. Tego się boimy. Być sobą, bo skoro przez długi czas nie spotkaliśmy nikogo, kto by nas pokochał, to znaczy, że z nami coś jest nie tak, że musimy być lepsi, bardziej się starać. Czy aby na pewno? Czy to jesteśmy my? Czy udawać będziemy przez kolejne lata związku bojąc się, że jak on czy ona odkryją jacy naprawdę jesteśmy, to nas porzucą.
No nie. Część z nas jest już „za stara” na takie zabawy, część nie widzi już w tym sensu. Więc może szybciej zamienić na wolniej. Na uważniej, na spojrzenie w oczy drugiemu człowiekowi. Może czas odpuścić choć w jakimś stopniu wirtualne poszukiwanie miłości i wyjść naprzeciw – przystojnemu panu z naszego bloku i zaproponować mu poranną kawę, albo spacer. Co nam szkodzi. A może zdacie się na intuicję Kasi, Iwony i Kamili i pozwolicie się porwać na przygodę w rytmie slow o smaku pysznego śniadania?