Nadchodzą coraz krótsze dni, zimne i ponure. Po codziennej rutynie szukamy czegoś, co nas rozluźni i „wycziluje”. Najczęściej to alkohol, czasem inne używki. O tym, co kobiety w nałogach i dlaczego to robią, rozmawiam z terapeutą od uzależnień Beatą Aszyk, która prowadzi terapie o uzależnieniach dla Inkubatora Twojego Sukcesu.
Beata dlaczego kobiety się uzależniają? Dlaczego wchodzą w nałogi?
Nie mamy do końca pewności, czemu niektóre osoby się uzależniają, a inne nie. Kobiety sięgają po np. alkohol, narkotyki, leki z wielu powodów. Bardzo często szukają w nich ulgi, nagrody, środka na ból wewnętrzny, na sen. Wiele kobiet żyje pod presją własnych przekonań, biorą na siebie dużo obowiązków, czują się niedoceniane, zmęczone, sfrustrowane, mają poczucie bezradności, czy tkwienia w pułapce, życia bez satysfakcji i poczucia, że to się zmienić nie da… A alkohol choć na chwilę znieczula, podobnie, jak tabletka…
Mózg zapisuje sposób na szybkie i skuteczne poprawienie stanu choć na chwilę, a stąd już niestety łatwa droga do uzależnienia. Mamy też bardzo dużą grupę kobiet, tzw. wysokofunkcjonujących, które żyją na wysokich obrotach, w dużym stresie. Po ciężkim dniu potrzebują czegoś, co je wyciszy, pozwoli zasnąć, zresetować się, by następnego dnia znów zacząć dzień w pełnej gotowości.
Kobiety, których partner pije, czasami piją razem z nim, wierząc, że wtedy on nie wyjdzie z domu. To daje im iluzję kontroli nad sytuacją, ale niestety odkrywają też siłę nałogowego regulowania uczuć, czują szybko i skutecznie ulgę, bo tak działa alkohol.
Kiedy możemy mówić o uzależnieniu?
Kryteria diagnozowania uzależnienia są bardzo jasne i konkretne. Mamy z nim do czynienia wedy, gdy nie mamy kontroli nad ilością i częstotliwością spożywania alkoholu, a w wyniku picia ponosimy bolesne konsekwencje. I mimo to znów sięgamy po alkohol, ponieważ np. doświadczamy przymusu picia. Pojawia się coraz większa koncentracja na źródle uzależnienia, coraz mniej aktywności życiowej jest skierowane w inne dziedziny życia.
Jest coraz większa grupa osób: kobiet i mężczyzn, którzy sięgają po alkohol w ukryciu, tak, by nikt nie widział. I tu konsekwencje bardzo długo są widoczne dla uzależnionego, to on o poranku myśli: znów przesadziłem, nie tak miało być…
Konsekwencje uzależnienia mogą też widzieć inni – wypadek po użyciu substancji, odebranie dziecka, utrata pracy, choroby somatyczne np. choroby trzustki, wątroby, polineuropatia.
Czy taka cowieczirna lampka wina to już jest uzależnienie?
Może być. Wszystko zależy od tego, co by się stało, gdyby jej nie było. Jeśli ktoś jej pozbawiony jest wściekły, napięty, nie może się jej doczekać, warto się temu uważniej przyjżeć, po co ona jest, co daje.
Od czego się najczęściej uzależniają kobiety? Od alkoholu, od narkotyków?
Często to jest alkohol. Bo jest łatwo dostępny i społecznie akceptowany. Kobiety często uzależniają się od środków uspakajających i przeciwbólowych. Coraz częściej od mediów społecznościowych, zakupów, nikotyny.
Znam kobiety, które w swojej pracy muszą wykazać się kreatywnością, skutecznością i bardzo często po szufladach, torebkach w pracy trzymają narkotyki.
Takie kobiety mają przekonanie, że muszą sobie poradzić, bo są multizadaniowe, bardzo ambitne. Często, bo chcą udowodnić mężczyznom, że też mogą zwyciężać. Jednak, nawet osoba, która świetnie sobie radzi w dużym stresie, ma ograniczone możliwości energetyczne. Jej układ nerwowy też potrzebuje wyciszenia i regeneracji. Jeśli się nadmiernie ekspluatują, czasami potrzebują „turbodopalania”, takiej dodatkowej energii. To taka cała działka używania „energetyków” i to różnych. I takich, które pojawiają się w sklepach, ale i też tych nielegalnych. Bo… musimy sprostać zadaniom. Kto, jak nie my? 🙂
„Biała kreska” jest też popularn, np. na seks. Po to, aby się rozluźnić, poczuć więcej. Kobiety w stresie coraz mniejszy mają kontakt ze swoim ciałem, a seks często jest jak odreagowanie stresu. Zgadzasz się ze mną?
Kokaina jest droga, mało kobiet ją bierze – oczywiście mówimy o średniej krajowej. Na pewno powoduje efekt „wow”. Koszmarny środek, jaki się pojawił to syntetyczny mefedron. Niestety zwiększa te doznania i bodźce, ale bardzo szybko uzależnia. Marihuana powoduje, że po zapaleniu odczuwamy wszystko, co się wokół nas dzieje, bardzo intensywnie, mózg nie odsiewa bodźców istotnych bardziej i mniej. Prawda jest taka, że coraz częściej mamy problemy z życiem seksualnym, m.in.: z powodu wielu przekonań jak tego typu: „tego nie mogę, tego nie powinnam, to może być źle zinterpretowane, a co on powie i pomyśli?”.
Bo partner nie rozumie, bo nie ma prawdziwej bliskości, nie znamy swoich potrzeb, bo jesteśmy po prostu zmęczeni. A czego chcą faceci? Chcą fajnego seksu i chętnej, wyluzowanej kobiety. Tego samego chcemy i my, mniej lub bardziej świadomie. Aktywniejszego i bardziej kolorowego życia seksualnego. I jeśli po narkotyku jest fajniej, to może tak się stać, że wchodzimy w to.
Kiedy powinnyśmy się udać po pomoc? Kiedy powinna zapalić się nam ta czerwona lampka, aby pójść na odwyk? Lub kiedy nasi bliscy powinni zareagować? Kiedy jest ten breaking point?
Utrata kontroli i ponoszenie bolesnych konsekwencji. I teraz tak: dla rodziny te bolesne konsekwencje będą w innym miejscu, a dla uzależnionego w innym. Rodzina widzi wcześniej i mówi: „to jest nie ok, to mnie zabolało, to niszczy nam życie, tak dalej być nie może.” Uzależnieni mówią, że to ich nie dotyczy i że rodzina jest przewrażliwiona, bo przecież i w rodzinie się piło, i sąsiad pije, i koledzy czy koleżanki. Przełom jest wtedy, kiedy uzależniony też poczuje, że ma dość i widzi, że coraz gorzej się czuje, że jego uzależnienie zaczyna mu przeszkadzać.
Dlatego, kiedy uzależniony trafi na detoksykację, straci prawo jazdy, straci pracę, partnera, dziecko, to jest bardzo dobry moment, by zaczął leczenie. Bo to jest strata, która dotknęła tego człowieka na tyle, że można z tego zbudować motywację do zmiany czegoś w jego życiu. Dać nowy początek. To idealny moment, kiedy sięga się dna, zaboli. Bo kiedy nadal chronimy i ratujemy uzależnionego, to on nie cierpi na tyle, by cokolwiek zmieniać, skoro nie jest jeszcze tak źle…
No właśnie, przecież najboleśniej dotknięci są nasi partnerzy, rodzina, dzieci. Kiedy widzą, że coś jest z nami nie tak, a my mówimy, że są przewrażliwieni i generalnie jest w porządku, że się czepiają.
Osoby uzależnione są chore. Awantura ich nie uleczy. Rozmawiając z nimi na trzeźwo, warto powiedzieć, czemu są ważni, co w nich cenimy, że wierzymy w nich, mogą wtedy poczuć „dobry klimat” do dalszej rozmowy. I wówczas możemy pociągnąć ten wątek, że są dla nas najważniejsi, ale to, co zrobili było dla nas i innych niedobre i przykre. Kiedy powiemy o swoich uczuciach i postawimy granice, że ich zachowanie nas rani i więcej się na to nie zgodzimy, powiemy wprost, jakie zachowania są dla nas nieakceptowalne – wtedy jest szansa na zmianę.
Każdy normalny człowiek lubi mieć kontrolę i dokonywać wyborów w różnych ważnych dla siebie tematach. My im, uzależnionym, mówimy, co jest w nich dobre, co jest w nich ważne i dlaczego chcemy o nich walczyć, ale jednocześnie mówimy, na co nie dajemy zgody.
Rozmawiając o wpływie uzależnienia jednej osoby na cały system, dobrze jest mieć przygotowane informacje, gdzie osoba chora może szukać leczenia. Bo wielokrotnie może być tak, że oni mieli już w głowie myśl, że potrzebują pomocy, ale nie wiedzą, gdzie pójść i zadzwonić, wstydzą się napiętnowania. Teraz sięgnięcie po pomoc i to taką nieodpłatną – a przecież większość ludzi uzależnionych nie ma pieniędzy na leczenie i to długoterminowe – jest dla nich wyzwaniem. Dlatego fajnie jest mieć taką wersję w ręce i powiedzieć, że jest taki ośrodek, jest taki lekarz czy terapeuta i dać uzależnionemu wybór.
Trzeba też mieć na względzie, że osoba uzależniona może powiedzieć, że poradzi sobie sama, bo może być przekonana, że wie, jak to zrobić. Warto wtedy powiedzieć, ok, ale jeśli jednak to ci nie wyjdzie, umawiamy się, że zgłosisz się do profesjonalisty. Mimo wszystko mają wybór: czy same, czy z pomocą terapeuty? Natomiast z czystym sumieniem mogą sobie powiedzieć „próbowałem, ale mi nie wyszło, daj mi te swoje sposoby”. To oznacza wybór. Ludzkie i z szacunkiem podejście do problemu, a nie bycie marionetką, sterowaną przez innych bez prawa głosu i wyboru, decyzji o swoim życiu. A tak mogą sami zadecydować, która opcja jest dla nich najlepsza. Mają wtedy poczucie wartości: jestem człowiekiem i sam decyduję o swoim zdrowiu. To pomaga w terapii. Robią to dla siebie, a nie poświęcają się dla rodziny. Traktują to jako inwestycję w siebie.
Dodam, że ludzie którzy przychodzili z nakazu sądowego do szpitala, najczęściej przez dwa tygodnie „międlili to”, że ktoś ich zmusił do terapii i to w takiej formie, że ich nie zrozumiał. A tak daje sobie czas i przyzwolenie na skorzystanie z różnych opcji. I powie terapeutce, że jest gotowy spróbować, a to oznacza już dziesięć kroków do przodu.
Powiedz, czy musi być sytuacja ekstremalna aby cokolwiek się zmieniło?
Nie. Bardzo często jest tak, że ludzie do mnie przychodzą i mówią „nie podoba mi się to, źle mi jest z tym”. Każdy człowiek ma swoje „dno”, swoją ścianę do której dochodzi i czuje, że coś mu się nie podoba i nie chce już tak dłużej żyć. Na szczęście większość ludzi nie musi dochodzić do miejsca, w którym już nic więcej nie ma. Pamiętajmy, że uzależnienie to choroba postępująca. I wcześniej czy później wejdzie się na kolejny etap uzależnienia, a wtedy organizm się bardziej popsuje, układ nerwowy także, nie mówiąc już o relacjach społecznych itd. Nie musi tak być i nie musi do tego dojść. Dlatego my pracujemy nad tym, aby ludzie mogli się jak najszybciej zgłosić do terapii, aby nie musieli cierpieć i trafiać na taki etap w życiu, kiedy pewne rzeczy i fakty są już nie do odkręcenia.
Uzależnienie kobiet od alkoholu. 8 szkodliwych mitów, w które nie można wierzyć
Co stanowi o tym, że można zaufać terapeucie? Powierzyć mu z zaufaniem swoje demony i piekła w głowie i ciele? Bo każdy się boi, że jak pójdzie, to zostanie oceniony, zbesztany, poniżony, ukarany. Będzie porównany do wszystkich najgorszych.
Sama doskonale wiem, jak trudne jest to zadanie, aby otworzyć się przed terapeutą. Kiedy spotykam się z pacjentem, to mówię o tym, żeby pamiętał, że spotyka się człowiek z człowiekiem. Mamy wspólny cel. Ty chcesz czegoś, a ja chcę ci pomóc. Najprawdziwsza prawda jest taka, że trzeba dobrze się poczuć ze swoim terapeutą, bo jeśli nie poczujemy tego „flow”, to niewiele możemy zyskać. Czasem warto poszukać kogoś innego, rozmawiać o tym, co nam przeszkadza, bo to może być bardzo rozwojowe. Niektórzy potrzebują mamuśki, inni zamordysty, jeszcze inni przyjaciela. I to jest w porządku. Każdy z nas jest inny i czego innego potrzebuje i co innego daje. Tak jest z uzależnionymi i też tak jest z terapeutami. Więc najważniejsze jest to, aby była empatia, zrozumienie, a przede wszystkim szacunek. Ja na przykład lubię swoją pracę i pacjenci mówią mi, że to czują. Wiem, że ludzie mogą zdrowieć, że są wartościowi i to oni czują. Ale przychodzą też pacjenci, którzy po pierwszym spotkaniu mówią mi, że potrzebują kogoś bardziej radykalnego i wymagającego. I to też jest ok.
Każdy z nas jest inny i potrzebuje czegoś innego dla siebie. Na pewno potrzebujemy szacunku i na pewno potrzebujemy aby ktoś nas słuchał, był uważny na nasze problemy. Moje doświadczenie jest takie, aby się pytać pacjenta czego potrzebuje i jak się z tym wzajemnym kontaktem czuje?
My, jako specjaliści: psychoterapeuci, psychologowie, terapeuci od uzależnień to niby ta sama grupa zawodowa, ale zajmujemy się zupełnie innymi rzeczami. Uzależnienie jest taką działką, gdzie się pracuje trochę inaczej. I nawet doskonały psychoterapeuta może nie wiedzieć o różnych „mykach” w leczeniu. Może pomóc rewelacyjnie z psychoterapią, natomiast te drobne – aczkolwiek istotne – myki w leczeniu uzależniania mogą mu umknąć. Można współpracować, można prowadzić dwie terapie jednocześnie.
Ja często współpracuję z psychiatrami, a także proponuję moim pacjentom zaufanych lekarzy lub psychologów, np. na testy. Bo nie ma jak współpraca, kompatybilność działań, doświadczeń i wiedzy. Wszyscy mamy coś. Każdy z nas ma kawałek pomocy do zaoferowania. Dla osób uzależnionych bardzo dużo pomocy jest w farmakoterapii, dużo można pomóc wiedzą psychologiczną, współpracą ze środowiskiem sportowym. Kiedy się uzależniony przestawi na inny i zdrowszy tryb życia, to dotrze do niego, jak nie niszczyć go sobie nałogiem i że życie ma fajniejszy „haj”, ale w trzeźwości.
Jak wygląda taka terapia? Ludzie boją się wbijania w poczucie winy i obniżania własnej wartości, bo już i tak czują się na totalnym własnym dnie emocjonalnym.
Osoby uzależnione są chore i to trzeba sobie uświadomić. To poważna choroba, a nie ich złośliwość czy rozrywka. Cierpią, bo mają poczucie, że są nikim i nie rozumieją że ktoś może chcieć być z nimi. Czują się nikim. Często doświadczają moralniaka, poczucia winy, ponoszą konsekwencje swoich działań i zachowań.
No to jak mają się czuć ? I to, co jest w terapii najważniejsze, to właśnie zobaczyć, co mają pod spodem. Dlaczego i z czym sobie nie radzą? Z kontaktami z ludźmi, z historią rodzinną, z emocjami, z partnerami, z pracą i obowiązkami? I spróbować im pomóc inaczej. Bo alkohol pomaga szybko i skutecznie, ale właśnie na skróty. I to nie jest tylko na poziomie naszego rozmawiania i zrozumienia, a ewidentnie na poziomie naszego mózgu. Nasz mózg potrzebuje nagrody. I taką jest alkohol, narkotyki, zakupoholizm itd. Dostaje nagrodę, dostaje spokój i ulgę, rozluźnienie i odpuszczenie, przyjemność, np.: po zażyciu alkoholu etylowego. A jak dostaje i to działa, to czemu ma z tego nie korzystać?
To jest taka rzecz, którą mózg robi przeciwko nam. Daje nam najszybszą i najbardziej efektywną formę działania, pozwala zapomnieć o dylematach codziennych, poczuciu winy. To jak komputer, jak twardy dysk. Potrzebujesz – dostajesz. Jest bodziec i interakcja. A dylematy ludzkie zostają między ludźmi. Więc to, co jest najważniejsze w terapii, to człowiek i zobaczenie, co mu ten nałóg daje, dlaczego i do czego jest to mu potrzebne? Jeśli mu to zabierzemy, to czym innym sobie to zapełni? Czyli co by go cieszyło tak, aby miał frajdę z życia. Co innego niż picie.
Większość ludzi, którym pomagamy i którzy trzeźwieją i czują, że życie zaczyna być fajne, że związek i praca cieszą, czują, że tak chcą, nie chcą zniszczyć dobrego życia powrotem do czynnego uzależnienia. Realizują się na przykład w sporcie lub rybki sobie łowią. Zaczynają świadomie kierować swoim życiem.
Jak sobie zdadzą sprawę, że jak wypiją lub coś innego sobie wezmą na „zapomnienie” i potem będzie ich boleć główka, będą mieć inne dolegliwości, rodzina się będzie czepiać lub będzie zawiedziona znowu, to pomyślą sobie: „a po co mi to?”. Mają wtedy wybór: mogłem się napić ale nie zrobiłem tego. Już nie podświadomie, ale świadomie wybierają życie w trzeźwości. W tym kierunku idzie terapia. Oni dokonują już takich wyborów „wiem, że by mi to szybko i miło podziałało, ale nie chcę już wracać do tego stanu nietrzeźwości i ponosić konsekwencje. Mnie to już nie odpowiada”.