Go to content

Jeżeli system nerwowy jest przeciążony, to stajemy się słabsi psychicznie i fizycznie. Są na to ćwiczenia

Adam Adamonis aktor „Przyjaciółek” oraz instruktor pracy z ciałem mówi: „Uczę ludzi zmienić codzienne nawyki, które nam nie służą, a które sprawiają, że chodzimy przygarbieni, zmęczeni, spięci, bez energii. Chcę, by każdy po moich zajęciach potrafił już reagować i pomagać sobie niwelować napięcia w ciele za pomocą m.in. technik oddechowych, ćwiczeń ruchowych i automasażu. Nasze ciała przecież cały czas wysyłają do nas sygnały, które informują o przemęczeniu, przeciążeniu, spięciu. Wystarczy tylko ich słuchać”. Aktor zaprasza na swoje warsztaty Organic Move do Istebnej, do hotelu Złoty Groń.

Adam, kiedy pierwszy raz trafiłeś do Istebnej?

– Dwa i pół roku temu przyjechałem tutaj, by odpocząć. Wjechałem na górę Złoty Groń, obszedłem dookoła hotel (dokładnie o tej samej nazwie) i zdałem sobie sprawę z tego, że w jednym miejscu mam widok na góry nie tylko polskie, ale też czeskie i słowackie. Nic nie przesłania tego krajobrazu, żaden budynek. Po prostu widziałem bezkresny horyzont 360 stopni dookoła. Natychmiast też uderzyła mnie niesamowicie  przyjazna i serdeczna atmosfera w hotelu oraz cudowni uśmiechnięci ludzie. To było naprawdę coś jak miłość od pierwszego wejrzenia. Ja w ogóle podchodzę do życia w taki sposób, żeby próbować jak najczęściej odłączać się od tego wielkomiejskiego pędu. W tym miejscu poczułem, że to się właśnie dzieje. Dlatego poszedłem natychmiast zobaczyć salę do ćwiczeń i stanąłem absolutnie urzeczony, bo  jej trzy ściany są  przeszklone, co sprawia, że dziś uczestnicy moich warsztatów mogą podziwiać cudowną panoramę gór Beskidu Śląskiego.

Jak często prowadzisz swoje warsztaty w Złotym Groniu i na czym one polegają?

– Dzięki temu, że spotkałem w Istebnej niezwykle otwartych ludzi, którzy chcieli zaryzykować, by tworzyć rzeczy niestandardowe, zapraszam co kilkanaście tygodni do hotelu Złoty Groń grupę około dwudziestu osób na warsztaty rozwojowe. Prowadzę je moją autorską metodą – Organic Move. Nasze zajęcia  dotyczą pracy z ciałem, wychodzenia z wzorców ruchowych i schematów myślenia. Wspólnie staramy się zmienić nasze codzienne nawyki, które nam nie służą, a które sprawiają, że chodzimy przygarbieni, zmęczeni, spięci, bez energii. Uczę tego, by każdy po moich zajęciach potrafił już reagować i sam pomagać sobie niwelować napięcia w ciele za pomocą m.in. technik oddechowych, ćwiczeń ruchowych i automasażu. Nasze ciała przecież cały czas wysyłają do nas sygnały, które informują o przemęczeniu, przeciążeniu, spięciu. Wystarczy tylko ich słuchać.

Czego możesz spodziewać się osoba, która przyjedzie do Istebnej na twój warsztat?

– Staram się, żeby podczas moich zajęć było dużo regeneracji, odpuszczania i przyjemności. Dlatego rano uczestnicy mają czas dla siebie, podczas którego mogą relaksować się albo chodząc po górach, albo pływając w jednym z dwóch basenów (ciepłym krytym i zewnętrznym chłodniejszym) lub saunie. Cały rok można tu korzystać właśnie z basenu zewnętrznego, bo zimą jest gotowy na morsowanie. Tuż przy hotelu jest też wyciąg narciarski, co daje amatorom białego szaleństwa wiele radości. Natomiast po południu zaczynamy już zajęcia: pierwsza tura jest po obiedzie, a druga wieczorna po kolacji. Zwykle zabieram ze sobą dodatkowych trenerów, by uatrakcyjnić przebieg pracy. Ostatnio np. zajmowaliśmy się aromaterapią .



Na koniec dnia mamy też wspólną kolację, a kuchnia tutaj jest niesamowita, ponieważ posiłki przyrządzane są z lokalnych, sezonowych produktów od regionalnych dostawców. Jesienią na talerzach królują potrawy z grzybów, dyni, warzyw korzennych. Latem pierogi z jagodami i desery ze świeżymi malinami. Oczywiście zdradzę, że ja mam swoje ukochane potrawy, które w menu są zawsze, a należy do nich pyszny aromatyczny rosół.

Poza tym nasze kolacyjne menu zawsze jest dostosowane do tematu warsztatów. Kiedy prowadziłem Organic Move z nastawieniem na poszukiwanie naszego wewnętrznego ognia pt. „Poczuj moc w sobie”, to w karcie dań było więcej mięs i potraw z pikantnymi przyprawami. Kiedy temat dotyczył wewnętrznej regeneracji – menu zmieniło się na lżejsze, a było w nim więcej zielonych warzyw, by nasze ciała czuły się lekkie i witalne. Oczywiście każdy uczestnik może też zgłaszać swoje ograniczenia żywieniowe.

Zobacz także: Nie ćwiczyłam od lat. Bałam się jakiejkolwiek aktywności. Aż poszłam na warsztaty organic move. Dziewczyny, było genialnie!

Co warto zwiedzić w okolicy?

– Zawsze jak tu przyjeżdżam, to staram się znaleźć czas, by wejść na Baranią Górę, Skrzyczne albo Ochodzitę. Uwielbiam Istebną, bo tu jest znacznie mniej turystów oraz obiektów turystycznych niż np. w bardzo popularnym Szczyrku czy Wiśle. Ale wiesz… ja zauważyłem, że jak ludzie tu przyjeżdżają, to często siadają sobie na ławeczce przed hotelem i w ciszy kontemplując zapierające dech w piersiach widoki. To czyści im głowy, uspokaja, nakłania do prostej medytacji. Takiej perspektywy nie jesteś w stanie zobaczyć w mieście. Takiego nieba pełnego gwiazd. Na szczycie Złotego Gronia nic ci nie zakłóca spokoju, nie przesłania panoramy i ja to po prostu uwielbiam.

Działasz tu podobno również na rzecz lokalnej społeczności.

– Zaproponowano mi, bym raz na kilka miesięcy prowadził warsztaty rozwojowe dla nauczycieli z okolicy. Ucieszyłem się, bo wiem, że ta grupa bardzo potrzebuje wsparcia i odpoczynku. Nauczyciele obecnie są spychani na bok i niedoceniani. Mówi się im, że mają długie wakacje, które powinny im zrekompensować wyjątkowo trudne warunki pracy, ale to nie jest moim zdaniem prawda. System nerwowy nauczyciela dzień w dzień nieustannie jest przeciążany. Nauczyciel pracuje w hałasie, skupieniu i bez przerwy musi być gotowy do obdarzania uczniów uwagą. Dlatego uważam, że ta grupa zawodowa  bardzo potrzebuje wsparcia, bo przecież wychowuje nasze dzieci, które połowę dnia spędzają właśnie w szkole.

Jak wspierasz nauczycieli podczas warsztatów Organic Move?

– Jeżeli nasz system nerwowy i emocjonalny jest przeciążony, to wtedy stajemy się słabsi psychicznie i fizycznie. Dlatego chcę dać nauczycielom sposoby na to, żeby mogli się szybko sami regenerować, żeby potrafili dbać o to, by nie przeciążać się oraz żeby umieli słuchać sygnałów, które płyną z ich ciała. Jeśli oni będą umieli na nie odpowiednio reagować, to wtedy mogą oszczędzać swoją energię.

Co masz konkretnie na myśli?

– Tu nie ma jednej recepty dla wszystkich. Chodzi o to, że trzeba zmienić swoje nawyki, które nas przeciążają. Zwykle ignorujemy sygnały, które daje nam ciało, a prawda jest taka, że wcale nie trzeba czekać całego dnia, by rozluźnić kręgosłup, rozprostować plecy, czy głęboko przez 30 sekund pooddychać. Te drobne rzeczy – naprawdę przynoszą efekty na „tu i teraz”. Myślę też o bardzo prostych czynnościach, które wykonujemy po sto razy dziennie – np. siadanie i wstawanie z krzesła. Robiąc to, można nawykowo generować sporo napięcia dla siebie. Ale można też robić wszystko płynnie, bezwysiłkowo i bliżej fizjologii. Kiedy nauczyciel poznaje takie techniki podczas warsztatów, zyskuje więcej sił. A co za tym idzie cierpliwości i jednocześnie ma mniej irytacji wobec uczniów.

Adam Adamonis, fot. Michał Kuźma

Słyszałam, że w Istebnej zacząłeś również działać na rzecz dzieci.

– To był pomysł jednego z tutejszych radnych – pana Stanisława Legierskiego, który zaproponował, by dać dzieciom szkół podstawowych alternatywę dla przepięknych tradycji Beskidu Śląskiego. W całej Trójwsi (do której należy Istebna, Koniaków i Jaworzynka) jest wiele propozycji dla młodych ludzi związanych z lokalnymi tradycjami, ale my postanowiliśmy wystawić musical, który dotyczył bardzo aktualnych tematów: hejtowania oraz korzystania z internetu.

Nasz projekt powstał w zaledwie trzy tygodnie, co jest ewenementem, bo zwykle nad takimi przedstawieniami pracuje się pół roku. Pracowaliśmy w wakacje, co było dla dzieciaków dodatkowym plusem, bo miały możliwość ciekawego spędzania czasu. Do współpracy zaprosiłem Agnieszkę i Piotra Hajduków, którzy tworzyli muzykę do tego spektaklu. Oni poprowadzili część wokalną, a ja postanowiłem zająć się talentami aktorskimi dzieciaków. Powiem ci, że przed pracą nad musicalem urządziliśmy casting, ale z założenia przyjęliśmy wszystkich chętnych, bo bardzo nam zależało, żeby nie było presji i rywalizacji.

Podobno niektóre dzieci zainteresowały się teatrem i powiedziały, że po tym doświadczeniu chcą zdawać do szkoły aktorskiej.

– Może dlatego, że traktowaliśmy dzieci bardzo poważnie i profesjonalnie? Powiem ci jednak, że największą satysfakcja oprócz sukcesu i oklasków widzów, było to, że mogliśmy obserwować rozkwit talentów dzieciaków. Nie tylko talentów, bo wiele nieśmiałych dzieci też rozkwitało na scenie. Natomiast kilkoro faktycznie do tego stopnia zainteresowało się tą pracą, że chcą spróbować swoich sił w przyszłości w szkołach teatralnych.

Patrząc w ich serducha i to ogromne zaangażowanie, naprawdę chciało się im dawać więcej własnej wiedzy. Tuż przed premierą wszyscy byliśmy tak pochłonięci projektem, że nie zauważyliśmy, jak mijało nam siedem godzin pracy. Mam wrażenie, że dzięki temu dzieciaki zaczęły wierzyć, że życie stoi przed nimi otworem, że wszystko jest możliwe do osiągnięcia. A ja czułem, że nie przez przypadek trafiłem w to miejsce.

Istebna stała się chyba twoim drugim domem?

– Ja po prostu zakochałem się Beskidzie Śląskim, w Złotym Groniu,w tutejszych ludziach. Gdy się tu tylko pojawiłem, poczułem jak mocno te góry ze mną rezonują. Chcę tu zostawić cząstkę siebie. Ale nie z takiego poziomu, że coś wiem lepiej. Ja po raz pierwszy w życiu poczułem, że potrzebuję coś tu zostawić. Mimo, że z Warszawy jadę tutaj 400 km, to mnie nigdy nie męczy, a sama myśl, że za kilka godzin zobaczę zapierający dech w piersiach widok gór, sprawia, że się uśmiecham.

Może naprawdę odnalazłeś swoje miejsce na ziemi?

– Odnalazłem miejsce, w którym najbardziej czuję się sobą.

Zobacz także: Adam Adamonis: W wieku 6 lat przeżyłem traumę. Miałem blokadę mowy i jąkałem się. Inne dzieci patrzyły na mnie jak na głupka