Go to content

Życie po gwałcie – rozmowa z psychologiem o objawach i możliwościach pomocy

Życie po gwałcie - wizualizacja załamanej kobiety
Fot. iStock/ jamie larsen

„Seks jest najważniejszą rzeczą w związku” – na terapii usłyszała kobieta, która doświadczyła gwałtu. „Sama sobie jest pani winna, takiego partnera sobie pani wybrała” – usłyszała inna, którą partner gwałcił przez półtora roku, a ona chora nie była w stanie się temu przeciwstawić. Gdzie kobiety doświadczające przemocy seksualnej mogą zgłosić się o pomoc? Czy mają odwagę o nią prosić? I jak najbliżsi mogą im pomóc? Rozmawiamy z Izabelą Barton-Smoczyńską, terapeutką pracującą z kobietami po gwałcie.

Ewa Raczyńska:

Gdzie kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej, mogą zwrócić się o pomoc?

Izabela Barton-Smoczyńska: Na ten moment nie mam ani wiedzy, ani informacji, żeby istniało miejsce z systemowym rozwiązaniem, w którym osoby po doświadczeniu gwałtu dostałyby wsparcie na wszystkich obszarach – od konsultacji prawnika, przeprowadzenia przez wszystkie procedury, które podczas śledztwa są bardzo trudne, aż po pomoc związaną z powrotem do równowagi  – od etapu interwencji kryzysowej do działań bardziej terapeutycznych. Nie ma w Polsce takich zweryfikowanych miejsc. Ofiary gwałtu albo odsyła się do punktów interwencji kryzysowej, które nie ma co ukrywać – różnie bardzo działają, albo jest to szukanie konsultacji psychologicznych w bardzo wielu miejscach: od placówek państwowych po prywatne.

Trafiają do Pani kobiety, które doświadczyły gwałtu?

Rzadko trafiają bezpośrednio po. Raczej zgłaszają się kobiety, które są z bliskiego otoczenia tej osoby i poszukują odpowiedzi na pytanie, co zrobić, jak wspierać, jak pokierować, jak z nią rozmawiać. Są to matki, jeśli chodzi o ich córki, przyjaciółki, siostra, najczęściej są to jednak kobiety. Nie znajduję w głowie faktu, żeby do mnie przyszedł mężczyzna, który chciałby pomóc bliskiej kobiecie, która doświadczyła tego typu przemocy.

To jeśli chodzi zaraz po samym doświadczeniu gwałtu. Natomiast przychodzą osoby, dla których gwałt po latach nadal jest pewnym emocjonalnym krwawieniem i chaosem, który przyczynia się do braku zaufania w związkach, albo do konfliktów, które w nich powstają, albo do odczuwania efektów związanych ze stresem potraumatycznym. Jest duża przepaść między szukaniem pomocy bezpośrednio po gwałcie, a później.

Moim zdaniem jest to związane z tym, że doświadczenie gwałtu zabiera zaufanie, a raczej zabiera zdolność do tego, by obdarzyć kogoś zaufaniem, obdarzyć intymnością. A przecież właśnie zwracanie się do kogoś o pomoc, to obdarzenie osoby, do której kieruję tego rodzaju prośbę, zaufaniem i dopuszczeniem do bardzo dużej intymności.  Moim zdaniem właśnie dlatego bliscy osoby, która doświadczyła gwałtu, tak często zgłaszają się z prośbą o wsparcie, gdyż widzą po objawach, jak trudne jest dotarcie do niej.

Jak można pomóc osobie zgwałconej, jeśli w ogóle?

Musimy doprowadzić do tego, żeby osoba, która została skrzywdzona, potrafiła świadomie i obiektywnie ocenić swoją krzywdę, bo tylko to pozwala później budować autonomiczne związki oparte na zaufaniu do drugiej osoby. Bo na samym końcu tej drogi chodzi o to, żeby umieć ufać. I to jest proste, jak mówimy to w słowach, żeby ufać, zaufać. Natomiast jest to praca z przekonaniami na swój własny temat, na temat własnych kompetencji, bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o taką realną pracę to jest długotrwały proces. Natomiast wcale nie uważam, żeby związek terapeutyczny był jedynym i najlepszym sposobem na powrót do równowagi.

Jaki jest najlepszy?

To budowanie otwartego związku, otwartego w sensie komunikacji. Takiego związku, w którym partnerzy dużo ze sobą rozmawiają, mają dla siebie wzajemnie szacunek, potrafią tą granicę szacunku bardzo wyraźnie zaznaczać. To taki budujący się dojrzały związek jest dokładnie tym, co leczy.

Oczywiście, że to może się zadziać w gabinecie terapeutycznym, ale jest to daleko trudniejsze. Dlatego, że terapeuta może zrobić dokładnie to samo co oprawca, powracając do tego trudnego zdarzenia albo pracując z cierpieniem i krzywdą może dotknąć zbyt mocno, zranić – zwłaszcza, jeśli przymierze i relacja terapeutyczna nie jest zbyt głęboka i otwarta, a tak bywa, bo przecież ktoś kiedyś nadużył naszego zaufania! Poza tym mówi: zatrzymajmy się nad tym, co samo w sobie jest trudne. Jednak doświadczony i uważny terapeuta potrafi z tymi przekonaniami i obawami pracować. Terapeuta może kierować uwagę tu i teraz i mówić: to doświadczenie, o którym teraz rozmawiamy, jest przeszłością –  kiedyś było dla pani przykre, nie czuła się pani bezpiecznie, czyli próbuje rozdzielać, tak aby powrót do tego, co się wydarzyło, nie był ponownym jego silnym przeżywaniem, ale pochylaniem się nad własną krzywdą, bezsilnością, utratą autonomii, utratą własnej wartości, bólem, upokorzeniem, wstydem. To jest bardzo trudne do przepracowania w relacji terapeutycznej. Ale możliwe i realne.

Mówiła Pani, że najważniejsze jest nazwanie krzywdy, nazwanie tego, co się stało. Dlaczego?

Bo trzeba uczynić trafnym to, co się wydarzyło. Dlaczego? Bo w ocenie gwałtu jest wiele pejoratywnych ocen narzucanych przez społeczeństwo, procedury policyjne, wywiad. Zadawanie wielu pytań, i sposób ich zadawania sugeruje, że osoba jest współwinna temu, co się stało. Tym bardziej, że większość sytuacji gwałtu jest dokonywana przez osoby bliskie, z otoczenia, czasami najbliższe, więc kiedy pada pytanie, czy to był gwałt, czy to może było doświadczenie bardziej perwersyjne powstałe na tle jakiegoś nieporozumienia komunikacyjnego – odpowiedź jest bardzo płynna.

Więc nazwać to, co się wydarzyło przemocą, gwałtem jest bardzo ważnym korygującym doświadczeniem i dopiero, kiedy to nastąpi można pracować z tym, co to dla mnie oznacza, czy ja mogę się obronić następnym razem w takiej sytuacji, czy mogłam się obronić.

To co moim zdaniem jest trudne, a co na wielu różnych terapiach różnie się zdarza to wybór drogi. Jedna z nich to potrzeba kontrolowania osoby: coś z tobą jest nie tak i musimy ciebie inną stworzyć –  to jest błędna droga. Właściwa droga to kontrolowanie własnego zachowania. Tych reakcji traumatycznych, które mam, na które nie mam zgody, nie mam przestrzeni, bo nie potrafię nikomu zaufać, bo kiedyś ktoś tak bardzo nadużył mojego zaufania. I pracuję nad kontrolowaniem własnych zachowań, a nie siebie. Najważniejsze to zachowanie wysokiego poczucia własnej wartości, własnej autonomii, integralności tożsamości.

Więc to pytanie, co kontrolujemy, co modyfikujemy,  nad czym pracujemy jest tutaj moim zdaniem zasadnicze.

Jakie przekonanie noszą w sobie osoby, które doświadczyły gwałtu?

Przede wszystkim zaburzone jest poczucie bezpieczeństwa, tu spotykamy przekonania typu: nie jestem bezpieczna, mogę zostać skrzywdzona, jestem słaba. Drugi obszar to moja integralność, jej kontrola: można mnie skrzywdzić, można mnie wykorzystać, ludzie są źli. Te treści moją ewoluować.

W końcu są też przekonania dotyczące wartości siebie, czyli oceny tego, co się zdarzyło – skierowane to jest albo w kompetencje, albo w poczucie własnej wartości: jestem bezwartościowa, jestem zbrukana, jestem naznaczona. Tu często spotykamy się z zasadą sprawiedliwości Lernera, czyli, że dobrym ludziom zdarzają się dobre historie, złym zdarzają się złe.

Więc jeśli mi przydarzyło się coś złego, to znaczy, że coś ze mną jest nie tak. Powstaje irracjonalne poczucie winy, następuje budowanie w sobie przestrzeni, w której znajdują się przyczyny tłumaczące, dlaczego to spotkało właśnie mnie. To jest irracjonalne, ale w tym szaleństwie jest metoda, gdyż chodzi o odzyskanie kontroli nad tym, co się stało. To nieistotne, co tam znajdzie konkretnie ta osoba, ale jeśli mówi: to ta spódniczka, to ten drink, to że zaufałam niewłaściwej osobie – właśnie tak próbuje odzyskać kontrolę nad własnym życiem, bo: „przynajmniej wiem, dlaczego to mi się przytrafiło, dlaczego to mnie spotkało”. A jak nie wiem dlaczego, to nie mam kontroli. To jest bardzo niedobry wariant racjonalizacji tego doświadczenia, niestety bardzo powszechny i do tego wzmacniany przez procedury policyjne i społeczne przekonania – sama tego chciałaś, a jeśli gwałtu dokonała bliska osoba, to słyszysz – sama tak wybrałaś.

Pewna kobieta, którą partner gwałcił przez półtora roku, usłyszała na grupie wsparcia od terapeuty – sama sobie Pani wybrała takiego partnera. Zastanawiam się, na ile to był element terapii, a na ile brak kompetencji terapeuty.

To też jest składowa tej sytuacji. Skoro podejmujemy decyzję wybierając tego,  a nie innego partnera  to co nas spotyka jest tego konsekwencją, jest doświadczenie przemocy. I tak, to można połączyć w związek przyczynowo-skutkowy, tylko postawienie takiego pytania bez zbudowania relacji i bez gotowości drugiej osoby do wyciągnięcia wniosków, które powinny brzmieć: mogę być odpowiedzialna za własne życie, jest nieterapeutyczne.

Przypomniał mi się film „Pokój”. To opowieść o kobiecie, która została porwana przez psychopatę w wieku 17 lat. Przez sześć lat była więziona w pokoju, gwałcona. Urodziła dziecko i to dziecko dało jej siłę do ucieczki. Gdy dziecko było większe, wykorzystała je, żeby się uwolnić, powróciła do swojej rodziny. Udziela wywiadu dziennikarce, która zadaje jej kilka okrutnych pytań, typu: a dlaczego nie oddała pani tego dziecka do szpitala, miałoby lepsze życie niż z panią przez pięć lat. Dziewczyna załamuje się, trafia do szpitala.

Dlaczego podaję ten przykład? Bo są pytania, na które powinniśmy znaleźć odpowiedź, ale w odpowiednim dla nas momencie. Są pytania, które pogłębiają tylko poczucie krzywdy, a są takie, które służą rozwojowi. I terapeuta powinien umieć wyczuć, ocenić właściwie moment, w którym jego pacjentka się znajduje. Zadać pytania, by te były w służbie rozwoju. Nie wiem, czy to pytanie, skierowane do kobiety, o której pani wspomniała, zadane było w służbie rozwoju, czy nie po to, żeby zwolnić się z odpowiedzialności, bo jeśli rzucę jakieś pytanie i ktoś na nie nie odpowie i się zamknie, to ja już nie muszę z tą osobą pracować. To dobry sposób na unikanie stresu, niestety. To luźna refleksja, trudno mi się odnieść do tej sytuacji.

Dlaczego osoby, które doświadczyły gwałtu trafiają na terapię po latach, wracają do tego?

Bo ujawnia się sztywność ich zachowań. Nie da się żyć w świecie, w którym nie ufamy nikomu, w którym nie możemy zwrócić się o pomoc. To życie jak w więzieniu, to nie jest adaptacyjne i z reguły większość osób nazywa to pewną dysfunkcją i zaczyna poszukiwać rozwiązania.

Innym powodem szukania pomocy terapeutycznej jest ciągłe przeżywanie tej trudnej sytuacji, przywoływanie obrazów, całych skojarzeń, związanych  zapachem, miejscem, muzyką – z różnymi doświadczeniami, które są zbliżone do doświadczenia gwałtu, a którymi cały czas nasza psychika jest atakowana. To odbiera komfort codziennego funkcjonowania.

Powodem pojawienia się gabinecie terapeutycznym też jest somatyzacja. Wtedy ciało daje nam znać, że potrzebujemy pomocy.

Ale bywa też tak, że wyparliśmy to doświadczenie, nie wiemy, co jest przyczyną naszych problemów.

Pamiętam pacjentkę, która złapała się na tym, że po raz kolejny nie ufa w związku partnerowi niekoniecznie mając ku temu racjonalne powody. Opowiadała taką scenę: była zima i wspólnie jeździli na nartach, a ona nie była w stanie zjechać z jakieś trudnej trasy, bo było w niej przekonanie, że jej partner „jej nie złapie”, nie będzie jej asekurował pomimo jego gorących i szczerych zapewnień. Stało się to powodem do wielkiej awantury, która zakończyła wyjazd na narty. A dla tej kobiety przekonanie, że można relację fizyczną i bezpieczeństwo traktować jak pewnik, było konstruktem teoretycznym, a nie doświadczeniem.

W trakcie terapii pomalutku dogrzebaliśmy się bardzo silnej przemocy seksualnej w bardzo wczesnym okresie, zresztą dwukrotnie – przez ojczyma i przez bliżej nieokreślonego wujka, o której nie była w stanie mówić, bo pamiętała to doświadczenie z takiej poziomu dysocjacji. Doświadczając przemocy wychodziła ze swojego ciała. Dla takiej osoby bycie w ciele i pozostanie w kontakcie z drugim człowiekiem jest trudne – odłączam się, nie ma mnie, nie doświadczam bliskości, nie doświadczam przyjemności, nie reaguję ból, który się przydarza, bo mnie tu nie ma.

Trudne…

Trudne, bo to zanegowanie zaufania do ludzi, czyli z nikim o tym nie rozmawiam, a jak z nikim nie rozmawiam, to jestem sama z tym doświadczeniem i tylko potwierdzam w sobie  te przekonania, które powstały na bazie przeszłości. Przełamanie się i próba opowiedzenia jest po części powrotem do tego doświadczenia z nadzieją, że ten komu o tym opowiem nie będzie oprawcą, tylko partnerem, który zrozumie.

Inna kobieta, która doświadczyła przemocy seksualnej opowiadał mi, że do dzisiaj zmaga się ze stresem pourazowym, kiedy widzi wzmianki o gwałcie, boli ją podbrzusze.

Różne atrybuty doświadczenia fizycznego funkcjonują oddzielnie w naszym mózgu – zapach potu, kolor koszulki to są bodźce, które wywierają na nas wpływ i przywołują tylko jeden obraz – gwałtu. Pracowałam z osobą, która po wielu miesiącach terapii doświadczyła strachu reakcji ciała jak w sytuacji zagrożenia i gwałtu. Było to na siłowni, którą znała, gdzie chodziła, gdzie nie doszło do żadnej przemocy. To była kwestia zapachu potu, nieświadoma analiza sytuacji, w której wyodrębniła ten jeden bodziec, który uruchomił się w niej cały stres traumatyczny, czyli: stres, panikę, niepokój, ucieczkę, porzucenie tego miejsca i momentalna potrzeba wyjścia. Co się stało? Obok niej w tym dniu ćwiczył mężczyzna, którego zapach potu było podobny do zapachu oprawcy.

Możliwe jest całkowite pozbycie się traumy?

Zostaje pamięć tego zdarzenia, ale ona nie musi być źródłem boleści i cierpienia. Możemy wracać do tego zdarzenia, ale nie odczuwać dyskomfortu, negatywnego myślenie o sobie, czy przymusu działania w określony sposób. Rana się zabliźni, skóra na tej ranie będzie bardziej czuła, ale będzie już stanowić dla nas ochronę.

Pewien terapeuta uczący metody EDMR, którą ja również pracuję, porównywał doświadczenie traumy w tym przypadku gwałtu do kropli atramentu, która jest bardzo silna, wyodrębniona, ma swój kształt, jest widoczna. Ale jak tę kroplę atramentu wpuścimy do szklanki z wodą – rozpuści się. Nie znajdziemy granicy między wodą a tą kroplą. I o to właśnie chodzi w działaniu terapeutycznym, żeby to zdarzenie uczynić elementem życia tej osoby, trudnym elementem, ale nie takim, które jest silnie wyodrębnione, które wywiera na mnie wpływ dokonywania jakiś dysfunkcyjnych zachowań.


Fot. Archiwum prywatne

Fot. Archiwum prywatne

Izabela Barton-Smoczyńska –  psycholog, certyfikowany psychotraumatolog. Ukończyła specjalistyczne szkolenie w diagnozie zaburzeń oraz wiele szkoleń specjalistycznych w obszarze pracy z zaburzeniami po stresie traumatycznym oraz psychoterapii. Tworzy Psychologiczny Zespół Interwencyjny