Go to content

„Paradoksalnie rak wyzwolił we mnie niesamowitą chęć do życia”

Fot. iStock/Smileus

Trzy lata temu Jacek usłyszał: ma pan raka płuca. – Nikt nie zna odpowiedzi  na pytanie, kiedy zachorowałem. Osiem lat wcześniej zauważono u mnie zmiany w płucu podczas innego rutynowego badania. Usłyszałem wtedy, że te zmiany to zwapnienia po przebytym zapaleniu płuc. Kiedy możemy z tym skończyć

Jacek ma żonę, czwórkę dzieci. Patrząc na niego, z pewnością mało kto powiedziałby, że jest śmiertelnie chory. Energiczny, postawny mężczyzna, tryskający energią. – Na początku  2018 r.  z dnia na dzień zacząłem źle się czuć. Dusiłem się, miałem trudności z oddychaniem, przejście nawet kilku metrów sprawiało mi wielką trudność. Lekarz rodzinny przepisał mi wówczas  tabletki na wywołanie biegunki, bo twierdził, że duszności wynikają z tego, że nie mogę się wypróżnić – wspomina Jacek.

Kiedy jednak stan zdrowia mężczyzny się nie poprawiał, dostał skierowanie na tomograf. – Okazało się, że mam płyn w płucach, przez trzy dni spuszczono mi sześć litrów tego płynu. Pomogło, wróciłem do siebie i zacząłem normalnie oddychać.

Kilka dni później Jacek otrzymał telefon, że ma się natychmiast stawić w szpitalu. To wtedy usłyszał: rak płuc w czwartym stadium zaawansowania, rozsiany, bez możliwości operacji.

– Świat zawirował mi przed oczami. Moje pierwsze pytanie brzmiało, kiedy możemy z tym skończyć, nie chciałem kolejnych tygodni, czy miesięcy przeżyć w jakimś potwornym cierpieniu – opowiada.

Pół roku życia

Jacek z swoją rodziną chwilę przed jego chorobą przeprowadzili się do Holandii. – Mój pierwszy odruch był taki, żeby wracać na leczenie do Polski, wszyscy – włącznie z polskimi lekarzami, mi to jednak odradzali.

– Usłyszałem, że zostało mi pół roku życia, może trochę więcej, ale że 20 lat nie przeżyję i właściwie powinienem się cieszyć z każdego danego mi dnia.

Jacek na własnej skórze doświadczył galopującego rozwoju medycyny w zakresie onkologii. – W styczniu 2018 r. postawiono mi diagnozę, w lutym prowadzono badania, a w marcu rozpocząłem leczenie immunoterapią. Lekami, które w Polsce dopiero od stycznia tego roku są refundowane.

Przez kolejne siedem miesięcy terapia dawała bardzo dobre rezultaty. – Funkcjonowałam normalnie, nie miałem jakiś większych problemów zdrowotnych i kiedy wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do odzyskania swojego dawnego życia, w sierpniu nastąpił progres. Lekarze postanowili zastosować chemio i radioterapię.

Chemioterapia wyniszcza każdy organizm, który nie dość, że osłabiony przez nowotwór, zostaje wyjałowiony leczeniem. – Chemia uszkodziła mi nerki, ale miałem szczęście, po ponad roku choroba się wycofała, guz przestał się powiększać.

Przerzuty do głowy

Jacek wspomina, że pomimo wycieńczonego organizmu przez kilka miesięcy cieszył się powrotem do stabilnego zdrowia, bo o ozdrowieniu w przypadku raka płuca mówić nie można.

– W lipcu 2019 r. straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Nie wiedziałem, co się dzieje, strasznie bolała mnie głowa. Byłem wtedy w Polsce, lekarka, do której trafiłem po tym, jak straciłem przytomność, zasugerowała szybki powrót do Holandii, mówiąc, że rak płuca może mieć przerzuty do głowy.

Badanie w Holandii zostało wykonane błyskawicznie, ale jego wynik zwalał z nóg. – Guz w głowie. Poprosiłem o przełożenie terminu operacji, bo chciałem jeszcze zdążyć pojechać do Polski. Bałem się, że to będzie moja ostatnia już podróż w rodzinne strony.

Mutacja nowotworu

Guz wycięto, przyszła radioterapia, jednak w grudniu 2019 r. okazało się, że z jednego wyciętego guza, wyrosło dziewięć innych. Jacek nie zgodził się na chemioterapię, uparł się na zbadane mutacji jego nowotworu, co w Polsce byłoby niemożliwe. – Okazało się, że mój nowotwór ma mutację, która występuje przy raku tarczycy, a bardzo rzadko przy raku płuca. W Polsce mamy 23 tys. chorych na raka płuca i słyszałem o jednej osobie, która miała w ogóle badaną tę mutację.

Mężczyźnie zaproponowano udział w badaniach klinicznych przy wprowadzeniu nowego, testowanego leku. – Było ciężko, gorączka po kilka tygodni, drgawki, napady lękowe, prawdopodobnie ataki padaczkowe, których do dziś nie potwierdzono. Gdy okazało się, że guzów w mózgu jest już 13, Jacek odstawił lek.

Jednak, tak jak mówił, medycyna galopuje, okazało się, że jest nowy lek, jednak Jacek nie zakwalifikował się do jego badania. – Pewnie kwalifikują tych, w których pokładają dużą nadzieję na duże polepszenie stanu zdrowia, zawsze to lepiej wygląda w statystykach. Mój lekarz wystarał się o ten lek dla mnie. Biorę go od marca do dziś z sukcesem. Część guzów w głowie się zmniejszyła, inne nie urosły, zmniejszył się obrzęk. Kilka razy miałem spuszczany płyn z płuc, dziś go nie ma. Cofnęła się też neuropatia, która jest wynikiem uszkodzenia nerwów podczas chemioterapii.

Jacek wspomina, że po chemii miał m.in. bardzo spuchnięte stopy. – Podczas regeneracji leki się tak szybko zmieniają, że właściwie nie wiadomo, który daje skutki uboczne. Musiałem chodzić o kulach, brać prysznic siedząc na specjalnym krzesełku, bo nie mogłem ustać.

Rak dał mi chęć do życia

Na świecie nie wymyślono jeszcze leku na jakiegokolwiek raka. Diagnoza to wyrok, choć chory nigdy nie wie, na ile przesunięty w czasie. – Chwile załamania pojawiają się cały czas… – wyznaje Jacek. – Jestem chory, jednak paradoksalnie rak dał mi bardzo dużo chęci do życia. Wcześniej wydawało mi się, że jestem nieśmiertelny, nie miałem celu w życiu, myślałem, że mam przed sobą jeszcze masę czasu. I to się nagle zmieniło, musiałem zmienić perspektywę.

Dziś Jacek przyznaje, że w ciągu ostatnich trzech lat zrobił więcej dobrego dla siebie i swojej rodziny niż przez całe swoje życie.  – Kupiłem dom, wykończyłam go, pracowałem na budowie po 16 godzin. Cała swoją energię skierowałem na pozytywne tory. Staram się teraz żyć tak, żeby coś po mnie zostało i cały czas szukam nowych celów. Non stop z tyłu głowy słyszę, że ja już nie mam czasu. Jeżdżę motocyklem, staram się żyć normalnie, nie ograniczać się – mówi mężczyzna.

– Wczoraj zobaczyłem morsujących ludzi. Napisałem maila do mojego profesora, czy mogę spróbować. Dostałem od niego zgodę, bo on uważa, że mogę robić wszystko, byle z głową, więc na pewno spróbuję morsowania. Robię wszystko, czego nie zdążyłem zrobić wcześniej. Kiedy się zatrzymuję? Staram się tego nie robić, bo wtedy myślę o chorobie…, nie da się inaczej.