– Zawsze byłam dosyć nerwowa, porywcza, a teraz mało jest rzeczy, które mogłyby wyprowadzić mnie z równowagi. Widzę dużo więcej. Widzę, że jakaś para kłóci się na przystanku, że ktoś się gdzieś spieszy, że ludzie gonią. I myślę sobie: „Człowieku po co ci to, za chwilę, może cię tu nie być”. Ja też byłam zdrowa. I nigdy nie myślałam, że mogłabym w głowie mieć guza.
Siedzą we dwie na kanapie. Brunetka i blondynka. Jedna w bluzie, włosy wysoko związane, słodzi kawę blondynce – krótkie włosy, owinięta w koc. – Straciłam węch, piję tę kawę, ale jej nie czuję. Odróżniam tylko smaki: słodkie, słone i ostre. Ale już się przyzwyczaiłam, z tym da się żyć. Są nawet plusy, bez problemu korzystam z publicznych toalet – mówi blondynka, Paulina. Jej krótkie włosy nie są efektem wymyślnej fryzury. Pól roku temu u Pauliny Hebel wykryto czaszkogardlaka. Guza występującego bardzo rzadko.
Paulina: Bolała mnie głowa. Lekarz mówili, że to od kręgosłupa. W lipcu na obozie z dziećmi wymiotowałam, a ból głowy był nie do zniesienia – jakby zatrucie. Po powrocie lekarka wysłała mnie do szpitala na prześwietlenie głowy.
Patrycja (brunetka): W szpitalu zjawiłam się zaraz po telefonie Pauliny. „Mam coś w głowie, będą mnie operować”. Płakała. Lekarz, który przyszedł z wynikami prześwietlenia powiedział, że jeśli to guz złośliwy – daje Paulinie trzy tygodnie życia. Tak po prostu. Bezpośrednio.
Znają się od pięciu lat. Paulina mówi, że wiele zawdzięcza Patrycji, że ta popchnęła ją do zmian, do działania. Razem pracują, prowadzą zajęcia z zumby. Teraz Patrycja prowadzi zajęcia sama, czeka na Paulinę, nikogo nie wzięła, by ją zastąpił.
Paulina: Nie wiem, za co ona mnie właściwie lubi. Wiedziałam, że to jest przyjaźń, ale nie myślałam, że aż taka. Co wieczór się zastanawiam, jak się jej odwdzięczę.
Patrycja: Wystarczy, że wyzdrowiejesz.
To Patrycja poruszyła niebo i ziemię, by pomóc Paulinie i jej rodzicom. Kiedy okazało się, że potrzebne będą pieniądze na dalsze leczenie. Jej mieszkanie pełne jest rzeczy przeznaczonych na licytację.
Patrycja: Nie mogłabym inaczej. Miałam załamać ręce? Wolę działać. Zaskoczyła mnie reakcja ludzi. Dostaję wiele rzeczy do licytacji od obcych ludzi. W Kielcach Olga co niedzielę prowadzi charytatywne zajęcia, z których dochód przeznaczony jest dla Pauliny. W Elblągu, rodzinnym mieście Pauliny, działa aktywnie bardzo Kasia. W Warszawie Sylwia z Kasią organizują koncert charytatywny. Pomagają znajomi Pauliny z Bitwy na Głosy, między innymi nagłośnić całą akcję. Nie sposób wszystkich wymienić.
Paulina: Nie zapominaj o twoim facecie, jemu też bardzo dziękuję. I jeszcze Kasia, która jest na Cyprze. Jest mi bardzo ciężko z tym. Nie umiem powiedzieć: „Tak, pomagajcie mi”. Byłam przyzwyczajona, że to ja coś daję, a nie, że dostaję. A tu tyle ludzi… Nie myślałam, że tyle dobroci mnie spotka.
Pobyt w szpitalu pamięta jak przez mgłę. Najpierw wszystkiego się bała, a z czasem zobojętniała na to, co się dzieje. Szczegóły pamięta Patrycja. Była przy Paulinie cały czas.
Paulina: Ja mam taki system, że jak coś się zaczyna, to musi się też skończyć. Wiedziałam, że muszę ten szpital przetrwać. Że to nie będzie trwać wiecznie. Kiedy mnie wypisano, myślałam tylko o tym, że już wychodzę. Leżąc w szpitalu nie podejrzewałam, że to wszystko się tak rozwinie, że czeka mnie jakaś zbiórka pieniędzy. Myślałam, że wyjdę i to koniec. Już po wszystkim. Okazało się jednak zupełnie inaczej.
Patrycja: Na początku lekarze nie zdecydowali się na operację. Było zbyt wysokie ciśnienie w czaszce. Założono Paulinie dren. Po trzech tygodniach, gdy wróciła do szpitala okazało się, że guz urósł dwukrotnie. Od razu zdecydowano o operacji.
Lekarze usunęli znaczną część guza. Ale nie jego całość. Usadowił się na skrzyżowaniu nerwów wzrokowych. Zbyt duże ryzyko. Nieoperacyjny. Ale nadal rośnie.
Patrycja: Niosłam Paulinę do domu na rękach. Taka była słaba. Po kilkunastu godzinach wróciła do szpitala w bardzo złym stanie, bo lekarz nie przepisał jej leków. Nikt nic nie powiedział o radioterapii. Mama Pauliny dowiedziała się przypadkiem. Udało się załatwić. Lekarze dziwili się, że tak późno Paulina trafiła na tę chemię. Dobrze, że w ogóle trafiła
Paulina: Pogorszył mi się wzrok. Jestem jak chodząca bomba zegarowa. Każdy ból głowy to dla mnie wielki stres: czy stracę przytomność, wzrok, czy coś złego się stanie?
Śmieje się, że najgorsze w tej chorobie jest to, że przytyła 20 kilogramów. Mówi, że pewnie zorganizuje jakąś kampanię przeciw otyłości, jak już wyzdrowieje. I te włosy. Trudno jej pogodzić się z ich stratą.
Paulina: Dzisiaj jestem zmęczona, mam bardzo mało sił. Zupełnie jak nie ja, zawsze tryskałam energią. Rozleniwiłam się, zawsze miałam problem z porannym wstawaniem, ale to nie był aż tak duży problem… Mogę spać teraz cały dzień i to mnie przeraża.
Patrycja myje podłogę, krząta się po mieszkaniu. Czasami powie coś zabawnego dla rozładowania sytuacji.
Patrycja: Ile razy Paulina mnie ratowała, był taki okres, kiedy nie miałam, gdzie mieszkać, ona mnie przygarnęła. Zawsze mogłam na nią liczyć. Musi wrócić do formy, bo nie będę sama harować za nas dwie. Nie ma mowy o żadnym odchodzeniu. Bo jak ja nie dam rady, to kto zostanie?
Paulina: Patrycja jest wszystkim. Bez Patrycji nic by nie było. Ja, moi rodzice bez niej nic byśmy nie zrobili. Nie wiem, jak jej za to wszystko podziękuję.
Patrycja denerwuje się, kiedy poruszany jest temat wdzięczności. Dla niej to oczywiste pomóc przyjaciółce. A przecież mogłaby uciec, jest młoda. Tak rzadko potrafimy być blisko z kimś, kto tak bardzo potrzebuje naszej pomocy.
Paulina: Brakuje mi spokoju, normalności. Tego, że wstaję rano, mam swój plan, że pójdę do pracy, ugotuję obiad, spotkam się z Patrycją i nie będę z nią rozmawiać o zbiórce pieniędzy dla mnie. Brakuje takiego zwykłego spotkania z ludźmi, żeby porozmawiać o czymś innym, nie o leczeniu. Normalnego życia, wiedzy, że wiem, gdzie mieszkam, gdzie pracuję, gdzie jest moje miejsce. Miałam to wszystko, teraz nie mam nic – pracy, swoich pieniędzy. Miałam plany na przyszłość, bardzo dużo rzeczy chciałam robić. Dzieliłam swoją pasję między muzyką a sportem. Nigdy nie umiałam wybrać jednej z nich. I tego mi brakuje, tego mojego pędu. Tej świadomości, że wiem, co robię, że decyduję o swoim życiu.
Wraca chłopak Patrycji. Robi dziewczynom obiad. Za chwilę ważny dzień – koncert charytatywny dla Pauliny. Patrycja liczy, że uda się z niego zebrać sporą kwotę na leczenie przyjaciółki.
Paulina: Co zrobię, jak wyzdrowieję? Założę fundację. W końcu mam z kim.
Jedynym leczeniem, które pozwoli całkowicie usunąć nieustannie rosnącego guza Pauliny jest protonoterapia. To naświetlanie protonami, które odbywa się w Niemczech i Francji. Czas odgrywa tu ważną rolę. Czaszkogardlak to guz, w przypadku którego trudno określić, jak szybko rośnie. Wiadomo, że przez ostatnie miesiące ta część, która została w głowie Pauliny urosła kilka milimetrów.
Patrycja: Koszt leczenia to od 16 do 65 tysięcy euro. Wysłaliśmy już dokumentację Pauliny do Monachium. Prawdopodobnie do piątku dostaniemy od nich odpowiedź, w której określa dokładną kwotę. Biorąc pod uwagę wielkość guza Pauliny oraz fakt, że rośnie, koszt leczenia może być znacznie wyższy. Może wynieść nawet pół miliona złotych…
Dzisiaj, tj. 26.01 odbywa się koncert charytatywny dla Pauliny. Zaśpiewa dla niej wielu znanych artystów.
Pomóc Paulinie możecie biorąc udział w licytacjach organizowanych przez Patrycję: Cały Świat LICYTUJE dla Pauliny Hebel <3 – AUKCJE CHARYTATYWNE
Paulina Hebel jest także podopieczną Fundacji „Dary losu” Ryszarda Rynkowskiego.
Paulina: Wiem, że dużo ludzi prosi o pomoc. Teraz ja nad każdą pojawiającą się prośbą w internecie zatrzymuję się, czytam te historie i myślę o człowieku, który za nią stoi…