Cud życia bycia Kobietą. Mamy tyle cudownych darów, które właśnie nas warunkują i wyróżniają. Czynią nas istotami mocy i zmiany. Jedną z nich jest miesiączka. Dla niektórych z nas dar życia i nieustające źródło odtwarzanego cyklu. A dla innych smutny obowiązek, proces, który co miesiąc się pojawia i utrudnia nam życie.
Serio? Wszystko chyba zależy od tego jak przygotuje nas na jej nadejście ukochana osoba. Mama czy Tata, lub inny opiekun. Jak opowie o nowej przygodzie życia, jak podejdzie do jej uszanowania i zadbania o nas w tym czasie. Z tym jest niestety słabo. Więcej się mówi o seksie niż o miesiączce i tym, co kobieta wtedy czuje.
Najczęściej słyszymy o „wyłączeniu się z życia codziennego”, lub „o byciu nieczystą” w tych dniach. Stek bzdur, które od wieków pokutowały i pokutują, bo jeszcze do dziś na świecie są kobiety, które nie mają dostępu do środków higienicznych, a mężczyźni lub rodzina separują je od innych. Już nie wspominając o dziewczynkach wyśmiewanych w szkołach.
Nie mamy nawet jakiejś ciepłej nazwy na nią. Jest miesiączka. Nawet ok. Okres. Tak oficjalnie i stawiając nas na baczność jak prezentacja wyników w excelu. Jest: ciotka, ciota, trudne dni, menstruacja, kobieca przypadłość (sic!), kobiece sprawy, krwawa Mary, czerwona fala, morze czerwone, najazd Indian itd. Przyznacie, że brzmi bliżej sentymentu ospy, rzeżączki lub generalnie zarazy, przed którą trzeba uciekać. Ale same sobie to zrobiłyśmy, spychając to, co czyni nas płodną i kobiecą do kąta, a wraz z tym przeczekanie aż jej przejdzie.
Miesiączka to bardzo ważna część nas. To nasz zegar, który jeśli dobrze zadbany, pozwoli nam żyć w zgodzie ze swoim ciałem i emocjami.
Kobiece ciało jest zsynchronizowane z fazami księżyca i pór roku. Dojrzewanie księżyca do pełni, to właśnie dojrzewanie naszego jajeczka, a nów to uwolnienie miesiączki. Czas przed i po jest bardzo ważny. Zazwyczaj po miesiączce, kiedy przygotowujemy się do owulacji mamy najlepszy czas kreatywności, pracy, gdy mamy poczucie że wszystko możemy i nic nas nie zatrzyma. To eksplozja hormonów szczęścia i mega mocy. Po owulacji zaczyna się przygotowywanie do nowiu, czyli Czerwonej Królowej😊. Wiem, że nie lubimy tego czasu, jesteśmy ociężałe, obolałe, wiele rzeczy nas drażni, męczy, jesteśmy wrażliwe i na słowa, i na dotyk.
A tak serio, to jest właśnie ten moment kiedy mamy największy kontakt z naszym ciałem i emocjami, z którymi możemy pracować i je przyjmować. Zrozumieć samą siebie. Też nerwy i wkurwy, które mamy jak mała dziewczynka. Może, w ramach rozładowania, spróbujmy ze sobą porozmawiać, zamiast zamiatać sprawy pod dywan. Trzymanie wszystkiego w sobie i udawanie: „tak to są TE DNI i dlatego tak się czuję” nie ma sensu, bo same wiecie że i tak wybuchniecie, a wszystko zakończy się mega awanturą. No i nadchodzi ONA. Odpuszczenie i uwolnienie. U każdej z nas jest inna i ma inny przebieg. Do tego nie raz są bóle, apatia. Sygnał, aby świat dał nam najlepiej w tym czasie święty spokój. A może jednak to jest czas radości i wdzięczności dla naszej płodności i kobiecości😊?
Przez długi czas, prawie 30 lat, patrzyłam na moją miesiączkę jak na smutny obowiązek. Comiesięczny. Taki, który muszę jakoś przejść. Partner znosił moje fochy, a ja wtedy nie znosiłam siebie, brak seksu, bóle, pomieszanie i wyżywanie się na wszystkim co mi pod rękę podeszło. Do tego zaszczepiony przez moją mamę lęk, że to właśnie z chwilą, gdy pojawia się u kobiety miesiączka można zajść w ciążę i jak to powinnam zawsze uważać. Do dzisiaj mam traumę z tym tematem. Wtedy zaczęłam brać doustną antykoncepcję. Nie dlatego, że chciałam się kochać, a dlatego że miałam bolesne miesiączki, a podświadomie masakrycznie bałam się ciąży, jakbym co najmniej była wiatropylna😊. Nie jestem przeciwniczką antykoncepcji. Niech każdy robi co uważa i jak czuje. Ja wiem, że antykoncepcja zmienia cały cykl. Niby jest to wyregulowane i pojawia się krwawienie. Ale jednak, jest to sztucznie kontrolowane. Gdy zdecydowałam się na zrezygnowanie z pigułek po tylu latach, organizm niezwykle odreagował. Oczyszczał się w tak różnych porach cyklu, że dopiero wtedy zrozumiałam, co ciało do mnie mówi. Że zaczyna znowu oddychać i żyć. To był początek zmian.
Przełom miłości do siebie i swojego ciała nastąpił, kiedy koleżanka zaprosiła mnie na warsztaty Czerwony Namiot Natalii Miłuńskiej. Krąg kobiet, gdzie każda przyszła w tym samym celu, a jednocześnie z innymi doświadczeniami i oczekiwaniami. Na początku wszystkie się oglądałyśmy, oceniałyśmy i byłyśmy ciekawe, co będzie. Czerwony Namiot to odwieczna tradycja zasiadania kobiet w namiocie, w którym spotykają się, aby wspólnie miesiączkować i rodzić dzieci.
Kiedyś kobiety były ze sobą bardzo blisko. Wspierały się i solidaryzowały. Gdy kobiety są ze sobą blisko emocjonalnie, to także miesiączkują w tym samym czasie. Dostrajają się do siebie. Krew miesiączkową wykorzystywały także do podlewania kwiatów, ziół. Mieszały ją z wodą i oddawały matce Ziemi. W ten sposób dziękowały za swoją kobiecość i płodność.
Dzisiaj tej łączności mamy coraz mniej. Łączności z księżycem i jego fazami, porami roku, cyklem przyjaciółek. Szkoda. Pamiętam w szkole z przyjaciółkami potrafiłyśmy stworzyć taką więź. Dzisiaj to już jest różnie. Głównie biegamy i jesteśmy zajęte domem, pracą, pilnowaniem życia swojej rodziny i innych. A przecież to jest najważniejsza część nas. To właśnie miesiączka definiuje naszą płodność tak, jak kreatywność oraz dawanie życia. To nasze zdrowie i część nas jak piersi i joni.
To, co było dla mnie najciekawsze na warsztatach, to odpowiedź na pytanie „którą z faz naszej miesiączki lubimy najbardziej?”. Wtedy prawie wszystkie stanęłyśmy w miejscu, które było oznaczone „po miesiączce”. Prawie nikt nie stanął w miejscu po owulacji i w czasie miesiączki. Za wyjątkiem samej Natalii. Dlaczego? Bo to wtedy ma się łączność z naszą kobiecością, z naszym ja, z naszym ciałem, z naszymi odczuciami i emocjami.
To wydarzenie odmieniło moje postrzeganie siebie i comiesięcznej Czerwonej Królowej. Był otwarciem moich oczu i zaakceptowaniem swojej kobiecości. Wdzięczności za to, że urodziłam się dziewczynką. Chciałabym życzyć każdej Kobiecie miłości do siebie i do tego co ma. Czym ją natura obdarzyła. Bo gdy JĄ, w wyniku przemijania tracimy, to wówczas zaczynamy naprawdę tęsknić i cenić. Dlatego bądźmy dumne z naszej kobiecości i wyjątkowości. Dziękujmy sobie każdego miesiąca gdy przychodzi do nas Czerwona Królowa.
Agnieszka W Sioła, Fundacja Projekt Szczęście oraz Inkubator Sukcesu, to autorskie inicjatywy fundatorki Fundacji. Na co dzień pisze na swoim funpagu Agnieszka W Sioła Fundacja Projekt Szczęście o potrzebach kobiet i ich drodze do odzyskania siebie, prawdzie, autentyczności, kobiecości i miłości. Dla Oh Me o świecie intymnym i delikatności wnętrza kobiecego, a także o życiu i o pracy w korporacjach. O tym jak praca dla innych, często ponad nasze siły, wpływa na nasze ciało i życie. Tworzy projekty, które pomagają ludziom dotrzeć do swojej świadomości, akceptacji aby zrozumieć swój cel życiowej podróży. Tworzy przestrzeń szczególnie dla tych, którzy po wyjściu z korpo chcą odzyskać siebie i żyć na swoich warunkach szczęścia. Jej projekty są szczególnym miejscem dla ludzi, bez względu na wiek, którzy po różnych związkach, relacjach i tych rodzinnych, i z pracą i z domem pragną ponownie doświadczyć szczęścia znaleźć swoje nowe miejsce na Ziemi.
Gromadzi wokół siebie szlachetnych i doświadczonych przez życie ludzi, którzy chcą się dzielić swoją wiedzą i kompetencjami dla dobra innych, dając unikatowe wartości i szczodrość swojego doświadczenia.