Go to content

Ludzie „plus size” oceniani są jako leniwi, nieambitni i mało dokładni – Katarzyna Kucewicz o akceptacji ciała i sztuce życzliwości

Katarzyna Kucewicz fot. Mateusz Skwarczek/ Agora

„Waga z głowy” to książka psycholożki Katarzyny Kucewicz, która wykracza poza schematy typowych poradników dietetycznych. To opowieść o głębokiej pracy nad sobą, o wychodzeniu z otyłości „na własnych warunkach”. Kucewicz dzieli się w niej swoimi doświadczeniami związanych z leczeniem tej choroby. Ten niezwykły poradnik pozytywnej redukcji, Kasia stworzyła przede wszystkim w oparciu o swoje doświadczenia. Książka opowiada o jej emocjonalnej przemianie, o procesie pracy nad sobą, bez cienia bodyshamingu czy nierealistycznych porad, lecz z szczyptą czułej dyscypliny. To opowieść o tym, co się dzieje, gdy redukcję traktuje się jako formę pracy nad własnym charakterem. Bez hejterskiego „musisz schudnąć” i wszechobecnej fatfobii.

Ohme.pl: Kasiu, zacznijmy od tego, że Twoja książka jest naprawdę inspirująca i porusza problem, który dotyka wielu, jak nie większości z nas – kobiet. Dlaczego Twoim zdaniem, to głównie kobiety mają takie trudności z zaakceptowaniem swojego ciała? Skąd się bierze u nich tak niska samoocena?

Katarzyna Kucewicz: Wpływ na to, dlaczego siebie nie lubimy ma na pewno środowisko, w którym się wychowałyśmy i kultura, którą nasiąknęłyśmy. Często negatywny obraz siebie wynosimy z domu pełnego krytycznego oceniania. Nie bez znaczenia są również media społecznościowe, ponieważ one sprawiają, że często porównujemy się do innych ludzi i próbujemy dosięgnąć zupełnie nierealnego ideału. jesteśmy przesiąknięte na wskroś oczekiwaniami, porównywaniem się z innymi ludźmi, dościganiem jakichś wzorów, ideałów i doskonałych sylwetek, i to sprawia, że stajemy się bardzo krytyczne i nieprzyjazne wobec siebie. Po moją książkę „Waga z głowy”, choć teoretycznie dedykowana jest kobietom z chorobą otyłościową, sięgają dziewczyny, których waga jest w normie, które po prostu odczuwają jakiś rodzaj ukojenia czytając teksty dotyczące samoakceptacji.

Ohme.pl: Już 10-letnie dziewczynki nierzadko doświadczają braku akceptacji do swojego ciała i potrafią stanąć przed lustrem i powiedzieć, że są „brzydkie” lub „grube”, co tylko podkreśla skalę problemu z samopoczuciem i negatywnym postrzeganiem własnego wyglądu. Co tak naprawdę wpływa na kształtowanie się pozytywnego lub negatywnego obrazu siebie w dzieciństwie? Czy jest to bardziej wpływ telewizji, szkoły, znajomych, a może kogoś z rodziny, kto przy niedzielnym obiedzie mówi takiej dziewczynce: „Wychudłaś na wiór. Jedz więcej, bo się połamiesz”, „Oo, coś ostatnio przytyłaś. Nic dziwnego, skoro jesz jak  facet”, albo „Kawał baby się z ciebie zrobił”?

Katarzyna Kucewicz: Dzieci nasiąkają narracją, którą wynoszą z domu. Jeżeli ta narracja jest niesprzyjająca i pełna krytykanctwa, to taka dziewczynka jest w stanie mieć negatywne myśli na swój temat. Dziecko samo w sobie nie rodzi się z wybujałym krytycyzmem. My tę surowość w ocenianiu  nabywamy, na przykład, kiedy słuchamy różnych nieprzyjemnych komentarzy ze strony bliskich, albo kiedy koleżanki czy rówieśnicy zaczynają nas atakować, wyśmiewać i w jakiś sposób pokazywać nam naszą inność i to, że coś jest z nami nie w porządku. Bardzo często dzieje się to też poprzez modelowanie, czyli nie tylko wtedy, kiedy dziecko na przykład usłyszy jakieś niewybredne słowa w swoim kierunku, ale też, kiedy słyszy jak takimi słowami uracza ojciec matkę, albo matka samą siebie stojąc przed lustrem. Jeżeli w rodzinie pojawia się taka narracja – O Boże, ale przytyłam. I mówi to kobieta, która przytyła 20-30 dkg, to w umyśle dziecka, które tego słucha przytycie choćby grama to katastrofa, a schudnięcie to sukces i powód do dumy.

Bardzo często jest tak, że osoby, które mają problemy z relacją z jedzeniem opisują historie, w których już od dziecka, kwestia wagi i tego, ile się waży, stanowiła jakiś ważny wątek w rozmowach, jakieś ważne kryterium w ocenianiu człowieka, nie tylko jego urody, ale też jak potwierdzają badania, także kompetencji. Badania pokazują jednoznacznie, że ludzie „plus size” oceniani są jako leniwi, nieambitni i mało dokładni. Szereg tych okrutnych stereotypów bierze się tylko z tego, że społeczność nie akceptuje osób, które odstają od normy.

Ohme.pl: Kasiu, w Twojej książce poruszasz ważny temat walki z fatfobią i przeciwdziałania społecznym stereotypom dotyczącym wyglądu. Jak myślisz, co możemy zrobić jako społeczeństwo, aby tworzyć bardziej wspierające i akceptujące środowisko dla osób o różnych kształtach i rozmiarach ciała?

Katarzyna Kucewicz: Jest to na pewno długotrwały proces. W moim poczuciu niezwykle ważne są kampanie społeczne i różnego rodzaju hasła włączające ludzi do tej przestrzeni. Bardzo ważną rzeczą jest również to, co robi kampania „Porozmawiajmy szczerze o otyłości”, która pokazuje, że język inkluzywny ma znaczenie i ta poprawność językowa  w aspekcie choroby otyłościowej, jest ważnym krokiem w kierunku destygmatyzacji.

Jest to jednak nadal bardzo niezaopiekowany temat, ponieważ wciąż jest zbyt mało kampanii, które mogłyby normalizować ludzi o różnych rozmiarach, a wszyscy aktywiści, którzy się tym zajmują od razu są na świeczniku fatfobów i spotyka ich bardzo wiele negatywnych komentarzy. Ja sama też doświadczałam fatfobii od dziecka, więc to jest też dla mnie takie bardzo ważne, żeby o tym mówić i nie stosować redukcji kilogramów, jako remedium na fatfobię, tylko żeby ta redukcja była formą leczenia. Tak naprawdę nie każdy jest w stanie się wyleczyć i nie każdy chce się leczyć i należy to uszanować, tak jak należy szanować godność każdego człowieka, a nie tylko człowieka, który jest szczupły, albo zeszczuplał.

Ohme.pl: W swojej książce piszesz, że „byłaś w każdym miejscu otyłości, w „otchłani” otyłości i że zachorowałaś już jako młoda dziewczyna na otyłość 3 stopnia. Jakie osobiste doświadczenia lub obserwacje zainspirowały Cię do napisania książki „Waga z głowy”?

Katarzyna Kucewicz: Ja akceptowałam się w tym większym rozmiarze i zawsze miałam bardzo dobrą relację ze swoim ciałem. Nie miałam zastrzeżeń wobec siebie, w przeciwieństwie do innych ludzi, którzy mieli do mnie zastrzeżenia. Czułam się chciana, akceptowana i kochana. Głównym powodem, dla którego postanowiłam uciec z tej otchłani otyłości, były przyczyny zdrowotne, ponieważ to zdrowie zaczęło mi szwankować, ale przede wszystkim zaczęła mi szwankować sprawność. Nie mając 40 lat czułam się już w wielu aspektach niedołężna w jakiś sposób i zaczęło mnie to denerwować. Pewnego dnia stwierdziłam, że jestem za młoda na posiadanie takich trudności, które wiadomo, że będą się z wiekiem pogłębiać. To było dla mnie przykre i to był główny powód mojej redukcji.

Ohme.pl: Jak sama przyznałaś, „trudno jest redukować wagę, czule traktować swoje ciało, jeśli jest ono obiektem naszej niechęci czy wręcz nienawiści”. Od czego więc radzisz zacząć osobie, która znajduje się w takiej właśnie sytuacji?

Katarzyna Kucewicz: Myślę, że to jest bardzo złożony problem, ponieważ niechęć do swojego ciała jest dużym kłopotem i wyzwaniem i bardzo często jest powiązana z zaburzonym obrazem siebie, niską samooceną, a nierzadko z depresyjnością, więc tak naprawdę nie ma jednej złotej rady. Warto pracować nad akceptacją swojej cielesności tak żeby małymi krokami ona się w nas budowała. Ludzie robią to na różne sposoby, o których piszę w swojej książce, takie jak np. napisanie listu do siebie, refleksja nad genealogią, skąd się wzięłam, skąd się wzięli moi przodkowie i po kim odziedziczyłam różne części swojego ciała. To bardzo pomaga w zaakceptowaniu wygnańców czyli tych najbardziej nielubianych części naszego ciała. Bardzo pomocna jest także umiejętność panowania nad sobą i wzięcie spraw w swoje ręce. Tak, jestem duża, choruję na otyłość, ale zamiast nad tym ubolewać mogę spróbować coś z tym zrobić, zamienić kompleksy na działanie. Oczywiście czasem się nie da. Ale często wzięcie odpowiedzialności sprawia, że ruszamy z kopyta.

Ohme.pl: Większość ludzi otyłych ma na swoim koncie liczne potknięcia, falstarty i próby zakończone spektakularną porażką. Jak można utrzymać determinację i nie poddawać się w walce z otyłością? Co jest najważniejsze w drodze do utrzymania motywacji?

Katarzyna Kucewicz: Od samego początku byłam bardzo konsekwentna w swojej redukcji. To była dla mnie  głęboka praca wewnętrzna nad swoim umysłem, nad zachciankami, które mnie ciągnęły do tego, żeby jeść. Starałam się bardzo wyciszać, medytować, dużo pracować ze swoją głową, nad wyciszaniem impulsów, które mnie kierowały w stronę objadania się,.. Jeżeli chodzi o słodycze, to na początku wybrałam całkowitą ascezę, a potem sobie pozwoliłam na jedzenie coraz większej ilości słodkości, ale tylko wtedy, kiedy miałam na to ochotę, a nie wtedy, kiedy ta ochota przychodziła do mnie jako zachcianka. To była taka świadoma decyzja, a nie decyzja impulsywna. Redukcja kilogramów jest podróżą wgłąb siebie. Pracą nad swoim umysłem. Jest pracą nad dojrzewaniem w kierunku własnych wartości, podążaniem za tym, czego naprawdę chcemy, a nie czego chcą nasze zachcianki. Dzisiaj mam w sobie umiejętność panowania nad sobą. Nie panuje nade mną sernik, pączek czy słodki batonik. To ja decyduję czy jem słodkości, a nie ptyś z kremem mnie kusi swoim widokiem.

Ohme.pl: Otyłość to nie tylko kwestia estetyki. To choroba, która może prowadzić do wielu groźnych powikłań i może odebrać nam sprawność. Jak przekonać osobę z chorobą otyłościową do tego, żeby zaczęła się leczyć i żeby uwierzyła, że nie chodzi tu tylko o jej wygląd, ale również o jej zdrowie a nawet życie?

Katarzyna Kucewicz: Kiedy pisałam książkę spotkałam się z takimi opiniami, dla mnie wstrząsającymi, że fatshaming działa, bo jak się tak kogoś upokorzy to ten się za siebie weźmie. Nie tędy droga, litości!. Jeżeli chcemy kogoś zmotywować do redukcji, to powinniśmy iść w stronę słów, takich jak: „Poróbmy coś razem, może razem poćwiczymy lub ugotujemy coś lekkiego?”. Oczywiście, jeśli to nie działa, to warto wyrazić swoją obawę i powiedzieć bliskiej osobie: „Wiesz co, martwię się o twoje zdrowie, czy mogę cię jakoś wesprzeć”. Warto stosować empatyczną narrację, zachęcać do aktywności fizycznej, do zdrowego jedzenia, a na pewno nie atakować i nie komentować wyglądu.

Ohme.pl: W Twojej książce przeczytałam, że w redukcji wagi wspierały Cię specjalistki, takie jak dietetyczka kliniczna, trenerka pilatesu, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna, diabetolożka i osteopatka. W jaki sposób pomogły Ci one w procesie redukcji wagi?

Katarzyna Kucewicz: Każda z nich pomogła mi na swój sposób i w innym obszarze. Jestem psychoterapeutką i psycholożką, więc pewne rzeczy już wiedziałam, ale w wielu aspektach byłam zupełnie zielona. Specjalistki bardzo mi pomogły, dzięki nim mogłam nauczyć się zdrowo jeść, czego wcześniej całe życie nie robiłam. Miałam do zrzucenia bardzo dużo kilogramów, ponad 60 i wiedziałam, że sama, na własną rękę, bez żadnej konsultacji ze specjalistą, tego po prostu nie ogarnę. Każda z nich pomogła mi nauczyć mnie nowego stylu życia. Przewartościowałam sobie wszystko. Nie tylko swój talerz, ale też wszystko dookoła mnie, począwszy od relacji z innymi ludźmi, skończywszy na sposobach spędzania wolnego czasu. Zmieniłam dosłownie wszystko i doskonale wiedziałam, że muszę w tym wszystkim mieć mentoring i ludzi, którzy mi powiedzą, jak powinnam jeść, jak powinnam się ruszać, jakie zrobić badania.. Dzisiaj ja sama jestem mentorką, osobą, która wspiera ludzi i pracuję z osobami chorymi na otyłość w projekcie „Waga z głowy”. Widzę jak ważne dla moich klientów jest to, by mieć osobę, która będzie podtrzymywać nas na duchu i wspierać. Te specjalistki bardzo mnie podtrzymywały, bardzo we mnie wierzyły od samego początku, nawet wtedy, kiedy ja jeszcze w siebie nie wierzyłam. Dzisiaj uważam, że równie ważne jak wsparcie specjalistyczne jest posiadanie wokół siebie ludzi rozumiejących nasze położenie. Prowadzę grupy wsparcia dla osób w redukcji i z zachwytem obserwuję kobiety, które wzajemnie siebie wspierają.

Ohme.pl: Czy masz jakąś złotą radę, jak radzić sobie z emocjonalnym jedzeniem i nadużywaniem jedzenia jako formy „samoleczenia”, szczególnie w kontekście sytuacji, w której czekolada była wcześniej „lekiem na całe zło”?

Katarzyna Kucewicz: Warto zacząć stopniowo, od wsłuchiwania się w swoje ciało. Krok po kroku. Przede wszystkim przyjrzeć się, jak ta relacja wygląda i zacząć wprowadzać drobne modyfikacje . Czyli nie jeść w pośpiechu, planować i celebrować posiłki. Dobrze mieć plan działania- wprowadzać więcej regularności w kwestii i pór posiłków, i tego, co ma być na talerzu. Druga kwestia to rozpoznanie tego, czy nie mamy żadnych biologiczno-medycznych problemów, które sprawiają, że słabo dociera do nas sygnał głodu i sytości. Warto skonsultować się z lekarzem, czy nie mamy np. insulinooporności. Warto nauczyć się wsłuchiwać się w subtelne sygnały od ciała, rozumieć kiedy jest syte, kiedy jest dość syte kiedy najedzone pod korek. W książce opisuję też czułą dyscyplinę- czyli dyscyplinowanie siebie i pewną surowość względem swojego umysłu, taką wewnętrzną głęboką pracę nad sobą, ale nie dyscyplinę rozumianą szkolnie, jako atakowanie siebie, tylko taką dyscyplinę pełną czułości, uważności- innymi słowy mówienie sobie twardego nie, ale w sposób czuły i empatyczny. 

Ohme.pl: W jaki sposób możemy poradzić sobie z nawrotem choroby lub nawrotem starych nawyków po osiągnięciu celu redukcji wagi? Jak utrzymać postępy?

Katarzyna Kucewicz: To obawa, która towarzyszy wielu pacjentom, mi także. Choroba otyłościowa ma tendencję do nawrotów, co potwierdzają badania. Niestety, bardzo duży odsetek pacjentów wraca do dawnej wagi. Należy jednak podkreślić, że nawrót to nie jest sytuacja, która dzieje się z dnia na dzień. Nawrót też jest procesem. Jeżeli już wrócimy z powrotem na tory objadania się, nieuważności w jedzeniu, to warto zastanowić się co się dzieje z naszym życiem i próbować wrócić na właściwą ścieżkę. Nawrót choroby mają głównie ci ludzie, którzy traktowali redukcję, jako bycie na diecie, czyli bycie w procesie, który się kiedyś kończy i znów będzie można żyć „normalnie”. A To, co jest najważniejsze to utrzymywanie zdrowych nawyków non stop, do końca życia. Dlatego to co jemy i to jak jemy w procesie redukcji powinno być dla nas smakowite, przyjemne, a nie udręczające.