– Ja to lubię swoje życie – rzuciła dość skwaszona B. – tylko jakieś drobiazgi bym zmieniła – dodała i odgryzła jednym kłapnięciem pół pączka tak, jakby winien był tych „drobiazgów”. Bo B. to w sumie fajne życie ma i męża fajnego też ma, i córkę. Psa, pracę, wakacje czasem też, czego chcieć więcej? Ano B. ma kłopot, bo jakby się nie angażowała w to swoje fajne życie, i z jak wielką emocją i entuzjazmem nie wchodziła w nowe pomysły, zawsze Pani Mistrzyni Ostatniej prostej wygrywa.
Złośliwa zołza ta Mistrzyni. Wlazła B na głowę, do kuchni i do roboty też. A B. przecież miała takie wspaniałe plany, sukces w nich były i puchary, plaża i drinki z palemką dłużej niż dwa tygodnie w roku w wersji Last Minute. No i klops. Zołza wraca jak bumerang.
Tylko nie mówcie, że u was w ogóle nie bywa. Tyle planów, tak mało czasu, jakoś to będzie… Znacie to?
3 zasady, których czasem nie chcemy dostrzec
1. Czas siewu i czas plonów
Student, rolnik i Pani Mistrzyni Ostatniej Prostej. Wszyscy to znamy. Znamy i bywamy studentem, który uczy się na noc przed egzaminem i zdaje. Wkłada wysiłek, odbiera profity. Szybko, krótko – wydawać by się mogło – marzenie. Znamy i bywamy rolnikami, którzy mozolnie pracują na swoje plony, dzień po dniu. Tylko wciąż zastanawiamy się po co u diabła zasuwamy cały rok jak rolnik, zamiast żyć lekko jak studenci? Po co się tak katować?
Mistrzyni Ostatniej Prostej jest wieczną studentką, taką, która całkiem zapomniała, że nie da się spędzić życia w akademiku. Nie da się imprezować całe życie – przynajmniej nie emocjonalnie. Bo dopóki nasze zadania polegają na odhaczeniu z listy, wszystko działa, ale gdy wysiłek musimy zainwestować w siebie, swoje potrzeby, relacje, własny biznes – student mówi „sorry, za dużo roboty, pomyślę o tym potem”.
Mistrzyni nie zbuduje na ostatniej prostej trwałej relacji, nie rozwinie skrzydeł i nie poleci. Ogarnie, dotrwa do następnego punktu, tylko tyle. – Jakoś to będzie – mówi. Tak się nie osiąga ani sukcesów, ani szczęścia, tak się tylko przemija.
2. Wejścia i wyjścia
Opowieść o Aptekarce. To taka prosta historia. I pewnie była by cudownym story z happy endem, gdyby nie to, że życie to coś więcej niż matematyka.
Bo Aptekarka widzi sprawy jasno – ile wejść, tyle wyjść. Ile „wkłada” tyle powinnam wyjąć. Proste? Proste. Nad czym się tu rozdrabniać?
A jednak jest nad czym, bo o ile w biznesie aptekarskie podejście może zaowocować uniknięciem strat czy ryzyka, to w życiu niekoniecznie. Nie zawsze dostajesz tyle, ile dajesz – ale pamiętaj, że czasem to ty, dajesz mniej. W życiu, w relacjach, w rozwoju. Partnerstwo nie zawsze oznacza równą miarę, częściej opera się na zasadzie wspólnoty, empatii i uczciwości. A Aptekarz nie potrafi już odejść od zapisanego przepisu.
3. Spójność postępu
Życie według Pani „Jak to?”. Bo najdalej i najszybciej dojdziesz do swojego celu, gdy będziesz się poruszać w jego kierunku. Nawet powoli. Lepiej zmierzać konsekwentnie nawet swoim najbardziej żółwim tempem, niż czekać aż wiatr nas tam zaniesie. – Ale jak to? Przecież biegłam tak szybko, jak mogę być ostatnia? Jak mogłam nie pokonać tego dystansu, stracić siły – pytamy jak? Są ci, którzy ruszyli w tę drogę kilka lat temu, a nie dziś rano. Nawet gdy wiele miesięcy błądzili, trudno będzie ich wyprzedzić.
Nieustannie zdarza się nam zostać Mistrzynią Ostatniej Prostej – bo brak nam sił na zwykłe życie, bo ciągniemy olbrzymie kamienie doczepione do stóp, albo Aptekarkami, które po nieudanym eksperymencie nie chcą nigdy już więcej popełnić błędu, dać się oszukać, stracić czasu. Wreszcie bywamy Paniami „Jak to?” – jakbyśmy miały wyłączność na ustalanie zasad wedle, których ma żyć cały świat. Bywajmy nimi – każdy czasem tego potrzebuje, ale na co dzień żyjmy swoim życiem, po prostu, zamiast w nim przemijać.
Jak żyć swoim życiem tak, by osiągnąć wszystko?
Właśnie tak. Po swojemu, ze sobą. Widzieć. A wtedy sama będziesz wiedziała, czym jest twoje „wszystko” i że warto na tę szczerość ze sobą jednak się zdobyć.