Z kroniki kłótni małżeńskich:
Ona: Przestań krzyczeć! Skąd w tobie tyle jadu? Czy naprawdę chcesz by było tutaj jak w twoim domu, gdzie wszyscy się na siebie wydzierają?
On: A co? Może lepiej niech będzie jak u ciebie? Gdzie nikt z nikim nie rozmawia, co by nie otworzyć przypadkiem puszki pandory?
No właśnie. W którym domu jest lepiej? W pierwszym, w którym daje się duże przyzwolenie na okazywanie złości, czy w tam, gdzie za żadne skarby nie możemy pozwolić sobie na upust emocji? To, w którym z nich zostaliśmy wychowani ma ogromny wpływ na nasze wyrażanie jednej z najgroźniejszych, bo nie przewidywalnej w skutkach emocji – złości. Od czego jeszcze zależy to, czy mamy dobrze nasmarowany układ hamulcowy? Co robić, kiedy krew zalewa nam oczy?
Kobieta z temperamentem
To w jaki sposób przeżywamy złość w pierwszej kolejności zależy od naszego temperamentu. A w zasadzie nie tyle, jak będziemy się w tej sytuacji zachowywać, a jak często będzie ona miała miejsce. Pod względem temperamentu dzielimy się bowiem na osoby wysokoreaktywne , niskoreaktywne i te znajdujące się gdzieś pomiędzy jednym i drugim wskaźnikiem. Nie bez powodu mówi się o niektórych kobietach, że „ta to dopiero ma temperament”. W psychologii „ta” odbierana więc będzie jako osoba wysokoreaktywna, szczególnie wrażliwa na to co dzieje się w jej otoczeniu.
Skrajnym przykładem takiego temperamentu jest osobowość typu A, charakteryzująca się dużą skłonnością do rywalizacji, wysoką ambicją, agresywnością i wrogością wobec innych. Taka osoba ma także dość sztywne schematy poznawcze i zero-jedynkowe poczucie sprawiedliwości. Jeśli więc uważa, że coś ewidentnie się jej należy, to tak właśnie musi być i kropka.
- Jeśli jakiś przywilej jasno wynika z prawa, a ktoś tego nie respektuje, to jest to jawny argument do wszczęcia wojny.
- Jeśli też założy sobie, że w przyszłym tygodniu wreszcie kupi sobie upragniony samochód, a okaże się, że sprawy w banku będą musiały przedłużyć się o kolejny miesiąc, doprowadzi ją to do białej gorączki.
Jednym słowem są to perfekcjoniści, którzy za wszelką cenę chcą kontrolować sytuację, a kiedy im się to nie udaje wpadają w furię.
Takiej zaprogramowanej biologicznie wrażliwości na to co dzieje się wokół nas nie da się zmienić. Możemy jednak nauczyć się kontrolować wybuchy złości i zwracać szczególną uwagę na to, jak interpretujemy daną sytuację. Na pewne rzeczy nie mamy bowiem wpływu. Złoszczenie się z tego powodu nic nam nie da, a jedynie może zaszkodzić nam i osobom w naszym otoczeniu. Warto też wziąć sobie na wstrzymanie i przez chwilę zastanowić się, czy rzeczywiście coś się stanie, jeśli w tym momencie nie dostaniemy tego przykładowego samochodu? Może rzeczywiście przez miesiąc jeszcze będziemy musieli dojeżdżać do pracy autobusem czy metrem. Ale za to zyskamy przez to czas na spokojne przeczytanie książki, który ciężko będzie wyegzekwować stojąc w korku.
Nasze hamulce, czyli samokontrola
To, czy w danym momencie wybuchniemy i damy upust swoim emocjom w dużej mierze zależy także od stanu naszych hamulców, czyli samokontroli. Samokontrolę najczęściej ujmuje się, jako swego rodzaju magazyn o ograniczonych zasobach. Każdego dnia korzystamy z tych zasobów, kiedy zmagamy się z trudnymi sytuacjami w pracy czy w domu. Aż w pewnym momencie okazuje się, że magazyn świeci pustkami i nie da się go tak szybko z powrotem napełnić. Potrzebny jest do tego czas na regenerację, odpoczynek. Bez niego każdy najmniejszy stres będzie wywoływał w nas furię powodując spustoszenie wokół. Może się też okazać, że coś pochłania nasze zasoby w zawrotnym tempie. Jeśli jest to praca, warto się zastanowić czy taki rodzaj wykonywanej pracy jest dla nas odpowiedni. Czy nie warto rozejrzeć się za czymś bardziej dostosowanym do naszego temperamentu. Czymś, co da nam więcej spokoju.
Tłumienie kontra wyrażanie złości
Czyli nasza pierwotna przypowieść o dwóch domach. Jeżeli wychowywaliśmy się w domu, gdzie uczucie złości uznawane było za coś ewidentnie złego. A wszelkie formy jego wyrażania karane, będziemy mieli skłonność do tłumienia i wypierania tego uczucia. I odwrotnie, jeśli agresja w domu była nagradzana uznamy ją jako coś społecznie akceptowalnego, że mamy prawo ją stosować. Istnieje wiele badań dotyczących tego, czy zdrowsze dla naszego zdrowia psychicznego jest tłumienie czy wrażanie złości. Część z nich opiera się nawet o rozważania Freuda. Każda ze stron ma w tym sporze wiele racji, ponieważ zarówno hamowanie się przed ekspresją wzburzenia, jak i emocjonalne katharsis jest dla nas szkodliwe.
Pierwsze może bowiem doprowadzić do skierowania negatywnej energii przeciwko nam – autodestrukcja, zaburzenia psychosomatyczne. Albo też paradoksalnie do wybuchów złości. Jak to mówią – w przyrodzie nic nie ginie – a kumulowanie w sobie negatywnych emocji może doprowadzić do „wyrzucenia ich z siebie” ze zdwojoną siłą. I to niekoniecznie w kierunku osoby, która pierwotnie doprowadziła do tego uczucia. Jak to często ma miejsce w przypadku rozładowywania negatywnych uczuć przyniesionych z pracy, na niezdającego sobie z niczego sprawy partnera.
„Uprawianie katharsis” w przypadku złości, może doprowadzić z kolei do scenariusza, gdzie utrwalenia się stałego schematu wybuchania gniewem, co także jest niekorzystne dla naszego zdrowia. Najlepiej jest więc nauczyć się konstruktywnego wyrażania złości w społecznie akceptowanych sposobach, na przykład sporcie. Wśród kobiet coraz bardziej powszechny staje się także kickboxing. Istnieje też możliwość wynajęcia pokoju przeznaczonego specjalnie na tę okoliczność. W środku znajdziemy kij baseballowy i całą masę rzeczy, którą jeśli tylko chcemy, możemy rozbić o ścianę.
Relacja lęku ze złością
Warto także zastanowić się nad tym, co konkretnie wywołuje w nas złość, a co powoduje chęć tłumienia go. Najczęściej doświadczamy złości wtedy, kiedy się boimy, kiedy coś nam zagraża. Jest to więc naturalna reakcja obronna wobec niebezpieczeństwa. Taki bowiem system został nam w spadku po naszych prehistorycznych przodkach, którzy musieli walczyć, aby przetrwać. Dziś mało jest wokół nas zagrożeń bezpośrednio dla naszego życia, najczęściej boimy się więc tego co stanowi zagrożenie dla psychicznej reprezentacji naszego „ja”, dla naszego poczucia własnej wartości, godności. Z tego samego powodu – strachu – tłumimy naszą złość w obawie przed społecznym odrzuceniem. Nikt przecież nie chce być w związku z kimś, kto ciągle nas atakuje. Doprowadzając tym samym do odtworzenia błędnego koła wybuchów i tłumienia złości.
Wyjście z tej sytuacji jest banalne w swojej prostocie, a zarazem trudne do wykonania. Wystarczy bowiem wziąć kilka głębokich oddechów i poczekać, aż emocja opadnie. A następnie zastanowić się nad tym co ją spowodowało. Czy nasz partner rzeczywiście chce nas zaatakować? Może warto go o to zapytać? Skonfrontowanie go z własnymi słowami może spowodować, że odrzuci wojenny topór i zrozumie, że wcale nie chciał tego powiedzieć, że nie to miał na myśli. Kłótnie są w naszym związku potrzebne, uczucia także (nawet te negatywne). Pierwsze pokazują, że wciąż nam na sobie zależy, a drugie nadają temu wszystkiemu smaku. Ważne jednak, aby umieć się kłócić i konstruktywnie wyrażać emocje.