Czy obrączka na palcu i przysięga złożona przed urzędnikiem lub Bogiem jest gwarancją szczęśliwego życia? Nikt przy zdrowych zmysłach nie postawiłby takiej tezy. Ludzie się zmieniają, uczucie może wygasnąć, w nasz związek może „wkraść się” ktoś trzeci. Ale czy to prawda, że ci, którzy decydują się na małżeństwo są, jak się zwykło powszechnie uważać, bardziej szczęśliwi niż ci, którzy żyją w konkubinacie? Wygląda na to, że wcale nie.
Co na to nauka
Nasze poczucie satysfakcji życiowej zależy od kilku czynników. Najważniejszymi z nich są życie rodzinne/uczuciowe zgodne z naszymi oczekiwaniami (i jeśli szczęście daje nam samotność, to w rodzinie raczej go nie odnajdziemy), zdrowie, możliwość rozwoju/samorealizacji. Naukowcy przeprowadzili trwające wiele lat badania, żeby odpowiedzieć na pytanie, jaki wpływ ma małżeństwo na nasze zdrowie. I okazuje się, że… niewielki. Ani panowie, ani panie, niezależnie od tego, ile czasu pozostawali w związku małżeńskim nie są w lepszej kondycji zdrowotnej niż ci, którzy nie zdecydowali się na zalegalizowanie związku. Mówiąc wprost, małżeństwo w żaden sposób nie wpływa na nasz stan zdrowia.
Jeśli chodzi o dwa pozostałe czynniki, wyniki przedstawiają się podobnie, z lekką niekorzyścią na rzecz zamężnych kobiet, jeśli chodzi o ich poczucie samorealizacji. Okazuje się, że mężatki wciąż częściej niż panie stanu wolnego, mają tendencje do rezygnowania z realizacji celów i marzeń dotyczących życia zawodowego lub samorozwoju. W konkubinacie podział obowiązków wydaje się bardziej sprawiedliwy, umożliwiając obu stronom upragniony rozwój zawodowy i osobisty.
Co na to praktyka
Dlaczego więc właściwie „potrzebujemy” małżeństwa? Pokolenie dzisiejszych trzydziesto, czterdziestolatków rzadziej już przecież wierzy w miłość „do grobowej deski” i nie uważa rozwodu za coś niedopuszczalnego. O ile nasi dziadkowie małżeństwo traktowali, jako gwarancję, że nie będą sami w jesieni życia, my dopuszczamy rozstanie z małżonkiem, a nawet drugi czy trzeci ślub. Pobieramy się ze świadomością, że to może się „nie udać”. Jasne, wierzymy w miłość, ale rozumiemy, że małżeństwo nie jest w stanie nam zagwarantować lojalności partnera. Wystarczy spojrzeć na statystyki dotyczące zdrad wśród małżonków.
Dlaczego więc decydujemy się na legalizację związku? Dlaczego po prostu nie zamieszkać razem i odejść, gdy sytuacja stanie się niewygodna, a partner nie do zniesienia? Po co wychodzić za mąż, a następnie cierpieć spędzając resztę swojego życia z osobą, która (jak się nagle okazuje) nadaje na innych falach? Lub rozwodzić się i toczyć wyniszczające bitwy o mieszkanie, samochód, dzieci, psa…?
Szczęście to kwestia indywidualna
Oczywiście, olbrzymią rolę odgrywają wciąż wpływy kulturowe – będąc razem dłuższy czas, „wypada” spełnić oczekiwania rodziny. Pobieramy się również „dla dobra dzieci”, ponieważ w naszym społeczeństwie uważa się, że powinny się one wychowywać w zalegalizowanym związku. O ile jednak czujemy się zobowiązani do zawarcia małżeństwa z tych właśnie powodów, nie możemy oczekiwać, że da nam ono poczucie spełnienia, osobistego szczęścia. Bo szczęście to kwestia indywidualna, której żaden „papierek” zagwarantować nie może. Chcesz być szczęśliwa – naucz się tego. Dbaj o dobrą komunikację w twoim związku, o to, by twoje potrzeby były przez partnera brane pod uwagę. Akceptuj różnice między wami i ciesz się, gdy odkrywasz jak wiele was łączy.