Go to content

„Jeśli mnie kochasz, to…” Przecież to zaprzeczenie tego, czym jest miłość!

fot. valentinrussanov/iStock

Z Pawłem Wittichem już parę tygodni temu rozpoczęłam rozmowę o duszy. Skąd jest i gdzie jest w nas, no i czego pragnie. A dzisiaj chcę kontynuować tyle, że o tym czy dusza kocha, jakiej miłości pragnie i kogo chce pokochać?

Paweł, czy dusza zawsze chce kochać? Co to znaczy kochać?

Opiekować się, dbać o kogoś, wspierać, realizować zadania za kogoś, oddawać mu się fizycznie czy duchowo, płacić, żyć jego życiem, wielbić, być mu wdzięcznym? Możemy powiedzieć, że wszystko po trochu, tak? Czyżby? A co zrobiłabyś gdym powiedział żebyś kochała pijaczynę pod sklepem, który śpi w śmietniku? Które z tych działań podjęłabyś?

6 trucizn duszy. Większość nas unieszczęśliwiają te same rzeczy

Czuję delikatną złośliwość. Choć z drugiej strony to przecież miłość bezwarunkowa. Poświęcenie, którego uczą nas w kościele.

No właśnie. Wbite zostało nam do głowy, że miłość oznacza poświęcenie, cierpienie, oddanie, itp. A czemu ma to służyć? Przecież kiedy odrzucimy te wszystkie określenia związane z jakimkolwiek działaniem i skupimy się na miłości, to zostanie nam tylko jedno, pozwolić drugiemu być! Tak po prostu być, pozwolić drugiemu człowiekowi, na pełną swobodę, wolność, prawo do decydowania o sobie, prawo do dokonywania wolnego wyboru. Z miłością wiąże się jeszcze jeden ważny czynnik, wg mnie nieodłączny, akceptacja, bezwarunkowa akceptacja, ale w rozumieniu wolności wyboru.

Podczas pracy prawie zawsze spotykam się z kompletnym zaniedbaniem przez osoby szukające pomocy, w realizacji tego zadania. Wystarczy zapytać dowolnego człowieka: Kogo kochasz najbardziej na Ziemi? Niebywale rzadko słyszę odpowiedź: siebie! Jak można kochać kogokolwiek jeśli nie kocha się siebie samego? Jeśli czegoś nie potrafię zrobić w stosunku do siebie samego to jak mam to zrobić w stosunku do kogoś innego?

Miłość jest czymś wyniosłym, jest stanem ponad stanami, a nie działaniem w stosunku do innej osoby! Miłość we współczesnym świecie sprowadzana jest do działania, poświęcania się, cierpienia. Miłość jest wykorzystywana do sprawowania władzy i kontroli nad drugim człowiekiem. Jak często padają słowa „jeśli mnie kochasz to…” Przecież to zaprzeczenie tego co oznacza miłość!

Lubimy szantażować, manipulować, wystawiać czyjeś uczucia na próbę, trzymać w szachu, zobaczyć na ile ktoś się dla nas poświęci. Ale też umartwiać się w miłości, cierpieć, zaniedbywać siebie i swoje potrzeby. To jest miłość!

Ja właśnie o tym. Zwróć uwagę, jak wielu ludzi jest nieszczęśliwych z powodu miłości. Często się słyszy: „nie zostawię męża pijaka, bo go kocham, jeśli go zostawię to zapije się na śmierć, a mimo wszystko mi na nim zależy” lub „muszę siedzieć przy mężu mimo, iż mnie i dzieci bije ale ja go kocham”, bądź „muszę być posłuszna rodzicom, bo mi dali życie i kocham ich.”

Patrząc na te przykłady mówimy o miłości czy o swoistym masochizmie? Niby takie proste, a jak skomplikowane. Z miłością związany jest jeszcze jeden czynnik, uczciwość. Mam na myśli uczciwość wobec siebie i tych co nas otaczają. Jeśli naprawdę zależy nam na drugim człowieku i w istocie kochamy go, to bądźmy uczciwi. Kiedy ktoś ma partnera, który jest alkoholikiem, to powiedzmy wyraźnie jemu o tym, że nie akceptujemy jego wyboru życiowego dotyczącego alkoholu i postawmy sprawę jasno. Alkohol albo związek. Bądźmy uczciwi w swoich słowach i czynach. Bądźmy uczciwi przede wszystkim wobec siebie i kochajmy w pierwszej kolejności siebie. Jeśli tak jest, to nie będzie problemu z podjęciem decyzji o rozstaniu, jeśli nasz partner wybierze alkohol. Decyzja ta wskazywać będzie na wielką miłość, akceptację i uczciwość w stosunku do samego siebie, ale również w stosunku do naszego partnera. Tam gdzie osoby zdecydowały się na takie kroki, to okazywało się po kilku dniach, a czasem tygodniach, że osoba z problemem alkoholowym podejmowała leczenie i w efekcie miłość do siebie i partnera ratowała mu życie i związek przed pełną destrukcją. W niektórych przypadkach, decyzja o rozstaniu, była przysłowiową kroplą przelewającą czarę i partner zapijał się na śmierć.

Bez podjęcia decyzji trwamy, przerabiamy zadanie, mielimy je nieustannie i nic z tego nie wynika.
Patrząc na to w ten sposób, podejmowanie działań, nawet czasem błędnych jest wg mnie lepsze niż stanie w miejscu. Kiedy podejmujemy działania i szukamy rozwiązania, to rozwijamy się pod warunkiem wyciągania wniosków. Jeśli zaś stale odraczamy podjęcie decyzji nic z tego nie wynika. Marnujemy czas!

Czy to stawianie granic, to potrzeby naszego serca i duszy?

Potrzeby duszy z jednej strony są dość przejrzyste, zwłaszcza dla osoby, która przygląda się z boku i wie o co w tym wszystkim chodzi, a dla osoby której to dotyczy nie zawsze wszystko jest takie oczywiste, zwłaszcza wtedy kiedy górę biorą emocje. Powodują one ślepotę i uniemożliwiają logiczne myślenie.

Każdy z nas rodzi się w klatce, którą tworzą nasi rodzice, opiekunowie. To oni w pierwszej kolejności nakładają na nas różnorodne ograniczenia związane z ich światopoglądem. Ich uwarunkowania stają się dla nas swoistym ogranicznikiem, tworzą wyimaginowaną klatkę jak dla zwierzęcia w zoo. Przez ich lęki, obawy, programy oraz różne inklinacje rodowe stajemy się bezmyślni w naśladowaniu naszych najbliższych. Wzorce środowiskowe, społeczne, kulturowe również nakazują nam trwać w tym przekonaniu i pełnym podporządkowaniu się zależnościom jakim poddani byli i są nasi rodzice czy opiekunowie.

Przecież nasi rodzice, opiekunowie robią to z miłości i troski o nasze bezpieczeństwo i dobro, nawet kiedy ta miłość jest patologiczna i naznaczona uzależnieniami, to oni nie potrafią inaczej, bo nie znają innych wzorców. Gdy my je poznajemy to zaczyna nam się wydawać, że taka jest właściwa droga. Rodzice są pierwszymi autorytetami. Zgodzisz w tym ze mną?

Powiem tak. Rodzi się dziecko w rodzinie patologicznej, gdzie ojciec to alkoholik, a matka trwa przy nim narażając siebie i dzieci. Więzieniem dla tego dziecka jest nałóg ojca i ich następstwa, z którymi mierzy się od początku. Upraszczając ma dwie drogi przed sobą. Może poddać się im i w efekcie skończyć jak któryś z rodziców lub może skupić na opuszczeniu tego swoistego więzienia, skupiając się na nauce. Jeśli wybierze pierwszą drogę to najprawdopodobniej pozostanie w tym więzieniu do końca swych dni, jeśli jednak wybierze swoją drogę, poprzez naukę do wolności, to ma szansę odciąć się od tych ograniczeń. Jeśli jednak wybierze drogę, określmy ją jako taką pół na pół, to w wieku dorosłym stanie ponownie przed koniecznością podjęcia decyzji dotyczącej wejścia do więzienia jakim jest nałóg. Wygląda to w ten sposób, że albo sam popadnie w alkoholizm albo wybierze sobie za partnera alkoholika i będzie o niego walczył. Zadanie będzie realizowane zamiast być zrealizowane.

Problemem jest to, że poprzez wszystkie te wzorce, które otrzymujemy w procesie naszego rozwoju, tkwimy w miejscu. Nie potrafimy, nie chcemy wyjść z tych znanych nam uwarunkowań, nikt o tym nie mówi i nie uczy nas, że życie należy do nas i to od nas zależy jak ono będzie wyglądać. Naciska się na nas abyśmy byli ambitni i uparci to osiągniemy cel. Po co? Upartość i ambicja to głupota! Dlaczego? Upartość zmusza nas do powtarzania tego samego bez możliwości analizy, nie pozwala myśleć. A ambicja wykorzystuje świadomość bycia dalekim od doskonałości do udowadniania naszej przydatności, zaradności i umiejętności. Są to jedne z najbardziej pożądanych cech w korporacjach. Zwróć uwagę, że człowiek uparty i ambitny zrobi za trzech, a dostanie wynagrodzenie jeden raz, zaś myślący i sprytny zrobi raz a dostanie wynagrodzenie trzy razy.

Wracając do pytania. Potrzeby naszej duszy objawiają się nam w zasadzie na każdym kroku. Wystarczy zatrzymać się na chwilę i popatrzeć na nasze życie z odpowiedniej perspektywy, dystansu, tak jak byśmy patrzyli na życie kogoś innego. Odsunąć wszystkie emocje i z zimną krwią, przeanalizować co w naszym życiu powtarza się. Jakie są to sytuacje. Nie są ważni ludzie, miejsca czy okoliczności. Ważny jest pewien schemat, który powtarza się. Na przykład: w okresie dzieciństwa kiedy wygłupialiśmy się byliśmy w centrum uwagi, w szkole staraliśmy się zawsze wszystkich rozbawić, na studiach udawaliśmy luzaka, a wewnątrz cierpieliśmy z powodu słabych ocen. W pracy udowadniamy, że jesteśmy zdolni, pokazujemy że potrafimy. Ambicją wspomagamy wszystkich, jesteśmy dla każdego, jak trzeba kogoś zastąpić w pracy to podejmujemy się tego.

Pracujemy więcej niż nasi współpracownicy i do tego omijają nas awanse. Cały czas chcemy być zauważeni, zaakceptowani i podziwiani ale nic nam z tego nie wychodzi. Wystarczy się zatrzymać i odpowiedzieć sobie na proste pytanie: dla kogo żyję? Dla siebie czy dla innych? Kiedy przestanie zależeć nam na tym żeby dogodzić innym i postawimy na siebie i to, co dla mnie jest ważne, czyli zaczniemy kochać siebie samych. Wówczas zrobimy pierwszy krok w kierunku świadomego przepracowania naszej potrzeby.

Wszyscy dookoła nas pokazują nam jak należy żyć, jak należy wybierać? Co i kto jest ważny w życiu? Tylko my tego nie widzimy. Wystarczy zatrzymać się i otworzyć oczy. Czas zacząć działać dla siebie. Nie oznacza to, że mamy robić innym krzywdę. Jeśli ktoś ma jakąś wątpliwość wystarczy pytać samego siebie przy podejmowaniu jakiejkolwiek decyzji: jaką mam z tego korzyść? Lub jakie korzyści mi to przyniesie? W ten sposób będziemy realizowali potrzeby duszy.

Czy dusza szuka w obecnym życiu takich samych partnerów jak z przeszłości? Czy wybiera sobie rodziców, partnerów i dlaczego takich a nie innych?

Dusza przez cały okres swojego doskonalenia poszukuje możliwości sprawdzenia się w coraz to bardziej skomplikowanych sytuacjach. Paradoksalnie jest tak, że im bardziej skomplikowana sytuacja tym łatwiejsze jest wyjście. Dla wielu jest to wyjście nie do przyjęcia, ponieważ wiąże się z porzuceniem, zmianą dotychczasowego stylu życia, miejsca zamieszkania, pracy, partnera, upodobań i wielu zależności w jakich tkwimy. Dusza, oczywiście pod postacią człowieka, zanim zejdzie na Ziemię przygotowuje się do tego wyzwania. Możemy powiedzieć, że ćwiczy najważniejsze wg niej sytuacje i decyzje jakie będzie miała podjąć w najbliższym życiu fizycznym. Warto zwrócić uwagę w tym miejscu, na to co spotyka nas nowego, nowa sytuacja, nowa znajomość, nowe wyzwanie. Zatrzymajmy się chwilkę przy znajomości, a w zasadzie przy pierwszym kontakcie z nowo poznaną osobą. Poznajemy kogoś, świeża znajomość, odpowiedzmy sobie sami: co czujemy? Jakie są nasze pierwsze wrażenia odnośnie tej osoby? Nie oceniajmy tej osoby a skupmy się na własnych doznaniach. Występują trzy podstawowe stany:

  1. Ciepło, spokój, zaufanie, brak wątpliwości, brak agresji, łatwość w konwersacji, wzajemny szacunek, uwaga, możemy powiedzieć że coś zaklikało.
  2. Nic, kompletna obojętność, brak sympatii ale i antypatii, nic nie odczuwamy. Osoba taka nie wzbudza u nas żadnych odczuć.
  3. Chłód, poddenerwowanie, obawa, niechęć, trudność w konwersacji, mamy ochotę jak najszybciej oddalić się od takiej nowej znajomości.

Przyjrzyjmy się punktowi 3. Skąd nasze odczucia skoro pierwszy raz mamy kontakt z tą osobą? Z reguły jest to związane z przeżyciami jakie mieliśmy w poprzednich naszych życiach związanych z tą osobą. Możemy na podstawie naszych odczuć fizycznych powiedzieć, że z tą osobą mieliśmy trudne doświadczenia i te kiepskie doświadczenia mocno zapisały się w naszej pamięci emocjonalnej. Skąd się to wzięło? Nie odrobiliśmy zadań w poprzednim wcieleniu i trwaliśmy w żalu i emocjach do końca naszych dni.

Punkt 2. Nie mieliśmy kontaktu jeszcze z tą duszą, możemy powiedzieć, że licznik nie zanotował żadnych wychyleń.

Punkt 1. Najczęściej wiąże się to z planami na to konkretne życie lub nasze doświadczenia z poprzednich wcieleń było z tą osobą bardzo korzystne.

Szukanie partnerów z przeszłości może czasem wyglądać tak jak punkt 3 lub 1. :-)?

Już Ci mówię. To czy nasz obecny partner jest tym samym, który był poprzednio, zależy od wielu czynników. W zależności od poziomu rozwoju duszy, jeżeli dusza jest młoda to często ma miejsce pewnego rodzaju mieszanie się dusz. Możemy to porównać do grupy osób, która wspólnie realizuje jakieś przedstawienia teatralne. W zależności od okoliczności i możliwości danej sztuki teatralnej raz jedna dusza może być dzieckiem, a innym razem matką bądź dziadkiem. Raz kobietą a raz mężczyzną. W ten sposób może każda dusza w tej grupie doświadczać tego samego będąc różnym biorcą i dawcą tych samych doświadczeń.

W ten dość bezpieczny sposób, w zaufanym gronie można przerobić i trudne, i łatwe zadania duszy. Być sprawcą i biorcą radości, smutku, cierpienia. Można w taki sposób przerobić miłość rodzicielską, partnerską, braterską.

Kiedy dusza jest bardziej zaawansowana w rozwoju, to zaczyna skupiać się na szukaniu innych wyzwań: na wychodzeniu, uwalnianiu się z trudnych ograniczeń, wychowaniu bez rodziców. Taka dusza, można powiedzieć, że szuka na tamtym świecie kandydatur wśród dusz do wykonania poszczególnych zadań. Musi znaleźć rodziców, którzy porzucą dziecko, znaleźć opiekunów, którzy dadzą ograniczenia zgodne z potrzebami duszy, znaleźć partnera, który pomoże jej realizować dalsze kroki w rozwoju.

Dla bardzo dojrzałych dusz priorytetem stają się inne kwestie i nie muszą być one związane z partnerstwem. Podsumowując, dusza nie szuka takich samych partnerów jak w przeszłości, ponieważ taki partner nic nie wniesie nowego w zdobyciu wiedzy i doświadczenia, chyba że występuje pewna zależność tak, jak w porównaniu do grupy teatralnej.

O wyborze rodziców już wcześniej mówiliśmy. Odbywa się to właśnie TAM. Z reguły, kiedy mówimy o rozwoju, nasi rodzice są niejako słabiej rozwinięci od nas, ich potencjał jest mniejszy niż nasz. Dlatego tak się dzieje żeby mogli wypełnić naszą przestrzeń fizyczną właściwymi, odpowiednio trudnymi dla nas wzorcami, z których my mamy się wyzwolić. Ich zadanie jest związane z nakładaniem na nas ograniczeń a nasze zadanie umieć z nich wyjść. My jako rodzice w stosunku do naszych dzieci też jesteśmy słabiej rozwinięci, potencjał naszych dzieci jest większy niż nasz :-). Dzięki temu mamy możliwość rozwoju.

W takim razie jak być w kontakcie z naszą duszą i jak jej słuchać, aby ustrzec się bólu i rozczarowań? Jak przyjąć „trudne” sytuacje jakie pojawiają się w naszym życiu, jako te dla nas dobre?

Super pytanie! Nauczyć się żyć bez emocji 🙂 Okay, wiem że trudne żeby nie powiedzieć, że nie możliwe a przynajmniej nauczyć się je ograniczać do minimum. Na czym to polega? Kiedy dzieje się coś co wywołuje w nas emocje, musimy nauczyć się, aby nie podejmować żadnych wiążących decyzji pod ich wpływem. Nauczyć się, bez względu na to co się dzieje, że powinniśmy wstrzymać się od decyzji. Kiedy pokłócimy się z kimś bliskim, to nie mówmy że to koniec, nie zrywajmy znajomości, przyjaźni czy miłości. Wstrzymajmy się dzień, dwa a jeśli trzeba to i tydzień. Kiedy emocje opadną, ze spokojną głową możemy wrócić do tego zagadnienia i spróbować je rozwiązać. Emocje powodują, że nie jesteśmy w stanie racjonalnie podejmować decyzji, a do tego większość decyzji podejmowanych w stanie największych emocji z reguły są błędne, a skutki dalekosiężne.

Musimy nauczyć się obserwować wszystko to co dzieje się z nami – w czym my bierzemy udział i nasze otoczenie – jakie wywołają w nas skutki działań. Już to podejście spowoduje, że będziemy mieli dużo lepszy wgląd w wydarzenia, których jesteśmy bezpośrednią częścią. Zamiast zakładać i oczekiwać, pytajmy. Starajmy się robić wszystko czego się podejmujemy jak najlepiej. Nie bierzmy udziału w czymś z czego nie mamy korzyści. Mówmy i żyjmy w prawdzie. Niech nasze życie będzie naszym życiem, a nie że my mamy stanowić dodatek do czyjegoś życia. Nie krzywdźmy innych.

Każdy z nas, nasza dusza układa sobie pewien plan na każde życie. W tym planie znajdują się najczęściej określone wyzwania jakie są ważne dla rozwoju nas. Oprócz wyzwań, znajdują się tam również te rzeczy, których zadaniem będzie wzmacniać nas przed kolejnymi wyzwaniami. W planie znajduje się czas na pracę, czas na zabawę i czas na relaks. Oprócz tych podstawowych zadań jest wiele miejsca na realizację potrzeb wynikających z codzienności fizycznej. Plan określa nasze główne kierunki rozwoju pozostawiając dużo przestrzeni do zabawy, radości z posiadania ciała. Mimo iż życie w fizyczności niesie ze sobą mnóstwo ograniczeń, to jest przecież na ziemi wiele fantastycznych rzeczy do zrobienia, takich choćby jak tworzenie. Co to może być? Np.: gotowanie, pieczenie, szycie, zakładanie i pielęgnowanie ogrodów, zwiedzanie i podziwianie świata, organizowanie wyjazdów, i wiele innych możliwości. Każdy może coś tu znaleźć fajnego, wystarczy tylko chcieć.

Jeśli dzieje się coś w naszym życiu, to dzieje się to z określonego powodu. Nie po to żeby działa się nam krzywda. Jeśli najważniejsze rzeczy sami zaplanowaliśmy i najważniejsze wyzwania postawiliśmy sami przed sobą, to nawet jeśli to, co dzieje się nie jest fajne i miłe, to nie róbmy z tego tragedii. Przecież nie jesteśmy sadystami, którzy sami sobie chcą sprawić przykrość i ból. Nikt z nas nie jest idiotą żeby robić sobie krzywdę. Wszystko skierowane jest na zdobywanie wiedzy i doświadczenia. Kiedy w moim życiu dzieją się kiepskie rzeczy, zamiast złościć się i psioczyć, nauczyłem się pytać: dlaczego? Co ma mi to dać? Czego mam się nauczyć? Jakie da mi to korzyści z przepracowania tej sytuacji?

Wszystko co sobie zaplanujemy na tamtym świecie możemy to zrealizować tu na ziemi. Musimy tylko podchodzić do tego z rozsądkiem. Przecież, nie kupujemy sobie samochodu żeby nim jeździć zanim nie nauczymy się jak się go obsługuje. Tak samo jest ze wszystkim innym. Jeśli coś nam nie udaje się to nie dlatego żeby zrobić nam na złość, a dlatego że trzeba coś jeszcze zrobić po drodze do tego celu. Kiedy para stara się o potomstwo, a ciąża leci jedna za drugą, to zamiast próbować dalej, to może warto jest na chwilę się zatrzymać i zastanowić co jest nie tak? Proponuje się takiej parze aby pomyśleli o adopcji, a para wyklucza taką możliwość. Pojawia się tu wg mnie rozsądne pytanie, czy chcą mieć dziecko czy koniecznie je spłodzić? Być może właśnie TAM ustalili, że nie będą mieli swoich dzieci dopóki nie zaadoptują dziecka, które ktoś porzucił. Kiedy to zrobią, dadzą dom takiemu dziecku, nauczą się kochać to wtedy będą gotowi na przyjście ich własnego dziecka? To jest właśnie umiejętność słuchania swojej duszy i uwzględniania jej potrzeb, które przecież są potrzebami człowieka.

Nie bójmy się stawiać sobie celów i ich realizować. Napoleon Hill w jednej ze swoich książek zadał fantastyczne pytanie czytelnikowi: ile jesteś gotów zapłacić za realizację celu? Nie chodzi tu o wymiar finansowy, a o całkowity wkład wszystkich środków, które miałyby zapewnić realizację tego celu. Ci którzy stawiają cele przed sobą są wielokrotnie bardziej szczęśliwi niż ci, którzy żyją planami. Ludzie, którzy stawiają sobie cele i dążą do ich realizacji zawsze są gotowi do działania, dużo dłużej zachowują sprawność intelektualną i fizyczną. Ludzie bez celu stają się trupami za życia. Bawmy się każdą chwilą i wyciągajmy z tego wszystkiego co jest wokół nas na maksimum radości. Kiedy już wyznaczymy cele to realizujmy je i uważajmy żeby nie wpaść w pułapkę. Do realizacji każdego celu prowadzi wiele dróg. Niektóre odcinki są proste, a inne zawiłe i nierówne. Skupienie uwagi na drodze do celu może spowodować, że cel zniknie nam z oczu. Wiele osób miało fajne cele ale już dawno o nich zapomniało tylko dlatego, że całą uwagę skupili na przeszkodach jakie znalazły się na drodze do celu.

Pamiętajmy: cel jest miejscem w którym będziemy szczęśliwi. Wyznaczajmy i osiągajmy cele. A jeśli z różnych powodów cel zdezaktualizuje się to wyznaczmy nowy i ruszajmy w kolejną podróż. Każda z tych podróży jest odkrywaniem siebie i swojej duszy na nowo. Uczmy się od dzieci! Bycia bezpośrednimi, entuzjastycznymi i spontaniczni w działaniu! Tego nam wszystkim życzę!

To już tak na koniec😊 Jak doświadczanie naszej duszy można przełożyć na życie codzienne? My uwielbiamy oczekiwać, czy dusza też oczekuje?

Życie codzienne wymaga od nas olbrzymiego zaangażowania, rozwiązywania mnóstwa spraw, podejmowania niezliczonych decyzji. Opierania się informacjom, których celem jest skupienie naszej uwagi na sprawach, które nie są dla nas istotne, zaspokajaniu różnorodnych potrzeb własnych i naszych bliskich. Zaczynamy udowadniać, walczyć o przetrwanie, o życie, niemalże o każdy oddech. Krótko mówiąc ganiamy z wywieszonym językiem. Po co? Jaki jest w tym wszystkim cel? Wieczorem jesteśmy tak zmęczeni, że padamy albo tak rozemocjonowani, że nie możemy zasnąć a do tego zastanawiamy się na różnorodnymi ocenami, jak wypadliśmy, czy dobrze zrobiliśmy, etc.

Do czego nam jest to wszystko potrzebne? Przecież wszystko to co już się wydarzyło nie odstanie się, a myślenie o jutrze co przyniesie, co zrobimy, układanie scenariuszy i tak nie działa, bo i tak nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich okoliczności i zależności. W obecnych czasach wielu z nas to mistrzowie założeń. Zakładamy, że jeśli to będzie tak, to my zrobimy tak, albo jeśli ona, on zrobi tak to ja zrobię tak, jeśli on ona powie tak, to ja powiem tak. Co nam to daje? Nic! Do czego prowadzi? Do niczego. W ten sposób nie robimy żadnego kroku do przodu. Jest takie przysłowie: „indor myślał o niedzieli a w sobotę łeb mu ścięli”.

Doświadczona dusza ma to gdzieś wewnątrz siebie już zapisane, że jedyną rzeczą, jaka jest pewna to to, że nasze życie kiedyś się skończy a jeśli jutro będzie koniec świata to i tak nie ma to wszystko żadnego znaczenia co wydarzy się po tym. Nie czyni żadnych założeń i nie oczekuje. Działa kiedy jest przestrzeń do działania, ale nie robi tego bezmyślnie. Gdzieś wewnątrz niej zawsze jest taki głos spokoju, który pyta: jakie masz z tego korzyści, do czego to jest ci potrzebne, co chcesz osiągnąć i jak wpłynie to na ciebie?
Warto szukać takich osób w naszym otoczeniu, takich które niczego nie udowadniają, takich, które niczego od nas nie chcą, takich które świadomie liczą na siebie, takich co swoje sprawy załatwiają swoimi rękami. Warto brać przykład z takich osób, ich dusza bez wątpienia wyrobiła w sobie pewną stabilność i spokój.

Gdyby wszyscy ludzie skupili się tylko na sobie i realizacji swoich potrzeb bez krzywdzenia innych to na Ziemi zapanowałby pokój i dobrobyt.

Zamykając ten wątek zacytuję dwa przysłowia:

Lepiej z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.
Rozmowa z głupim przypomina grę w szachy z gołębiem, nie dość że rozrzuci wszystkie figury po szachownicy to na koniec jeszcze na nią nasra.

I tym akcentem dziękuję Ci za rozmowę.