Go to content

Małgorzata Ohme: swojego ciała nienawidziłam przez lata

Gosia Ohme
Gosia Ohme, fot. Bartosz Maciejewski

Tak jak wiele dziewczyn w tym kraju zawsze uważałam, że jestem za gruba. I może nawet byłam trochę za gruba. Pochodziłam z domu, w którym dużo się jadło, gdzie moja mama w jakimś sensie nadmierne jedzenie uważała za wartość. Ludzie, którzy są „przy ciele” według niej, są weseli, rubaszni i mają siłę żyć. W takim przekazie żyłam, że to ciało i waga jest źródłem mojej siły do życia – mówi Gosia Ohme w kolejnym odcinku swojego podcastu „Lajf noł makeup”, pt. „Historia mojej kobiecości”.

MOJE CIAŁO

Moja historia z ciałem, to bardzo długa opowieść. Dzisiaj to swoje ciało szanuję, ze względu na to, że jest źródłem mojego zdrowia. To właśnie aspekt zdrowia zmienił ostatnimi czasy mój stosunek do ciała. Ale ja swojego ciała nienawidziłam przez lata. Myślę, że do 40 roku życia dalej go bardzo nie lubiłam. Natomiast kiedy zaczęłam rozwijać się bardziej duchowo, kiedy zaczęłam czytać różnych myślicieli, zaczęłam uczyć się oddechu, medytacji to zrozumiałam, że to ciało jest źródłem samego dobra. Ona oddycha, ono chodzi. Ono kocha. I to jest taki wyższy mój wymiar rozumienia tego, czym to ciało jest. Na poziomie uczuć takich najszczerszych, takich bardzo pierwotnych, automatycznych – to ja tego ciała nie lubię. Mam z nim bardzo negatywną historię, którą właściwie sama sobie zafundowałam przez lata.

JESTEM GRUBA

Tak jak wiele, wiele dziewczyn w tym kraju zawsze uważałam, że jestem za gruba. I może nawet taka byłam. Pochodziłam z domu, w którym dużo się jadło, gdzie moja mama w jakimś sensie nadmierne jedzenie uważała za wartość. Ludzie, którzy są „przy ciele” według niej, są weseli, rubaszni i mają siłę żyć. W takim przekazie żyłam, że to ciało i waga jest źródłem mojej siły do życia. Urodziłam się dużym dzieckiem i zawsze mnie denerwowały te historie mojej mamy – moja mama była dumna z tego, kiedy mówiła, że wiesz, bo ty byłaś w ogóle gigantem.

Moja mama zawsze mówiła: „powinnaś mieć biust po mnie, figurę po mnie”. Była wysoką blondynką z bardzo dużym biustem, ja miałam za dużo w udach, za dużo w tyłku, za dużo, w biuście – mało. Wszystko nieproporcjonalne, więc z kolei od mojej babci słyszałam: patrz, ona taką ma figurę po ojcu, a mogłoby być lepiej. W sumie to ma ładne dłonie, mogłaby na pianinie grać”. Dlatego mi kazali grać na pianinie…

To nie były przekazy, które były nacechowane złymi emocjami. One w to wierzyły. Żyłam cały czas w poczuciu, że nie spełniam tych oczekiwań i trochę sobie sama z tym żyłam. W ogóle byłam dość samotnym dzieckiem, które dużo czasu ze sobą spędzało i trochę siebie sobie wymyśliłam – że muszę być szczupła. Poza tym żyłam w latach 90. tych, gdzie ta szczupłość była promowana.

Pamiętam pewną historię z kolonii, która mną wstrząsnęła. Miałam kilkanaście lat i podobał mi się pewien chłopak. On powiedział: „ona ładna, ale podwozie nie to”. Zaczęłam to analizować, co to jest za podwozie i potem nabrałam jeszcze większych kompleksów. Słyszałam też inne rzeczy: dziewczyna z taką ładną twarzą, ale za gruba na przykład albo ma za grube nogi. Bardzo wstydziłam się swojego ciała i to był trochę taki paradoks. Byłam przekonana, że mam ładną buzię, ale całą resztę muszę ukrywać. I że jeśli bardzo schudnę to wtedy być może będę mogła zmieścić się w jakiś normach i będę mogła swoje ciało zaakceptować ciało. Ciało, którego nienawidziłam dotykać.

CÓRECZKA TATUSIA

Byłam córeczką tatusia, ale w takim wymiarze, że z nas trzech (moich sióstr z pierwszego małżeństwa taty), ja byłam najbliżej niego. To wybranie, czy takie bycie najulubieńszą, oceniałam na poziomie tego, że najwięcej rozmawialiśmy, najwięcej o nim wiedziałam.

tata miał ogromny lęk, że jako jedynaczka w swoim domu – będę zarozumiała. I przesadnie mnie uczył pokory. We wszystkim słyszałam, że muszę być pokorna. Kiedy mówiłam, że coś super robię, to tata dodawał, że jestem wicemistrzem. Kiedy pytałam, dlaczego? Dlaczego jestem wicemistrzem? Przecież to super robię! On mówił: pamiętaj, zawsze może być ktoś lepszy”. Bardzo chciał, żebym się nie zepsuła. Nie miał takiej intencji, żeby mnie skrzywdzić. Jestem pewna, że myślał, że jeśli będzie mówił mi dobre rzeczy i będzie mnie komplementował, to ja będę nosiła głowę do góry.

Właściwie nie dużo słyszałam dobrych rzeczy na swój temat. Jeśli już, to zawsze dotyczyły moich osiągnięć w nauce, talentów pisarskich, wystąpień publicznych. Słyszałam od swojej mamy z reguły: „jak dobrze, że odziedziczyłaś mózg po ojcu”…

Bardzo mało dobrego słyszałam na temat swojego wyglądu. Myślę, że wygląd dla moich rodziców nie miał dużego znaczenia. Byłam w takiej rodzinie, w której moi rodzice nie przywiązywali uwagi do tego, jak się ubierają. I nie było jakiejś obsesji na punkcie ciała. Ale była to w sumie dość bezpruderyjna rodzina. Moja mama się mnie nie wstydziła, traktowała bardzo swobodnie swoje ciało, ale też imputowała mi bardzo wiele negatywnych rzeczy związanych właśnie z cielesnością, seksualnością, z kobiecością. Nie miałam takiego miejsca, w którym mogłam się nakarmić miłością do swojego ciała.

WYGLĄD BEZ ZNACZENIA

Myślę, że moja mama uważała, że jestem ładna, ale to kompletnie nie miało dla niej znaczenia. Ona tego nie mówiła i zawsze łączyła z tym, że jestem grubsza. Jej komplement, że jestem ładna, zawsze odbierałam – że przytyłam. Więc ile razy wracałam do domu po jakimś wyjeździe, albo kiedy się wyprowadziłam i moja mama do mnie mówiła: no nareszcie dobrze wyglądasz, to myślałam: przytyłam, czyli mam przechlapane, Więc chyba trochę na odwrót te komplementy odbierałam. To świat był dla mnie źródłem oceny. Nie miało też znaczenia, co moi rodzice mówili. W pewnym momencie przestałam im wierzyć. Oni nie byli dla mnie źródłem wiarygodności. Najważniejsze było to, co inni ludzie mówili…

PARTNEREM PODCASTU JEST GEDEON RICHTER POLSKA. Firma która od lat wspiera i troszczy się o zdrowie kobiet. Zleceniodawca raportu – Seksualna Mapa Polki.

„Seksualna Mapa Polki” oddaje kobietom głos w sprawach seksu