Joshua Coleman, psycholog z prywatną praktyką w San Francisco twierdzi, że najprostszą z technik, która może pomóc w pojednaniu rodzica z dorosłym dzieckiem, jest napisanie do niego listu lub e-maila. Coleman przytacza badania, z których wynika, że około 60% dzieci – odpisuje na taką wiadomość, a 40% zupełnie ją ignoruje. Spośród tych, co odpisują – 20% mówi, że nie są zainteresowani, 20% pisze gniewne wyjaśnienia i prosi o brak kontaktu, a 60% zgadza się spotkać. Jeśli byśmy dokładniej przyjrzeli się tym liczbom, to czworo z dziesięciu dzieci od razu odmawia. Z pozostałych sześciorga blisko troje mówi „żegnaj”. Pozostaje więc troje śmiałków, którzy wykazują chęć pojednania. Nie oznacza to jednak, że do pogodzenia się kiedykolwiek dojdzie. Dlaczego tak trudno po latach odnowić bliską więź i kontakt z rodzicem?
1. Rodzic próbujący n-ty raz
Część dorosłych dzieci uznaje, że taki list z prośbą o pojednanie to tylko „stara śpiewka”. W minionych latach przeżywali już podobne historie – walczyli o zmianę charakteru dialogu z agresywnego na bardziej powściągliwy lub próbowali powstrzymać nadużycia werbalne ze strony rodziców. Próbowali pomóc w terapii odwykowej, pożyczali pieniądze. Dlatego teraz dochodzą do wniosku, że nie chcą jeszcze raz tej burzy przeżywać. Wiedzą i pamiętają dobrze, jak wiele ich to kosztowało. Dlatego uznają, że prawdziwe pojednanie jest poza ich zasięgiem, ponieważ wszystko i tak wróci na dawne toksyczne tory. Nawet jak znów zaufają i będą starać się ze wszystkich sił, to nałóg rodzica powróci albo jego autorytarny charakter wszystko znów zburzy. Nie chcą, by ich rany na nowo się otworzyły.
2. Rodzic niezdolny do przyjęcia krytyki
Autorytarni rodzice albo ci, którzy mają dużą potrzebę kontroli, nie są zdolni do dyskusji na temat tego, co zrobili w przeszłości. Nie są zdolni do tego, by wysłuchać pokornie wersji historii, która mają do opowiedzenia ich dzieci. Zwłaszcza jeśli wierzą, że dorosłe dziecko powinno okazywać szacunek, akceptując rodzicielskie działania bez najmniejszego ich kwestionowania. Oczywiście taki rodzic stosuje racjonalizację: „Musiałem być dla ciebie surowy, żebyś wyrósł na porządnego faceta”, „Musiałem cię zahartować, ponieważ świat jest trudnym miejscem”, „Wrzeszczałem na ciebie, ponieważ nigdy nie słuchałeś„.
Tacy rodzice nie przyjmują do wiadomości, że przed nimi siedzi dorosły niezależny już człowiek. Widzą w nim swoje przedłużenie. Widzą w nim nadal zależną od siebie istotę. Czują, że ona ma obowiązki, że to ona powinna dbać, przepraszać, ukorzyć się, uderzyć ręką w pierś. I nadal tego w swojej fantazji oczekują, siadając do tzw. pojednawczej rozmowy. Dlatego ich dzieci wolą powiedzieć „nie”!
3. Rodzic nieznający odpowiedzialności
Smutna rzeczywistość jest taka, że wielu rodziców nie ma zamiaru porzucić historii, które opowiadają o sobie latami znajomym i bliskim. Nie chcą też porzucić kłamstw, którymi karmią samych sobie. Dlatego nie są zdolni do uczciwego dialogu i wysłuchania opinii oraz wspomnień swoich poranionych dzieci. Jeśli takiemu człowiekowi jego dziecko powie: „Twoja historia jest tylko wytworem twojej wyobraźni. Pewnie to robisz, bo nie możesz znieść myśli, że biłeś mnie w dzieciństwie i traktowałeś jak śmiecia”.
Przyznanie się po latach do bycia oprawcą w rodzinnym domu rzadko bywa możliwe. Potrzeba do tego czystego serca. Rodzic musiałby nagle zdać sobie sprawę z tego, że wypiera winę. A im jest starszy, tym trudniej mu porzucić wszelkie strategie zaprzeczania.
4. Rodzic stosujący gaslighting
Gaslighting to forma psychologicznej manipulacji, w której krzywdziciel próbuje osłabić psychicznie swoją ofiarę. Sprawca celowo umniejsza osobę, wywołując u niej dezorientację i obniżony nastrój. Ale czy wiecie, że takim człowiekiem może być właśnie rodzic? Nie tylko partner. Nie tylko pracodawca. Jeśli matka lub ojciec stosowali techniki manipulacji, które kiedyś obniżały poczucie wartości dziecka, nic dziwnego, że ono teraz (kiedy jest dorosłe) nie chce tego jeszcze raz przeżywać.
Najsmutniejsze jest to, że większość maluchów, które doświadczały gaslightingu, obwiniało kiedyś siebie a nie rodziców. Bardzo wolno docierało do nich, kto tu jest krzywdzicielem i że w ich domu dochodzi do normalizacji przemocy. Moment prawdziwego rozpoznania zawsze jest bardzo bolesny.
Dlatego dorosłemu dziecku nie chodzi tylko o to, by rodzic potwierdził, że pamięta swoje podłości. Chodzi o coś ważniejszego: o to, by matka czy ojciec wzięli na siebie odpowiedzialność za to, jak dziecko było traktowane. Nikogo nie zdziwi, że dla wielu rodziców jest to postrzegane jako zagrażające, trudne, ale najczęściej po prostu niemożliwe.