Szukaj porozumienia, a nie konfliktów. Dostrzeż różnice pomiędzy pokoleniami wychowującymi się w zupełnie różnych warunkach. I uwzględnij to. Zaproponuj możliwie największą dostępność emocjonalną. Taką obecność, że nie tylko jesteś cały czas myślami w pracy i przy targetach, ale jesteś przy swoim dziecku. Potrzebne jest też szczere spojrzenie, jakie to dziecko jest naprawdę i jakie są relacje z nim? Czego oczekuje od swojego rodzica? Po prostu bądź blisko – o niezrozumieniu różnic międzypokoleniowych, nowym rodzaju relacji i borykaniu się z samotnością, z dr hab. n med. Sławomirem Murawcem, psychiatrą i psychoterapeutą, dla Ohme.pl rozmawiała Agnieszka Grün-Kierzkowska.
1 czerwca to idealny moment do rozmowy o dzieciach i ich potrzebach oraz wyzwaniach, jakie stawia przed młodymi ludźmi współczesny świat. Czy coś szczególnego zwraca Pana uwagę jako psychiatry i psychoterapeuty, w postawach współczesnych dzieci?
Ja bym raczej powiedział, może nieco odwrotnie, że to, co zwraca moją uwagę, to jak w odmiennym świecie przychodzi tym dzieciom dorastać i żyć. W związku z tym kształtowane są ich umysły i jednocześnie zasady działania mózgów – przez inny świat niż na przykład ten, który ja pamiętam ze swojego dzieciństwa. Tu bym wspomniał o pewnej jedności strony psychologicznej i biologicznej, czyli umysłu i mózgu. Mam na myśli fakt, że inne warunki życia – inne kanały napływu informacji, na przykład elektroniczne zamiast analogowych, oznaczają inny umysł/mózg. Podobnie myślą wszyscy psychoterapeuci, których ostatnio słuchałem. Zwracają uwagę, że to są zupełnie nowe warunki, w jakich dorastają dzieci i
młodzież. A to powoduje, z punktu widzenia nauki o mózgu, że odmienne niż dawniej warunki życia w jakich kształtuje się mózg oraz sposób przetwarzania informacji, dają określony efekt. W związku z tym można stwierdzić, że wychowuje się inaczej ukształtowane i działające na innych zasadach osoby, niż to było dawniej.
Mamy na co dzień do czynienia z wieloma „plemionami” osób działających na odmiennych zasadach funkcjonowania umysłu i mózgu, które współistnieją ze sobą. To może umykać naszej uwadze, bo formalnie gatunek ludzki się nie zmienił, ale różne pokolenia dorastające w określonych warunkach i poddane innemu treningowi nabywania wiedzy, mają odmiennie ukształtowane zasady funkcjonowania umysłu i mózgu. Mają specyficzne sposoby przetwarzania informacji i kształtowania relacji. Bardzo często, my dorośli, dostrzegając tę sytuację, posługujemy się terminem „konflikt pokoleń”. Albo takimi oskarżeniami, że młodzi ludzie nas nie szanują. Natomiast moim zdaniem to kompletnie nie w tym rzecz.
Czyli można powiedzieć, że to są inne dzieci, inni młodzi ludzie, którzy mają też inne potrzeby ze względu na wyzwania współczesnego świata?
To raczej jest tak, że w związku z tym, co mają zaprogramowane w umysłach/mózgach, sposób, w jaki postrzegają świat jest odmienny. Sam model, taki fundamentalny, przetwarzania informacji i wchodzenia w relacje jest już zmieniony. To jest właśnie wielka trudność ze strony dorosłych, że my się posługujemy schematami, do których jesteśmy przyzwyczajeni, a młodzi ludzie ich już nie znają. Za to mają swoje tory funkcjonowania.
Chciałam zapytać o więzi rodzinne i rolę, jaką w życiu dzieci odgrywają współcześnie bliscy, tacy jak rodzice, dziadkowie, rodzeństwo. Czy coś się w tych relacjach zmieniło?
Zmieniło się wiele. Z takiego, powiedziałbym, ewolucyjnego i biologicznego punktu widzenia, dziecko potrzebuje i rozwija się w oparciu o bliską więź ze stałym, wspierającym dorosłym. Poza różnymi sytuacjami patologicznymi, w większości domów dzieciom to zapewniano. Rodzice bywali różni, ale w każdym razie, byli mniej lub bardziej obecni w życiu dziecka. A teraz, gdy mówimy o tych nowych czasach i nowym wychowywaniu, kształtowaniu się młodych osób, to bardzo często jest niestety tak, że ci rodzice są nieobecni. Oczywiście, co chciałbym podkreślić, zazwyczaj nie z własnej winy.
I wtedy dziecko przenosi punkt zainteresowania na różne urządzenia elektroniczne, na rówieśników i różne zastępcze formy kontaktu, a nie właśnie na tą podstawową formę, do której ewolucyjnie jesteśmy przystosowani. Czyli długą opiekę ze strony dorosłych, wielu dorosłych, zastępują inne formy relacji. To słynne powiedzenie, że aby wychować dziecko, potrzeba całej wsi, zostało zatarte. Nie ma nie tylko wsi, często nie ma także rodziców w życiu dzieci. Ta umowna „wieś” zanikła, potem była rodzina nuklearna, czyli rodzice i dzieci, a teraz i tej rodziny nuklearnej często tak naprawdę nie ma. Znowu podkreślę, najczęściej nie ze świadomej woli czy winy dorosłych. To jest to właśnie współczesne wychowywanie przez różne zastępcze środki, zamiast obecności najbliższych.
Wyzwania współczesnego świata i tempo życia oraz wciąż rosnący apetyt konsumpcyjny sprawiają, że zapracowani rodzice są właśnie nieobecni w życiu dzieci. Dużo pracują, ponieważ muszą w jakiś sposób dojść do takiej sytuacji, żeby móc tym wszystkim wyzwaniom sprostać. Mocno mi utkwiło w pamięci przeczytane u Gabora Maté zdanie, że dzisiejsze dzieci są bardziej, niż kiedykolwiek, narażone na rozłąkę z rodzicami. Chciałam Pana zapytać, jakie są reperkusje tej sytuacji? Co z tego wynika dla dzieci?
Myślę, że słowo „wyzwanie” w stosunku do rodziców, jest jak najbardziej adekwatne. Ponieważ ono opisuje, że ci rodzice żyją w sytuacji, w której wymaga się od nich kulturowo czy społecznie, ekonomicznie, takiego ciągłego zaangażowania w pracy i zdobywania wartości materialnych. Presja sukcesu jest bardzo silna. Nawet jeśli ktoś niekoniecznie temu ulega z własnej potrzeby, to firmy skutecznie angażują bardzo dużo sprawnych narzędzi, żeby ci rodzice byli pochłonięci myślą o pracy, a nie myślą o rodzinie i aby nie mieli przestrzeni na rodzinę. Jedną z bardziej wyrafinowanych form jest ustawianie na przykład różnych szkoleń tuż po świętach albo weekendach. Tak, żeby nawet te święta tylko formalnie były z rodziną, aby ta osoba myślała cały czas jednak o pracy. Moi pacjenci, którzy uwalniają się z takich więzów, wyraźnie mówią, że dostrzegają kolosalną różnicę, kiedy stają się wreszcie obecni w domu. Czują się zupełnie innymi ludźmi niż przedtem, gdy byli cały czas „obecni” w pracy.
Cały system jest moim zdaniem tak ustawiony, żeby nawet, gdy rodzic jest blisko w domu, sprawić, że jest zajęty myśleniem o pracy. W tym momencie potrzeby emocjonalne dziecka nie są zaspokajane. Czyli dzieci zostają rzeczywiście osamotnione, bo nawet jeśli ten rodzic fizycznie jest obok, to nie jest emocjonalnie dostępny. Tu właśnie należy podkreślić ogromną różnicę, między obecnością fizyczną, a emocjonalną dostępnością rodziców. W takiej sytuacji osamotnienia dziecko musi się na czymś zaczepić, wypełnić pustkę po nieobecnych rodzicach. W tej rzeczywistości potrzeby dzieci zaczynają zaspokajać inne środki, takie jak media społecznościowe, różnego rodzaju elektroniczne zabawki, które się dzieciom podtyka od małego pod nos, ekrany smartfonów, tabletów i tak dalej. Albo pojawiają się rówieśnicy, którzy tworzą nowe więzi i stają się najważniejsi. Jak opisał to Gabor Maté w książce „Mit normalności”, zawiązują się relacje, które są relacjami z rówieśnikami, zamiast relacjami z dorosłymi. Takie relacje są dużo mniej stabilne, dużo mniej pewne. Młodzi ludzie są w nich bardziej narażeni na ocenę, na odrzucenie. Dlatego tak naprawdę nie można się na nich oprzeć w sposób zupełnie bezpieczny. Występuje ogromne napięcie, to odrzucenie rówieśników w każdej chwili może nastąpić. W związku z tym nie ma pewności, nie ma stabilności. Nawet jeśli młodym ludziom się wydaje, że osiągnęli dzięki rówieśnikom jedyną stabilną relację, mimo wszystko jest ona bardzo odmienna od relacji ze wspierającym dorosłym.
Czyli oprócz osamotnienia, może pojawić się też deficyt poczucia bezpieczeństwa? Jeżeli nie ma tego w relacji z rodzicami i w większości relacji z rówieśnikami, czy innymi młodymi ludźmi się nie pojawi, to gdzieś tego bezpieczeństwa dzieci będą poszukiwać?
Tego bezpieczeństwa wtedy często może nie być, albo dla wielu osób, które nie mają innego poczucia bezpieczeństwa, to będzie właśnie poczucie bezpieczeństwa. Jedyne możliwe, dostępne i oczywiście będą uważały, że to są ich najlepsze relacje, jakie mają. Ale z drugiej strony, właśnie ta możliwość odrzucenia i ciągłej oceny spowodują taki konformizm. Czyli
potrzebę bycia takim, jakiego grupa zaakceptuje. Ta presja rówieśnicza często sprawia, że młody człowiek nie może być autentyczny, nie będzie sobą.
Poruszmy też temat młodych celebrytów. Popkultura promuje taki mit idola, który jest obserwowany przez miliony dzieci i nastolatków, ślepo naśladowany i wielbiony. Czy pojawienie się tych nastoletnich celebrytów wpłynęło na relacje z dorosłymi, jedynymi dotąd autorytetami?
Dorośli stali się trochę, albo zupełnie nieobecni w życiu dzieci, też w tym sensie emocjonalnym. Natomiast to, co podsunęli nastoletni celebryci, przynajmniej w tych pokoleniach, z którymi ja miałem do czynienia, to pewną ułudę, że tak powinno wyglądać życie. Kilkuset celebrytów w skali świata, narzuca model myślenia milionom młodych ludzi. I dla nich, dla tych młodych osób, tego typu życie bardzo często będzie niedostępne. Nie każdego przecież stać na luksusy, żeby tak sobie podróżować na Filipiny i mieć w każdym momencie barwne wakacje. To jest fikcja, kreacja. W związku z tym wytworzyło się u wielu osób poczucie gorszości. Myślenie, że ich życie jest nic niewarte, jeżeli nie osiągnęli takich celów. Życie przegrane.
Czyli takie poczucie niespełnienia?
Ja bym chyba mocniej to nawet nazwał, poczucie klęski. Jeśli nie mam takiego ciekawego życia, nie mam takich znajomych, nie mam takich barwnych obrazków do pokazania w social mediach, to czuję coś więcej niż niespełnienie. Mam poczucie jakiejś przegranej. Z jednej strony tęsknota za takim życiem, za tymi osobami- idolami, identyfikowanie się z nimi. Z drugiej strony właśnie to poczucie, że moje życie tak nie wygląda. I dlatego czuję się w jakiś sposób nieszczęśliwy, gorszy, myśli młody człowiek.
Tu dochodzimy do wspominanych już tematów, rzekomego konfliktu pokoleń czy nieuznawania autorytetu dorosłych. Prawda jest taka, że młodzi ludzie nie znają autorytetów ważnych dla swoich rodziców. Znane im są jedynie te postaci współczesne, które są obecne w mediach społecznościowych. Na tym polega różnica pokoleń.
Zazwyczaj rodzice cieszą się, gdy dziecko ma przyjaciół, znajomych i jest popularne w grupie rówieśniczej. Czy taka sytuacja zawsze jest bezpieczna i korzystna dla dzieci? Czy coś jednak powinno rodziców zaniepokoić?
Jednym z zagrożeń może być właśnie ślepe podążanie za idolami, naśladownictwo. W gruncie rzeczy rodzimy się z takim mózgiem, który potrzebuje pewnego modelu rzeczywistości, takiego schematu jak żyć, co jest ważne i tak dalej. Te wzorce się różnią po prostu, u dorosłych współczesnych i w kolejnych pokoleniach dzieci. Ponieważ mózg potrzebuje i człowiek potrzebuje takiego modelu, to właśnie zaczyna się automatycznie identyfikować z życiem idola. Różne zagrożenia mogą z tego faktu wynikać. Po pierwsze takie naśladowane życie jest nieprawdziwe, jest kreacją na użytek różnych mediów społecznościowych, może być bardzo destrukcyjne i przede wszystkim jest niesłychanie oceniające.
Nie jest wspierające, nie jest oparte na zrozumieniu, a co do zasady jest oparte na przetwarzaniu informacji w bardzo szybkim tempie: Zobacz, Oceń, Zareaguj… i koniec. Tam nie ma rozumienia, refleksji, to jest świat oparty na poznaniu i ocenianiu. Z drugiej strony jest jedynym, jakim te osoby dysponują. W związku z tym, ja znowu nie powiem, że to jest ich wina. Po prostu taki świat im stworzyliśmy, coś tutaj jako ci dorośli zaniedbaliśmy, zrobiliśmy być może źle, dopuszczając, żeby tak to właśnie wyglądało.
Pojawia się też wątek badań i informacji dotyczących właśnie negatywnego wpływu różnych mediów społecznościowych na młode osoby. Media społecznościowe kreują świat, w którym te młode osoby żyją. Mam poczucie, że dorosłym często trudno to zrozumieć, że istnieją po prostu różniące się rzeczywistości, świat dorosłych i świat młodych ludzi.
Z drugiej strony rodzice mogą czuć się trochę bezsilni, prawda? Wobec napływu tych wszystkich informacji, nie zawsze zdrowych i korzystnych dla dzieci. Tak naprawdę tego nie da się po prostu skontrolować. Kiedyś, gdy technika była na niższym poziomie i mniej dostępna, to chyba było jednak łatwiej?
Nie obwiniałbym rodziców, jednak w wielu wywiadach psychologicznych i w komentarzach pod nimi, zwykle pojawia się właśnie takie zdanie: Czyja to wina? I odpowiedź: To wina rodziców! A faktem jest, że „zastopowanie” tego masowego przekazu jest poza zasięgiem współczesnego rodzica. Kiedyś można było po prostu wyłączyć telewizor, ale to był tylko
jeden kanał przekazu informacji. A teraz? Wyłączenie tych wszystkich kanałów elektronicznych jest praktycznie niemożliwe.
Jeżeli rodzice sami dużo poświęcają czasu na ten kontakt z multimediami, to też jakiś przekaz kierują do dziecka.
Tak, absolutnie tak! Tu znowu chodzi, moim zdaniem, o ten element dostępności emocjonalnej. Rodzice często sami są zajęci „skrolowaniem”, czy oglądaniem w Internecie różnych rzeczy. Obserwują życie innych, toczące się w mediach społecznościowych. Wtedy oczywiście ich dostępność emocjonalna dla dzieci jest mniejsza albo żadna. I uczą dzieci od
najmłodszych lat takiego ciągłego używania tych gadżetów elektronicznych. Już nawet niemowlętom, przy przewijaniu pieluszki, jest dawany jakiś ekran urządzenia elektronicznego, aby były spokojne. Dziecko się natychmiast uspokaja, natomiast takie działanie wyłącza fundamentalnie mechanizmy dostrajania się emocjonalnego dzieci. Jeśli matka przy karmieniu ogląda ekran, nie patrząc na dziecko, to powoduje zupełnie inny niż dotychczasowy sposób kontaktu na linii dziecko-rodzic. A potem ci sami rodzice mają pretensje do swoich dzieci, że żyją z nosami wetkniętymi w urządzenia elektroniczne.
Chciałam zapytać jeszcze czego brakuje współczesnym dzieciom w relacjach międzyludzkich? Co jest takim „ABC” niezbędnym do zdrowego rozwoju?
Biologicznie i ewolucyjnie, niezbędny jest długi, stały kontakt z rodzicem czy opiekunem. Mówiąc szerzej, potrzebny w życiu dziecka jest dorosły, który to dziecko akceptuje i jest dostępny emocjonalnie. Dorosły, który dziecku jakoś ten świat wytłumaczy i przybliża, sprawując funkcję opiekuńczo-wychowawczą. Tutaj ABC by się sprowadzało do sytuacji, aby w miarę możliwości, próbować ten kontakt z dziećmi podejmować. Ale mamy ten kłopot, że rodzice sami stoją przed trudnymi wyzwaniami życiowymi. Przede wszystkim oczekiwaniami ekonomicznymi, zagrożeniem utraty pracy, trudnościami w relacjach partnerskich itd. Sami są zestresowani, nie mają też do kogo się zwrócić o wsparcie. W zasadzie, wszystkie strony są poszkodowane. Współczesne warunki życiowe są takie, że czasami nie da się normalnie żyć. Bardzo trudno się w nich odnaleźć, nie dziwmy się więc, że takie są tego skutki.
Jeszcze o emocje zapytam, ponieważ młodzi ludzie przeżywają w okresie dojrzewania szerokie spektrum stanów emocjonalnych. Jakiego rodzaju wsparcia w tym czasie mogą udzielić im rodzice, czy najbliżsi?
Myślę, że właśnie stałej obecności, stałego punktu odniesienia dla tych różnych, zmieniających się emocji. Przyjęcia ich i towarzyszenia dzieciom w przeżywaniu tych stanów. Przyjmowanie emocji trudnych polega na tym, że po prostu się jest obok w momencie, kiedy ta osoba przeżywa te trudne emocje. Obecność w życiu i towarzyszenie im, to są najlepsze i najmądrzejsze dary rodziców dla dzieci i młodzieży.
Chciałam poprosić w imieniu czytelników portalu Ohme.pl o sformułowanie kilku takich zdań inspirujących, może wspierających w budowaniu zdrowych relacji z dziećmi.
Poznaj sposoby, w jakie twoje dziecko przeżywa świat. Przyjmij, że są one odmienne niż te, które ty przeżywałeś. W warunkach bombardowania ciągłymi informacjami z Internetu, mózg funkcjonuje inaczej i to, że dziecko się nie może skupić, to nie jest jego wina. Po prostu jego mózg został inaczej ukształtowany.
Szukaj porozumienia, a nie konfliktów. Dostrzeż różnice pomiędzy pokoleniami wychowującymi się w zupełnie różnych warunkach. I uwzględnij to. Zaproponuj możliwie największą dostępność emocjonalną. Taką obecność, że nie tylko jesteś cały czas myślami w pracy i przy targetach, ale jesteś przy swoim dziecku. Potrzebne jest też szczere spojrzenie, jakie to dziecko jest naprawdę i jakie są relacje z nim? Czego oczekuje od swojego rodzica? Po prostu bądź blisko.
Dziękuję za wspaniałą rozmowę.
dr hab. n med. Sławomir Murawiec – psychiatra, psychoterapeuta. Główny ekspert do spraw psychiatrii Akademii Zdrowia Psychicznego Harmonii. Redaktor Naczelny kwartalnika „Psychiatria Spersonalizowana”. Zajmuje się psychiatrią, neuro- psychoanalizą i eko-psychiatrią. Współautor książek „Farmakoterapia w psychiatrii ambulatoryjnej” i „Ornitologia terapeutyczna”.