Go to content

„Wciąż lądowałam na SORze. Chorowało ciało, bo nie słuchałam duszy” Jak żyć, będąc wrażliwcem?

wysoko wrażliwe
Monika Pryśko, Magda Juchniewicz

– Któregoś razu, kiedy leżałam na SOR-ze w nocy, przyjechała moja przyjaciółka i zobaczyła mnie podpiętą do różnego rodzaju kroplówek. Pomyślałam: „Jestem młodą osobą i średnio co dwa tygodnie ląduję na pogotowiu, coś jest nie tak. W życiu tryskam energią, a nagle totalnie mnie odcina” – opowiada Magdalena Juchniewicz, która wspólnie z Moniką Pryśko, autorką bloga Tekstualna, napisała książkę „Wrażliwiec to ja. Jak radzić sobie w życiu będąc wysoko wrażliwą osobą”.

„My, Wrażliwcy, wszystko czujemy bardziej, i to bez względu, czy jesteśmy ekstrawertykami, czy introwertykami, czasami zresztą zdarza nam się to łączyć. Wysoka wrażliwość bywa cechą wspólną osób pozornie bardzo od siebie różnych”

Świadomość. Jestem osobą wysoko wrażliwą.

Monika Pryśko: Przez większość życia nie uważałam się za osobę szczególnie wrażliwą. Zmieniła to Magda. Uświadomiła mi, że pewne moje emocje, reakcje, zachowania są dowodem, że gdzieś się nadwyrężyłam. Zaczęłam czytać o wysokiej wrażliwości i nagle się okazało, że to jest takie proste. Całe życie  się nadużywałam się, wydawało mi się, że muszę. Do tej pory wydaje mi się, że muszę, ale potrafię już się od siebie odczepić.

Jakie to były emocje, czy zachowania?

Monika: Kiedy mam za dużo pracy, jestem bardzo zmęczona, nie lubię jak ktoś mnie dotyka. Nie lubię też wtedy obecności innych. Zdarzało się, że czułam się złą matką, bo gdy byłam „w tym stanie” wyganiałam moją córkę do drugiego pokoju. Wystarczyło, że usłyszałam kolejne tego dnia „mamo” i myślałam, że wybuchnę. Obwiniałam się potem: nie mam cierpliwości, jak mogłam. Okazało się, że tego wszystkiego było za dużo, byłam przebodźcowana. Teraz wiem, że wystarczy półgodzinny prysznic, żebym się zregenerowała– wychodzę z łazienki i jestem znów spokojnym człowiekiem.

Magdalena Juchniewicz: Przebodźcowanie, nadmiar. To bliskie mi kiedyś stany. Moment przebudzenia przyszedł, gdy regularnie lądowałam na SOR–ze. Powód? Przepracowanie. Perfekcjonizm, potrzeba bycia we wszystkim „naj” to było moje DNA, pochodzę z domu, w którym panuje kult pracy.

W końcu organizm odmówił mi posłuszeństwa, fizycznie czułam, że nie daję rady. Któregoś razu, kiedy leżałam na SOR-ze w nocy, przyjechała moja przyjaciółka i zobaczyła mnie podpiętą do różnego rodzaju kroplówek. Pomyślałam: „Jestem młodą osobą i średnio co dwa tygodnie ląduję na pogotowiu, coś jest nie tak. W życiu tryskam energią, a nagle totalnie mnie odcina”.

Jak cię odcinało?

Siedziałam, na przykład, w domu i nagle nie mogłam złapać oddechu, czułam niemoc, ból i kłucie w klatce piersiowej. Podczas jednego z moich epizodów sparaliżowało mi lewą stronę nogi. Coś jak skurcz, ale do końca nie wiadomo, co to było. Lekarz przyszedł z wynikami i mówi: „Na nic pani nie choruje. Wypłukała sobie pani elektrolity, proszę zobaczyć, jak niski ma pani poziom potasu, magnezu”.
Od tego momentu zaczęłam szukać. Nie wystarczyło mi, że poszłam do tego lekarza, że dowiedziałam się, że migreny, które miałam od siódmego roku życia to kwestia zbyt dużej ilości bodźców. Za bardzo wszystko biorę do siebie, przejmuję się. Musiałam poczuć i zrozumieć dlaczego tak jest. Badałam temat wrażliwości ze wszystkich stron, czytałam publikacje, poszłam też na terapie, choć moja terapeutka powiedziała, że nie uznaje czegoś takiego jak wrażliwość, z resztą wielu terapeutów nie uznaje. Ona nazwała to nadreaktywnością układu nerwowego.

Monika: Pamiętam, że w czasie, gdy się rozwodziłam, usuwałam ósemki. Dostałam ketonal na receptę. I potem, w ciągu roku, zjadłam całą fiolkę tych tabletek, bo tak próbowałam leczyć uporczywe i silne bóle głowy. Ścinało mnie z nóg, myślałam, że zwariuję. Od kiedy zdałam sobie sprawę ze swojej wysokiej wrażliwości, uporządkowałam życie– migreny się skończyły. Ostatnio ból głowy miałam podczas pobytu w szpitalu, na początku roku, ale to był wynik stresu i silnego głodu.

POMYSŁ NA RATUNEK. Zmiana stylu życia

„Niektórym wydaje się, że wysoka wrażliwość to choroba, schorzenie, zaburzenie, ubytek. Coś, czego trzeba się wstydzić, co trzeba ukrywać (…). Patrzymy na siebie, porównując się do innych, do osób, które emocjonalnie mogą się bardziej obciążyć, którym dobrze pracuje się pod presją (…). Porównujemy się do innych i zastanawiamy dlaczego nie możemy być tacy, jak oni. (…) wrażliwość to nie jest osobny byt, to integralna część osobowości, którą warto w końcu dopuścić do głosu. Zwrócenie się ku samej sobie jest momentem przełomowym”.

Monika: Nie robiłam gwałtownych ruchów, nie odcięłam się od znajomych. Siłę dała mi samoświadomość. Potrafiłam rozpoznać swoje emocje. Wiedziałam, że jakaś sytuacja jest dla mnie stresująca, bo mam taką a nie inną wrażliwość. To już sprawiało, że czułam się lepiej. Zmiany przyszły później i działy się powoli, naturalnie. Zaczęłam sobie stawiać w granice w pracy– wcześniej wstawałam o piątej rano, żeby nadrabiać zaległości zawodowe, potem organizm nie dał rady, posłuchałam go.

Magda: Nie mówmy proszę o radykalnych cięciach, dobrze? To może osoby wysoko wrażliwe przestraszyć. Ludzie na początek powiedzą: „Ale ja tak nie umiem, jak mam mojemu zaburzonemu, toksycznemu ojcu powiedzieć, żeby mi do chaty nie wchodził 10 razy na tydzień i nie wyciągał dzieciaka ze szkoły o 13.00 zamiast o 14.00, mnie to stresuję, cała się trzęsę”. Niskowrażliwa osoba to przyjmuje, nie analizuje tego. Skupia się na faktach: to masz zrobić, taki z tego będzie efekt. Z wrażliwcami rozmawia się inaczej, to język emocji. Ważne są pytania:„Co czujesz?”, „Co myślisz?”, „Przemyśl to, poczuj, niech to przypłynie” Nie możemy mówić o konkretach, podawać gotowych recept, dla wrażliwca to zabójstwo. Nie ma przestrzeni, żeby się otworzyć.

Weźmy mój przykład. Mogłam radykalnie uciąć pewne rzeczy, na przykład rozwieść się od razu, zmienić miejsce zamieszkania, odrzucić relacje koleżeńskie, które mnie ściągały w dół, powodowały, że się czułam wykończona, wyeksploatowana i wiecznie tylko coś robiłam dla tych ludzi, a oni dla mnie nie. Ale na początku próbowałam rozmawiać, tłumaczyć.

Miałam dwie trudne sytuacje z koleżankami. To był jeden, drugi, trzeci telefon, rozmowy, próba naprawy relacji, pokazania swojej perspektywy. Dopiero później przychodzi moment, w którym już ci się nie chce komuś tłumaczyć i oczekujesz, że ty też będziesz zrozumiana i zauważona. Zmianą było więc to, że w pewnym momencie powiedziałam: „wiesz co, dziękuję ci bardzo, naprawdę się staram, rozumiem twoje zdanie, ale moje jest inne”.

Bałam się też tego, że jeśli odetnę coś, do czego jestem przywiązana, zostanę sama. To nieprawda, nie zostajemy same, pojawiają się inni ludzie, inna energia, bo my jesteśmy inne.

Ale na początku to jest trudne. Wysoko Wrażliwcy wyczuwają inne osoby. Rezonują z nimi. Boją się kogoś urazić, skrzywdzić. Ale w końcu wybierasz: albo cierpisz ty albo inni. Teraz już badam, zadaję sobie kilka pytań kontrolnych: „czy to jest moje?”, „czy ta osoba, ta relacja mi służy?”. Jeżeli mi służy, to ja w tym zostaje. Jeżeli nie, odcinam. Nauczyłam się to robić.

Praca. W zgodzie ze sobą

„Wrażliwcy, którzy postanowili żyć w zgodzie ze sobą, wykazują się walecznością na wielu płaszczyznach. Bo trzeba być odważnym, by pozwalać sobie na płacz po ciężkim dniu, choć inni mówią, że to nienormalne. Trzeba być bardzo dzielnym, by rezygnować ze spotkań rodzinnych, po których boli głowa, albo z kariery w korporacji, chociaż wszyscy uważają, że to symbol życiowego sukcesu”.

Monika: Nie byłam dobrym liderem w zespole, ponieważ jestem tak współczująca i tak bardziej dbam o interes osobisty osoby, z którą pracuj niż interes pracodawcy, że odeszłam z etatu w 2019 roku, czyli już trzy lata temu. Od tej pory nie mam żadnych pokus, żeby wrócić na etat. Wiem, że moje wszystkie zmiany agencji były spowodowane tym, że czułam się niezrozumiana i moje intencje były odbierane negatywnie, a były jak najbardziej dobre.

Magda: My nie patrzymy na biznes w kontekście przychodów tylko relacji. Realizowałam plany sprzedażowe, ale zawsze najważniejszy był człowiek. Gdy ktoś czegoś nie zrobił na czas, nie wykonał planu, robiłam to za niego. A potem ci ludzie nawet na mnie nie patrzyli. Dwie moje pracownice powiedziały mi wprost: „Muszę myśleć o sobie to jest moja sprawa, moje życie”. Zostałam ze wszystkim sama. Miałam kiedyś szefową, która mi mówiła: „life is brutal, Magda, ty się zastanów, czy to ci się opłaca”. Tyle, że my, wysoko wrażliwe, nie jesteśmy w trybie „czy to ci się opłaca?”.

„To nie jest normalne, żeby się stresować” tak zatytułowałyście jeden z rozdziałów.

Monika: Podczas swojego rozwodu mogłam wybrać tylko dwie drogi. Pierwsza to była walka o sprawiedliwość i pieniądze. Druga– spokój psychiczny i zadbanie o córkę. Wybrałam tę, która mi się nie opłacała finansowo, ale z perspektywy czasu była najlepszym wyborem. Często stawiam w życiu na spokój, nie żałuję.

Magda: Też wybieram spokój. Pamiętam, że po rozwodzie zostałam właściwie bez żadnych wartościowych rzeczy. Wszystko zostało w starym domu, nie miałam nic. Mama przyszła do mojego nowego mieszkania i przyniosła mi drewniane łyżki do gotowania.

Ale spokój był dla mnie najważniejszy. To ma swoje ogromne plusy, ale też często nas gubi, bo też łatwo zapominamy. Nawet jeżeli było mi z kimś źle, dzisiaj szczerze i z wdzięcznością mówię: „niech wam się dobrze wiedzie”. Nie chcę złych emocji. To, z czym my wychodzimy i idziemy do świata, to też nas zasila. Worek energetyczny Wysoko Wrażliwych jest bardzo ograniczony, dlatego musimy tej energii wydatkować, jak najmniej. Życie to nie tylko praca, to jest też partner, dzieci, koty, psy, i my same. Jak będziemy się eksploatować, na coś ważnego nie znajdziemy mocy. Dlatego tak ważna jest umiejętność wyboru, nawet w drobiazgach. Na przykład, jeśli wczoraj pracowałam do 21.30, dziś już tego nie robię.

Ale są rzeczy, które mnie zasilają. Moja grupa na Facebooku dla wrażliwców, rozmowy z nimi.

Moje „nie”. Lekcje odwagi.

„Kontakt z ciałem to nic innego, jak reagowanie na wszystko to, co stoi w opozycji do komfortu i zdrowia, a zatem na: lęki i ataki paniki, utratę ciąży lub głosu, histeryczne reakcje, ogromne migreny, załamania nerwowe i ataki wściekłości”.

Monika: Choćby wczoraj powiedziałam sobie „nie”. Miałam pracować, mój partner wyjechał, córka była u taty. „Dobrze, ze jest weekend, nadrobię zaległości” pomyślałam. O 15.00 wróciłam ze spotkania i… położyłam się do łóżka. Po prostu się rozchorowałam. Na początku byłam zła, miałam takie ambitne plany, ale myślę: „Dobra, to jak dziś sobie odpuściłam, to jutro wstanę o świcie, jak nowo narodzona”. I co? Jest południa i wstałam dopiero na wywiad. Ale dużo mnie kosztuje, że leżę sobie w niedziele w pościeli i jestem chora. Mam zapisany cały notatnik rzeczy do zrobienia. Uwierzcie mi, mam ochotę odpalić kompa i zrobić cokolwiek, żeby poczuć się lepiej.

Magda: Łącze pracę na etacie w biznesie z pracą dla wrażliwców, plus mam do ogarnięcia dom i tysiąc innych rzeczy. Nie jestem w stanie zrobić wszystkiego. W naszej książce padają słowa: „wszystko nie jest dla wrażliwców i wszyscy nie są dla wrażliwości”. Teraz, jak dzwoni moja mama, czy mój tata i coś ode mnie chcą, potrafię powiedzieć: „Muszę kończyć”. Nauczyłam się słuchać sygnałów z ciała, ono mówi mi, kiedy moje granice zostają przekroczone. Na początku, jak się ludzie obrażali o to, dziwnie się z tym czułam, dzisiaj myślę, że nic im się nie stanie. Nie mam intencji czynienia zła. I wiem, że jeżeli więcej zrobię dla siebie, czyli odpocznę, wyciszę się, to potem z nawiązką im to oddam. Najpierw jestem dla siebie, potem dla świata.

Odłączenie. Odpuścić wymagania.

„W drodze po ciszę możesz korzystać z wielu narzędzi”.

Czy udaje się wam teraz medytować?

Monika: Tak na macie? W ciszy? Z jednej strony chciałabym. Widzę, że to wielu osobom pomaga. Ale potem się stopuje. Dlaczego to ma być kolejna presja, którą na siebie nakładam? Moja mama codziennie chodzi kilometry, mam chyba po niej to, że właśnie uspokajają mnie spacery. Wychodzę z domu, idę i wszystko mi się w głowie układa, wracam do domu, jestem przewietrzona i nie potrzebuję siedzieć z zamkniętymi oczami na macie i myśleć o tym, żeby o niczym nie myśleć.

Magda: Medytacją nazywam „osadzanie się w sobie”. Dla mnie medytacja to jest też umiejętność bycia ze sobą. Podczas czesania psa, czy zmywania naczyń. Mój sposób chyba działa, bo nie mam już ruminacji w głowie, nie czuję się, jak chomik w kołowrotku. Odkąd nauczyłam się ze sobą być w ciszy, odsunęłam ludzi, którzy na mnie źle wpływali, przestało mi ciagle jeździć w głowie, umiem się wyłączyć. A dla wrażliwca to jest ogromne wyzwanie, bo nasz układ nerwowy jest nadreaktywny, ciągle, nieustannie analizujemy.

Media społecznościowe. Hałas w głowie

„Osoba wysoko wrażliwa często potrzebuje ciszy, odcięcia się od wszelkich bodźców, bycia tylko ze sobą po to, żeby zebrać myśli, by nabrać dystansu, zastanowić się nad następnym krokiem. Tymczasem w sieci wrze. Media społecznościowe są męczącego dla każdego, jednak dla WWO szczególnie”.

Monika: Pracuję w mediach społecznościowych, więc muszę tam być, ale staram się dbać o higienę. Nie mam Facebooka w telefonie, na komputerze mam wyłączoną tablicę, mam wyłączone wszystkie powiadomienia, niektóre osoby na Instagramie mam wyciszone. Nawet te, które lubię, które mnie interesują, natomiast ich tempo życia sprawia, że zaczynam się porównywać i zastanawiam się, dlaczego jestem taka leniwa.

Magda: Współczuję tym wszystkim osobom, które pracują w social mediach, bo presja jest przeogromna. Dla mnie, w moim wrażliwcowym życiu, najważniejsza jest prywatność. Nikt się nigdy nie dowie jakiego mam faceta, z kim sypiam, czy lub ile mam dzieci. To był dla mnie punkt wyjścia. Social media traktuję biznesowo, nie szukam tam przyjaciół. W weekend się wyłączam, tak jak Monika „wyciszyłam” też niektórych ludzi. Moją wrażliwość traktuję jako przywilej, coś co mogę komuś dać. Nie obciąża mnie to bardzo, ale też nie rzucam wszystkiego, żeby odpisać na wiadomość. Jeśli mogę dzisiaj, to zrobię to dzisiaj, jeśli nie to jutro. Nie odpisuję w weekendy i to jest ta nauka siebie i swoich możliwości. Wiem, że jeżeli w weekend się zajadę, to w poniedziałek nikomu nie pomogę.

Monika: Proszę, zaznacz, że my tak sobie mówimy, jak dobrze żyć, ale żeby coś zmienić, często musimy dotknąć dna. Niby wszyscy znamy teorię o higienie pracy, ale dopóki migrena nie przykuje nas na tydzień do łóżka, to działamy, jak maszyny. Ja przeszłam transformację w listopadzie, kiedy zachorowałam na covid. Wtedy poprosiłam mojego przyjaciela, żeby pomógł mi znaleźć nową drogę, bo szybkość współczesnych mediów społecznościowych, mimo że to jest moje narzędzie pracy, sprawia, że wpadam w czarną otchłań. Czułam wielką presję, że nie nadążam, że nie nagrywam fascynujących stories, nie wyjeżdżam na Zanzibar, mam nudne życie, remont w domu i nie mogę zrobić sobie zdjęcia na tle super kafelków, bo ich po prostu nie mam. My w mediach społecznościowych obserwujemy osoby, które nas inspirują, mają ciekawe życie. I nagle patrzymy, wszyscy wyjeżdżają– Bali, Zanzibar, Meksyk, a tutaj Monika Pryśko siedzi w Gdańsku

Magda: … i je szczawiową!

Jak mówić o tym innym, o swoich potrzebach i dlaczego to takie trudne?

Monika: Mówię już wprost i to nie jest trudne. Trudno było zrobić to za pierwszym i za drugim. Czasem śmieję się, że rodzice przyjeżdżają robić mi test białej rękawiczki. Tata, na przykład, kiedyś punktował wszystkie błędy Pawła, mojego partnera. Chodziło o to, czego nie zdążył zrobić w mieszkaniu, co on by już dawno zrobił. Postawiłam granice. Teraz tata przyjeżdża i wszystko mu się nagle podoba. Oczywiście, potem mojej mamie przez godzinę opowiada, co zaniedbaliśmy i czego nie zrobiliśmy, ale mi już tego nie mówi i jestem za to wdzięczna.
Jeśli chodzi o szczerość wobec Pawła, na początku czułam strach, czy mnie nie wyśmieje, nie wykorzysta mojej słabości przeciwko mnie. Skąd miałam wiedzieć, jak się zachowa? Miałam już takie doświadczenie, że ufałam człowiekowi, dałabym sobie za niego rękę uciąć, a potem okazywało się, że zostałabym bez ręki. Ale z Pawłem było inaczej, stałam się więc otwarta.

Magda: Mój tata jest wyso kowrażliwy, nigdy tego nie podważał, nie komentował. Natomiast moja mama cały czas ze mną walczyła. Z niewiedzy i ze strachu. Po prostu nie wiedziała, jak się zachować. I nasi bliscy często tak reagują. Biorą coś do siebie. Kiedy byłam bardzo zmęczona i moja mama dzwoniła, tłumaczyłam: „Nie mam siły teraz rozmawiać”, ona wzbudzała we mnie poczucie winy: „Co ty nie chcesz ze mną rozmawiać?”, odpowiadałam: „To w ogóle nie chodzi o ciebie, po prostu potrzebuję spokoju”. Mama zaczęła się mnie uczyć, też czytać książki.

Trudno nam mówić o swojej wrażliwości, bo od dziecka jesteśmy etykietowane. Ciągle się nas ocenia i zawstydza. „A co ty płaczesz!”, „Co histeryzujesz!”, „No już bez przesady, on nic takiego nie powiedział”. Nienawidzę, kiedy ktoś na mnie podnosi głos. Dzisiaj potrafię powiedzieć: „nie życzę sobie, żebyś na mnie krzyczała” i potrafię powiedzieć to mojej mamie.

Tak samo mam w pracy i z relacjami koleżeńskimi, że jeżeli ktoś na mnie podnosi głos albo jest dla mnie niemiły, odcinam to, nie mam już nawet skrupułów. To jest zawłaszczanie mnie, nic z tego dobrego nie będę miała. Były dwa momenty, kiedy powiedziałam to głośno. Pierwszy, podczas spięcia z moim byłym szefem. W pewnym momencie rzuciłam: „Jestem wysoko wrażliwa”, a on do mnie: „ja też”. To było takie zmierzenie się z tym, poczułam się wolna. Drugi momentem było, kiedy powiedziałam koleżance. Odpowiedziała: „Fajnie, że to powiedziałaś, to taki coming out”. Obruszyłam się. Dla mnie to już było naturalne, przestałam się siebie wstydzić, nie czułam, że to coming out, tylko właśnie zaznaczenie granic.

Jest taka presja, żeby o tym nie mówić, że ludzie będą nas mieli za niepoważne.

Magda: Nie przypominam, żeby mnie ktoś traktował niepoważnie. Wysoko Wrażliwych cechuje profesjonalizm, lojalność, odpowiedzialność, jesteśmy zaangażowane. Biznes jednak nigdy nas nie zaakceptuje, dlatego, że nie potrafimy się rozpychać łokciami. Dla nas robienie kariery za wszelką cenę, to zabójstwo. Nigdy tego nie potrafiłam, mimo że uważam, że byłabym świetnym dyrektorem zarządzającym albo panią prezes. Też tego nie potrzebowałam i to nie są moje wartości.

A to że ktoś tego nie pojmuje? Nie walcz z tym, walcz o siebie i nie oczekuj, że twój partner, twoja żona zrozumie twoją wrażliwość. Oni nie są tobą i nie mają twojego mózgu. Nie są w stanie zrozumieć, że denerwuje cię głośny dźwięk lub intensywny zapach, że kot cię podrapał i to cię będzie bolało przez tydzień. Ty tak reagujesz. Tyle. Możesz to tylko po prostu powiedzieć i poprosić, żeby ta osoba chociaż się temu przyjrzała.

Cytaty pochodzą z książki „Wrażliwiec to ja. Jak sobie radzić będąc wysoko wrażliwą osobą”.
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zajrzyjcie na bloga Moniki – tekstualna
Oraz na grupę na Facebooku Magdy i jej kanał na youtubie
….