Niektóre kobiety z łatwością podporządkowują się facetom. Wchodzą w związek i nagle stają się jakby bezwolnymi osobami. Pozwalają drugiej stronie podejmować ważne i kluczowe decyzje. Takie, które bezpośrednio rzutują na ich życie. Uważam, że relacje między dwojgiem ludzi powinny opierać się na partnerstwie. Gdy trzeba podjąć jakąś decyzję, rozmawiamy, dyskutujemy (ba! nawet się kłócimy), ale ostatecznie wybieramy wspólnie. I nie ma znaczenia, czy chodzi o to, czy zaczynamy starać się o dziecko, chcemy kupić nowy samochód czy też zmienić pracę.
Ręce mi opadły, gdy jakiś czas temu usłyszałam od koleżanki, że choć nie planuje ciąży, nie stosuje z partnerem żadnej metody antykoncepcji. Bo ona tabletek brać nie może, a on w prezerwatywach nie lubi. Wierzy więc, że luby (zgodnie z obietnicą) będzie umiał w porę zareagować.
Inna natomiast dała sobie wmówić, że nie musi iść na drugi kierunek studiów, bo i tak do niczego jej się to w życiu nie przyda. A że pasja? Jaka tam pasja. To nie są czasy, żeby sobie głupotami głowę zawracać. I faktycznie na te studia nie poszła. Żeby to jeszcze miało ich życie wywrócić do góry nogami, znacznie obciążyć domowy budżet, to może jeszcze bym jakoś zrozumiała, ale gdzie tam! Kobieta po prostu chciała zrobić coś dla siebie, ale pan mąż skutecznie jej to wybił z głowy. Dlaczego? Tego nie wiemy. Ale i ona sama nie potrafiła jego stanowiska „obronić”.
Wiadomo, jak to w życiu jest – czasem trzeba iść na kompromis, przymknąć oko. Zastanowić się, jak ważna jest dla mnie dana sprawa i na ile ingeruje w moją autonomię. Są jednak kobiety, który pozwalają swoim partnerom decydować w sprawach, które mają ogromny wpływ na ich życie. Nie twierdzę, że powinny robić, co uważają i nie liczyć się ze zdaniem partnera. A skąd! Chodzi o to, żeby nie dać się zdominować, bo potem można tego bardzo pożałować…
To się tak mówi, że to tylko decyzje. Że ktoś musi być głową rodziny. Problem w tym, że istnieje cienka granica między byciem osobą decyzyjną w rodzinie, a przemocą psychiczną czy ekonomiczną. I niestety wiele kobiet tego nie rozumie.
Z drugiej jednak strony bardzo trudno postawić granicę, bo skoro tworzymy związek, to nie możemy być egoistami. Nie możemy myśleć tylko o swoim szczęściu, musimy liczyć się ze zdaniem drugiej osoby, jej opinią, potrzebami, marzeniami, stylem życia i wartościami. Byłoby cudownie, gdybyśmy we wszystkim się zgadzali, ale tak po prostu się nie da. Czasem trzeba podejść do spraw indywidualnie, choć obszary „moja/twoja/nasza decyzja” mogą na siebie nachodzić. Ich rozgraniczenie jest trudne, ale możliwe.