Go to content

Cierpienia, które wynika z kryzysu psychicznego w sposób obiektywny – nie widać. Jak pomóc bliskiemu?

fot. Photo by Rainier Ridao on Unsplash

„Cierpi, nie jest w kontakcie, patrzy w martwy punkt – nie ma z nim kontaktu, co ja mogę zrobić. Pomóc, ratować, stać z boku, nie potrafię być w bezradności, patrzeć na niego jak się zatraca. Przypomina mi się wtedy mój depresyjny ojciec, też wtedy nie miałam z nim kontaktu, siedział i był nieobecny, widziałam ciało, nie czułam nic od niego”. Tak często opowiadają moi pacjenci o swoim lękowym partnerze, który jest bardzo często odbiciem emocjonalnym rodzica, z którym mieliśmy podobną relację i przeżywaliśmy podobne emocje – pisze terapeutka Marlena Kazoń. 

Lęk to naturalny stan emocjonalny pojawiający się w życiu codziennym. Dotyczy Nas wszystkich. Jest normalną reakcją na stresujące sytuacje, niestety u niektórych osób stan niepokoju utrzymuje się dłużej i jest bardziej nasilony, nawet jeśli stresujący moment dawno minął. Przedłużający się niepokój i napięcie mogą stać się poważnym zaburzeniem uniemożliwiającym poradzenie sobie z codziennymi sprawami, a osoba doświadczająca go, nie jest w stanie nad nim zapanować.

Lęk staje się zaburzeniem, kiedy zaczyna wywierać paraliżujący wpływ na życie danej osoby – kiedy znacząco obniża się poczucie własnej wartości, oraz jakość życia, jak i ogranicza funkcjonowanie i jest źródłem cierpienia psychicznego dla osoby cierpiącej i dla członków rodziny, czyli osob współcierpiących. Bycie w pobliżu, blisko, w dystansie i obserwowanie cierpienia lękowej osoby, którą się kocha, może być bardzo trudne i często budzące bezradność i staje się nie do zniesienia. Nie jest możliwe pomóc osobie, która doświadcza takowych lęków, dodatkowo wysiłek, który się wkłada w pomoc, może sprawić, że zaczynamy być współcierpiącym partnerem. Czy można żyć z partnerem/partnerką będąc współcierpiącym? Czy wtedy jesteśmy w związku z miłości? z obowiązku? Z cierpienia? A może z przyzwyczajenia czy z lęku przed samotnością? Bardzo ważne jest, abyśmy zatroszczyli się o siebie, a troska o Twojego bliskiego musi być odpowiednio zbalansowana. Niezwykle ważna jest świadomość, że to jest niezwykle stresujący i obciążający czas dla Was obojga.

Nie możemy wejść w przeżycia naszego partnera i poczuć cokolwiek z perspektywy drugiej możliwe. Nie jest to możliwe, niezależnie od ogromu empatii, który posiadamy. Nasz pacjent ogarnięty lękiem zatraca granice pomiędzy fikcją, a rzeczywistością, racjonalnymi lękami, a irracjonalnymi, i co wtedy? Często Nasze bycie w związku z duetu kochających się ludzi, wchodzimy w tercet ja, partner i lęki. Lęki o wszystko, o przeszłość, przyszłość, teraźniejszość, wszystko… Czujące i widzące to wszystko dzieci dzielą często Nasz los. Stają się delegatem rodziny, która niesie współzależność i czuje lęki rodziców. To jest ból całej rodziny.

Tylko o ile ból związany z chorobą somatyczną będzie miał swoje odzwierciedlenie w wynikach badań usg, tomografii czy laboratoryjnych, tak cierpienia wynikającego z kryzysu psychicznego w sposób obiektywny nie widać. Niezrozumiałe zachowanie i sposób myślenia bliskiego mogą budzić wątpliwości i złość, a czasami dystans i odrzucenie. Życie z takowym zaburzeniem jest niemożliwe do przeżycia, nie potrafimy sobie z nim poradzić, często czujemy się zmęczeni i sfrustrowani. Dlaczego osoba, cierpiąca z powodu lęków nie może po prostu z tym skończyć i powiedzieć sobie KONIEC? Czemu nie może przestać tak się zamartwiać – czy nie wystarczy urealnić swoje myśli? Lęki? Zobaczyć, że to natrętne, nierzeczywiste myśli – dlaczego jest to tak trudne?

Dlatego, że te lęki nie zaczęły się teraz… Nie dotyczą Naszej dorosłości, czy dojrzałości. Dotyczą przede wszystkim Naszego dzieciństwa. Dziecko przeżywające lęki adaptacyjne, bojące się ciemności i potworów, przychodzi do ukochanego rodzica i mówi – mamo/tato boje się – tam jest potwór… Obecny i dostępny rodzic słucha dziecko, nie bagatelizuje jego emocji, idzie do pokoju, szuka potwora, po czym mówi, tutaj jesteś bezpieczny, nie ma potworów…Wtedy dziecko czuje się zaspokojone i bezpieczne i spokojne i nigdy nie będzie miało osobowości lękowej. Nigdy nie poczuje irracjonalnych lęków, bo czuje się bezpiecznie w życiu, zaufało swojemu życiu. Wielu moich pacjentów mówi mi to takie proste? Tak trzeba rozmawiać z dzieckiem… Tak, trzeba być uważnym i dostępnym emocjonalnie, to tyle i aż tyle…

Moi pacjenci cierpiący na zaburzenia lękowe, zadają sobie często następujące pytania: Czemu taki jestem? Czemu nie mogę przestać i zachowuję się tak nieracjonalnie? Czemu choć wszystko to rozumiem, nie potrafię myśleć o czymś innym i mam natrętne myśli? Co się ze mną stało, co się ze mną dzieje? Wstydzę się, że nadal się to nie zmienia, jest mi bardzo wstyd. Co ze mną nie tak, że choć tak bardzo się staram, robię wszystko i tak, czy tak nie udaje mi się tego zatrzymać…

A co doświadcza najbliższa rodzina, czego oczekuje? Często tego, aby powrót do równowagi nastąpił natychmiast, już…. Pojawia się wewnętrzna niezgoda na to aby zaakceptować nie tylko istnienie tego kryzysu, ale też to, że wychodzenie z niego jest procesem, który wymaga czasu i nigdy nie wiemy, ile to potrwa….

Często wtedy pojawia się wstyd dotyczący tej niemocy i bezradności powoduje, że Twój ukochany partner może tłumić lub ukrywać przed Tobą swoje myśli i emocje, często siebie, w obawie przed niezrozumieniem, co niestety w dalszej perspektywie również będzie wpływało niekorzystnie i pogarszało sytuację i powodowało większe stany lękowe.

Niestety poczucie winy i wstyd bywają na tyle duże, że czasem całymi miesiącami, a nawet latami, wiele osób ukrywa swoje samopoczucie, nie szukając pomocy i nie mówiąc innym, bliskim czego doświadczamy. Zresztą sam lęk nierzadko jest wynikiem tłumienia wielu emocji, niedopuszczania do świadomości pewnych ważnych potrzeb.

Nikt z nas nie musi mieć pomysłu na to co Twój bliski ma zrobić by wydostać się ze swoich zaburzeń lękowych. To nasz cierpiący partner musi sam znaleźć ten klucz na siebie, to co Ty możesz zrobić to dać mu wsparcie, obecność i zrozumienie, to oczywiście jest najtrudniejsze, bo łatwiej by było powiedzieć, „weź się w garść” – choć te słowa nic nie znaczą… Są często wyrazem presji, która jest obciążeniem dla cierpiącego partnera. Żyjąc w takim związku nie musimy się czuć zobowiązani, że powinniśmy pomóc coś zaradzić, znaleźć pomysł, zdobyć wiedzę co robić, by ten problem rozwiązać. Nasza obecność i akceptacja są niezastąpione w tym momencie i mają w sobie więcej wsparcia niż sądzimy. Mogą dodać tyle siły i tak wzmocnić, że cierpiący ukochany uwierzy w siebie i znajdzie siłę, aby żyć i dać sobie prawo i możliwość do życia bez lęków. 

Jak mawiał mój wielki autorytet Viktor Frankl „Pomiędzy bodźcem i reakcją jest przestrzeń: w tej przestrzeni leży wolność i moc wyboru naszej odpowiedzi” – każdy lękowy człowiek pragnie poczuć tę wolność i móc wybrać życie bez lęków, z nadzieją na lepsze jutro….

Marlena Kozoń