Zobaczyłam w niej swoją przyszłość. Przestraszyłam się, dzięki Bogu! Miała ogoloną głowę. Mówiła wszystkim, że ma raka, a tak naprawdę… No właśnie. Ale zacznę od początku. Jestem uzależniona od hazardu i alkoholu, chociaż moja terapeutka twierdzi, że to nie jest takie proste. Mam uzależnienia krzyżowe i zachowania kompulsywne, osobowość lekową i maskowaną tym wszystkim latami depresję. Co to wszystko oznacza?
Kiedy byłam małą dziewczynką, odkryłam, że jak najem się porządnie na noc, to łatwiej mi usnąć. Całe dzieciństwo czułam potworne napięcie. Bałam się. Odstawałam od grupy rówieśniczej. Wstydziłam się biedy i ojca alkoholika. We wszystkim czułam się gorsza. Ale za dzieciaka oczywiście nie miałam bladego pojęcia, co z tym zrobić, do kogo iść po pomoc. Nie wiedziałam nawet, że istnieje ktoś taki jak psycholog czy terapeuta. Więc robiłam różne rzeczy, które pomagały mi czuć się lepiej. Najpierw więc jadłam bez opamiętania i łykałam garściami proszki przeciwbólowe. Pamiętam, że potrafiłam spałaszować tyle czekolady za jednym posiedzeniem, że robiło mi się niedobrze i wymiotowałam. Potem już wymiotowałam z poczucia winy, bo bardzo tyłam.
Jako nastolatka odkryłam papierosy i alkohol. Sporo piłam pod koniec liceum i przez całe studia. Wszyscy wtedy sporo pili, bo to jest taki czas, kiedy – jak to się mówi – „młodzież musi się zabawić„. Nikt nie widział w tym nic niebezpiecznego. Tyle że moje koleżanki po studiach odstawiły alkohol, najczęściej kiedy zaszły w ciążę. A ja… chodziłam z małpkami do pracy. Wszystko z lęku, czy na pewno dam radę.
Wielkie miasto i hazard
Nie radziłam sobie w tym momencie życia za bardzo. Rozstałam się z chłopakiem. Zamieszkałam w dużym mieście, w którym nie miałam przyjaciół. Zarabiałam średnio, a musiałam za to opłacić wynajmowaną kawalerkę i jeszcze się jakoś utrzymać. Z podziwem i zazdrością patrzyłam na koleżanki w pracy, które zawsze miały zrobione paznokcie i świetne ciuchy. Skąd one na to biorą hajs? – pytałam siebie. Jak znajdują czas, by zawsze wyglądać jak spod igły? Czułam się przy nich jak jakaś ostatnia życiowa niedorajda.
Kilka razy poszłam do kasyna. Wiedziałam, że to nie jest zabawa. Chciałam rozmnożyć pieniądze. Raz wygrałam kupę szmalu i kupiłam sobie za to naprawdę fajne ciuchy. Ale najczęściej przegrywałam, co nakręcało mój problem z alkoholem. Swój wstydliwy nawyk próbowałam ukrywać. Początkowo byłam w tym bardzo skuteczna. Wracałam do rodziców na wieś i mówiłam, że podwyższyli mi czynsz. Prosiłam ich o kasę, choć parę stów. Próbowałam namówić, by sprzedali mój kawałek ziemi po dziadku. Najpierw mi nawet dawali pieniądze, ale z czasem coraz mniej chętnie. Najbardziej naiwna była natomiast moja babcia, która chyba zawsze najmocniej mnie kochała. Ona potrafiła mi oddać każdy grosz ze swojej emerytury. A ja – wstyd mi się do tego przyznać – szłam z tym, by odegrać się. Kiedy przegrywałam, poczucie winy dosłownie mnie zabijało. Piłam więc jeszcze mocniej, jeszcze bardziej i częściej, by o tym zapomnieć. Aż któregoś dnia dowiedziałam się, że babcia nie żyje. Wtedy dotarło do mnie, że nigdy już nie zdołam jej przeprosić.
Terapia dla uzależnionych
Czy to coś we mnie zmieniło? Nie, nie zmieniłam niczego. Zazwyczaj w połowie dnia pracy schodziłam do samochodu, by tam ukradkiem napić się wiśnióweczki. Odczekiwałam dziesięć minut i miałam nadzieję, że nikt nie zauważa, że wracam do biurka w zupełnie innym stanie emocji. Pomyliłam się, po kilku miesiącach wezwano mnie do działu HR i odbyła się długa, żenująca dla mnie rozmowa, w której trakcie obiecałam, że pójdę na terapię. Byłam tym tak wystraszona i zawstydzona, że szybko znalazłam terapeutkę, a ona skierowała mnie na terapię grupową dla uzależnionych.
Tam zobaczyłam ludzi naprawdę zniszczonych przez lata brania narkotyków, picia alkoholu, przegrywania pieniędzy. Wśród nich była ona: kobieta po czterdziestce, choć na pierwszy rzut oka oceniłam ją na dużo starszą. Smutne oczy, szara skóra, trzęsące się dłonie. Widać, że niedawno odstawiła alkohol, bo jeszcze była na głodzie i wyglądała jak trzęsąca się galareta. Jednak to dzięki niej wróciłam do żywych. A tak naprawdę dzięki historii, którą opowiedziała.
Łysa kobieta
Nie mogę dzielić się szczegółami, bo w grupie terapeutycznej obowiązuje zachowanie tajemnicy. Mogę tylko powiedzieć, że w tej kobiecie zobaczyłam siebie. Zobaczyłam swoją przyszłość za lat piętnaście. Ona opowiadała, że hazard i alkohol już tak ją upodliły, że zaczęła golić głowę i udawać przed przyjaciółmi i bliskimi, że zachorowała nowotwór. Wszystko po to, by wywołać w nich litość. Wszystko po to, by wyłudzić pieniądze na alkohol, a przede wszystkim na hazard.
Najbardziej mnie jednak poruszyło, że ta kobieta była tak bardzo samotna. Dzieci się od niej odwróciły. Nikt z rodziny nie chciał już jej niczego pożyczać, bo wiedzieli, że nie odda. Ta kobieta wyglądała jak katastrofa. Choć nikt jej już nie wierzył, dalej goliła głowę, by choć od nieznajomych dostać odrobinę zainteresowania.
Po pierwszej godzinie terapii przeraziłam się i postanowiłam wziąć się w garść. A nie jest to łatwe. Jestem dopiero na początku tej drogi. Kiedy nie piję, natychmiast zaczynam się objadać. Jeśli powstrzymuję się od hazardu, wybucham w najmniej spodziewanych sytuacjach gniewem. W domu leżę i płaczę w poduszkę, bo nie wiem, jakim cudem mam spłacić wszystkie długi. Jak ja mogłam do tego dopuścić?
Uzależnienia czy kompulsje
Moja terapeutka twierdzi, że od seksu i hazardu nie można się uzależnić. To jest po prostu coś, co ona nazywa — kompulsjami. Mówi mi, że za kompulsje łatwiej jest wziąć odpowiedzialność. Bo uzależnienie to choroba i z tym mi będzie trudniej. Wiem też, że powinnam zamienić swoje toksyczne zachowania na inne sposoby radzenia sobie z trudnymi emocjami. Najczęściej ludziom pomaga sport, np. bieganie. Próbowałam — u mnie to nie działa. Zapisałam się na basen – to mnie jakoś koi. Nadal szukam innych sposobów, by radzić sobie z tsunami lęku.
Najbardziej jednak pomaga mi na razie terapia. Grupy nie oszukasz! Te wszystkie rozmowy z trzeźwymi narkomanami i alkoholikami są dla mnie jak deska ratunku. Czuję, że nie jestem sama, że wiele osób przeżywa niemal dokładnie to samo.
Tylko ta kobieta… Już nigdy nie pojawiła się na grupie. Czasem o niej myślę. Była dla mnie jak czarny anioł. Była jak osoba zesłana przez Istotę Wyższą, bym w końcu przejrzała na oczy. Tyle że ona gdzieś realnie istnieje. Czy ktoś jej pomaga radzić sobie z nałogami? Czy nadal goli głowę, by żebrać u ludzi o uwagę? Chciałabym, że wróciła. Chciałabym jej pomóc.