Kiedyś byłam dziewczyną bardzo atletyczną, wysportowaną, na brzuchu miałam „kaloryfer”, na którym można było trzeć ziemniaki. (śmiech). A teraz mam zupełnie inne ciało i musiałam to zaakceptować i się do tego przyzwyczaić. Nie staram się przyspieszać chudnięcia. Raczej słucham potrzeb swojego ciała. Już jako dorosła kobieta nosiłam różne rozmiary ciuchów od 32 do 44. Z perspektywy czasu uważam, że każda z tych wersji miała w sobie coś fajnego – mówi nam Patricia Kazadi, która po dwóch latach zmagania się z różnymi chorobami w tym depresją i endometriozą, wróciła na ekrany. 25 listopada możemy oglądać finałowy odcinek programu, który prowadzi „Perfect Picture” w TVN7.
Jak ty się teraz czujesz po diagnozie endometriozy?
Patricia Kazadi: Stabilnie i staram się żyć we względnej symbiozie z moją chorobą. Jakoś się nią dogaduję. Oprócz lekarzy medycyny konwencjonalnej, bardzo pomogli mi też fizjoterapeuci uroginekologiczni, medytacja, mindfulness oraz dieta przeciwzapalna. Nie chcę jednak opowiadać dokładnie jaka, ponieważ nie czuję się ekspertem. Przecież coś, co mi pomogło, niekoniecznie musi sprawdzić się u innej osoby. Każdą kobietę chorą na endometriozę, czy inne choroby autoimmunologiczne, namawiam do konsultacji z dietetykiem lub endokrynologiem.
Pamiętajcie też, że endometrioza żywi się stresem. Dlatego im więcej stresu, tym gorsze samopoczucie.
Całe swoje serce wkładam teraz w swoją działalność prospołeczną, zwiększanie świadomości i walkę z endometriozą oraz w cykl na Instagramie „Kazadi Talks Positive” – to moja siła napędowa do działania.
Niedawno wróciłaś do pracy po dwuletniej przerwie. Zrobiłaś to, bo czułaś się już zdrowa i silna?
Czułam się w pełni naładowana dobrą energią i gotowa do działania i nowych wyzwań. Wcześniej albo zdrowotnie, albo emocjonalnie nie byłam w pełni sił, by wrócić do pracy. Jednak na dwa miesiące przed propozycją z produkcji „Perfect Picture” moje sprawy, zwłaszcza te zdrowotne były już poukładane i w zasadzie to już nawet tęskniłam. Kiedy odebrałam telefon, poczułam, że to dobry znak. Zastanawiałam się tylko, czy poradzę sobie z ilością pracy, bo plany zdjęciowe potrafią trwać czasem nawet po 12. –14. godzin. Okazało się jednak, że było jak z jazdą na rowerze i z każdym przejechanym kilometrem doświadczenie do mnie wracało.
Zmieniłaś sposób pracy, by zadbać o siebie?
Szybko dotarło do mnie, że teraz potrzebuję więcej niż kiedyś spokoju i wyciszenia. Dziś lubię pobyć sama ze sobą, by się zregenerować i opanować myśli i emocje. Jakieś sześć lat temu traktowałam swoje zdrowie jako pewnik. Byłam wtedy młoda, więc nie zastanawiałam się nad nim.
Dziś już wiem, że nie jestem niezniszczalna i nabrałam wobec tego pokory. Myślę też, że stałam się bardziej asertywna. Jeszcze kilka lat temu inni potrafili mnie łatwo i szybko namówić na różne rzeczy. Jak koleżanki pisały do mnie, że wieczorem zapraszają na kolacyjkę, to choć byłam bardzo zmęczona, szłam, bo nie chciałam ich zawieść. Przecież już im obiecałam. Dziś najpierw zastanawiam się, czy mam na to siłę i jeśli następnego dnia pracuję od godziny 7 rano, odpuszczam i mówię im: „Przepraszam, bawcie się dobrze, ale moje zdrowie jest teraz dla mnie najważniejsze”. Na szczęście mam bardzo wyrozumiałych przyjaciół.
Zawodowo też łatwo ci idzie odmawianie?
Kiedyś nie umiałam ani zawalczyć o siebie, ani o swoje przekonania. Nawet kiedy czułam, że sama wiem najlepiej, co jest dobre dla rozwoju mojej kariery, wolałam nie wychylać się. Starałam się też być ekstremalnie uprzejma i wymyślałam różne wymówki, np. „W tym sezonie nie dam rady, bo jestem na innym planie”, albo „Niestety w tym terminie wyjeżdżam”. Teraz mówię szczerze: „Dziękuję, ale nie”. Niektórzy nie potrafią tego zrozumieć, więc dopytują, bo wydaje im się, że dla mojej kariery ta właśnie propozycja byłaby finansowo lukratywna.
A dla mnie dziś najważniejsze jest robienie tego, co mnie interesuje i rozwija w dodatku w miłej atmosferze. Poza tym już wiem, że nie muszę nikomu specjalnie tłumaczyć się. Bo i po co? Oczywiście odmawiam zawsze grzecznie z szacunkiem, ale jeśli czegoś nie czuję – nie robię tego.
Czy teraz inaczej o siebie dbasz w pracy?
Kiedyś jadłam tylko wtedy, kiedy miałam czas. Potrafiłam przyjechać z planu zdjęciowego do domu o godzinie 1.00 nad ranem i dopiero wtedy zjeść pierwszy lub drugi posiłek. Dziś jem co najmniej trzy zdrowe posiłki i piję sporo wody. Poza tym nie pozwalam sobie na wielogodzinne stanie na szpilkach. Egzekwuję pracę w obuwiu sportowym. (śmiech). To może się wydawać pozornie niewielką zmianą, ale nie dla mnie. Kiedyś męczyłam się, goniąc za ideałami i oczekiwaniami innych. Cholera wie, za czym. Teraz, ponieważ czuję się w płaskim obuwiu bardziej komfortowo, jestem skupiona na tym, co autentycznie ma znaczenie, czyli na wykonam zadania na najwyższym poziomie.
Ponieważ twój program opowiada o robieniu zdjęć, porozmawiamy chwilę o Instagramie. Denerwują cię te wszystkie filtry i epatowanie „szczęśliwym życiem” w social mediach?
Nie jestem fanką ani Instragramów skrajnie naturalistycznych, ani skrajnie wyidealizowanych. Jestem na „tak” z prawdą. Jeśli moja znajoma lubi sobie zrobić pełen makijaż, wyprostować włosy i wskoczyć w ciekawe ciuchy, to dlaczego miałaby tego nie robić? Uważam, że w pogoni za bardziej naturalnym wizerunkiem w sieci, nie możemy teraz hejtować kobiet, które lubią o siebie dbać. Czemu one ma się oszpecać na siłę? Nie wymagajmy od każdej laski, by pokazywała swoje rozstępy i cellulit.
Jeśli jednak jakaś kobieta nie ma ochoty golić nóg i pach oraz spędzać wielu godzin na siłowni, a wygląd zewnętrzny jest dla niej sprawą daleko w tyle na liście priorytetów – też super. Niech każdy robi, co lubi.
Ja na przykład lubię pokazywać się na Instagramie czasem w dresie i bez makijażu, a czasem w jakiejś „pojechanej” stylizacji. Nie stosuję filtrów, które zniekształcają rysy twarzy. Na social mediach walczę z przekłamanym wizerunkiem i nierealnymi standardami. Chodzi o to, żeby nie udawać kogoś, kim się nie jest. Ale też o to, by nie zniekształcać swojego wizerunku do tego stopnia, by znajomi nie mogli cię rozpoznać potem na ulicy. Jeśli ktoś tak robi, a followuje go np. mnóstwo młodych dziewczynek, to musi mieć świadomość, że kreowanie tak odrealnionych standardów urody, może zaburzać innym poczucie wartości.
Czy ten program czegoś cię nauczył?
Ponieważ mam przyjemność pracować z najlepszymi polskimi fotografami, dostałam sporo technicznych porad na temat robienia zdjęć. W Polsce jeszcze nie było takiej ciekawej propozycji dla osób, które chcą podpatrzeć, jak robić dobre zdjęcia: czy to na swoje social media, czy do prywatnego archiwum.
Nauczyłam się też z większą dozą dystansu podchodzić do tematu odpadania uczestników. Kiedyś, jako osoba wysoko wrażliwa, strasznie to przeżywałam. Teraz wiem, że jest to nieodzowna część naszego programu i świadomie pracowałam nad tym, żeby tylko w ten sposób do tego podchodzić. Co oczywiście nie oznacza, że nie uroniłam jednej łezki podczas programu.
Jak ci było stanąć przed kamerą w rozmiarze plus size? Czy to był dla ciebie stres?
Przez dwa lata wydawało mi się, że muszę schudnąć, by znów zacząć pracować przed kamerą. Dlatego dla mnie to jest ogromny sukces, że przestałam się tym zamartwiać. W ogóle już o tym nie myślę. Nie powiem jednak, że wygląd jest mi teraz zupełnie obojętny. Nasz stylista z programu na pewno mógłby ci opowiedzieć, jak bywam uparta, ponieważ podczas kręcenia pierwszych odcinków wydawało mi się, że im więcej warstw założę na sobie, tym lepiej będę wyglądała. Dopiero w połowie programu dogadaliśmy się, że jednak nie tędy droga.
Muszę ci też powiedzieć, że dla mnie najważniejsze jest teraz nie to jak wyglądam, ale czy daję uczestnikom i programowi fajną energię. Myślę, że jest milion ważniejszych rzeczy w życiu kobiety od jej kilogramów. Kiedy to mówię, jednocześnie czuję wielką wolność i szczęście.
Wierzysz, że kobieta plus size naprawdę może lubić swoje ciało?
Wierzę, bo znam takie. Mam wiele koleżanek, które są większe, a jednak pewne siebie. Chodzą w bikini i wyglądają seksownie, a do tego są szczęśliwe zakochane w fajnych facetach, którzy są w nie wpatrzeni jak w obrazki. Wszystko zależy od tego, dlaczego masz pełniejsze kształty. Jeśli to jest twój wybór, czujesz się wtedy ze sobą znakomicie. Jeśli chorujesz i dlatego tyjesz, to pewnie nie jesteś teraz w tej wersji, którą najbardziej lubisz i dlatego źle czujesz się ze sobą i ja to totalnie rozumiem i szanuję.
Kiedyś byłam dziewczyną bardzo atletyczną, wysportowaną, na brzuchu miałam „kaloryfer”, na którym można było trzeć ziemniaki. (śmiech). A teraz mam zupełnie inne ciało i musiałam się to zaakceptować i się do tego przyzwyczaić. Mam nadzieję, że u mnie jest to etap przejściowy. Nie staram się przyspieszać chudnięcia. Raczej słucham potrzeb swojego ciała. Nosiłam różne rozmiary ciuchów już jako dorosła kobieta – od 32 do 44. I uważam z perspektywy czasu, że każda z „tych wersji mnie” miała w sobie coś fajnego.
Jeśli jednak pytasz o porady dla dziewczyn, które chciałby być smuklejsze, a ciało im odmawia posłuszeństwa, namawiam, by były cierpliwe i milsze dla siebie. Czasem odnoszę wrażenie, że kiedy źle o sobie myślimy, nieprzyjaźnie patrzymy na ciało i straszliwie skupiamy się na nadmiarowych kilogramach – to organizm reaguje oporem. Lepiej skupić się na pasjach, przyjaciołach, podróżach, pracy, radościach… Warto też pamiętać, że nie tylko dziewczyny z nadwagą czy otyłością spotykają się z body shamingiem. On dotyczy także tych szczupłych dziewczyn, które dla odmiany walczą, by trochę przytyć. Dlatego wszystkim nam kobietom powiedziałabym: Dziewczyny, o naszej wartości nie świadczy wygląd, choć od dzieciństwa próbowano nam to wmówić. Mamy więcej do zaoferowania.