Stara kamienica w centrum miasta. Denerwuję się i mam ochotę uciec. Jaka ona będzie? Czy mnie polubi? Czy zrozumie? Nie potrzebuję więcej rozczarowań. Moja mama trzasnęła słuchawką na święta i powiedziała: – Jesteś jak twój ojciec. Niszczysz innych.”. Przygryzam wargę, jak zawsze gdy się stresuję. Numer 6 i ktoś otwiera mi drzwi domofonem. Wchodzę.
Terapeutka: Dorota C. – przestawia się i wyciąga do mnie rękę. Włosy podpięte spinką, plisowana szara spódnica, półbuty. Szare uważne oczy.
Ja: Ania.
Terapeutka: Proszę wejść – wpuszcza mnie do małego pokoju, gdzie stoją dwa fotele. – Moje miejsce jest pod oknem. (Jakbym chciała je zająć). Przemykam na swoje (czy to będzie naprawdę moje?) i upycham małą torebkę obok siebie. Pudełko z chusteczkami, woda. Ona siada, ja nalewam sobie do plastikowego kubka. Uśmiecha się.
Terapeutka: Gorąco. Może otworzę okno? – nie czekając na odpowiedź, podchodzi do okna i uchyla je. Wypijam duszkiem cały kubek. – Jest Pani zdenerwowana. – ani to pytanie ani stwierdzenie. Gryzę brzeg plastiku.
Ja: Tak. Czuję się nieswojo.
Terapeutka: Jak to jest?
Ja: Nieswojo? To znaczy, że się boję.
Terapeutka: Mnie?
Ja: Tak. Nie chodzi mi o to, że Pani wygląda groźnie (chichoczę nerwowo), ale nie znam Pani. A muszę Pani powiedzieć coś o sobie.
Terapeutka: Musi Pani? – zmienia pozycję pochylając się w moją stronę.
Ja: No niby nie muszę, ale chcę. Źle się czuję.
Terapeutka: Dlaczego się Pani źle czuje? – marszczy czoło i poprawia kosmyk włosów za uchem.
Ja: Bo chciałabym coś zrobić, co skrzywdzi innych. Czuję się źle ze sobą.
Terapeutka: Ze sobą krzywdząca?
Ja: Tak. Nie lubię ranić innych.
Terapeutka: Nikt nie lubi, to przykre. – przechyla głowę w bok i smutno na mnie patrzy.
Ja: Jestem złym człowiekiem. – Jezu, od razu mówię jej takie rzeczy! Po co?
Terapeutka: Co to znaczy być złym człowiekiem, Pani Aniu?
Ja: Egoistką. Zdrajcą.
Terapeutka: To bardzo oceniające. Jest Pani zła na siebie?
Ja: Nie wiem… Jestem zła po prostu. Zdradzam swojego męża od roku i chcę od niego odejść – wyliczam szybko i spuszczam wzrok. Skupię brzeg torebki.
Terapeutka: Zdradzać kogoś i chcieć od niego odejść to jednoznaczne z byciem złym? – mówi zdziwiona.
Ja: A nie?
Terapeutka: Nie. To może oznaczać też wiele innych rzeczy.
Ja: Jakich?
Terapeutka: Bycie samotnym, niekochanym, niekochającym, zrozpaczonym…
Ja: Tak się czuję właśnie – ściska mnie w gardle i chce mi się strasznie płakać.
Nic nie mówi. Patrzy na mnie zatroskana. Myślę o tym, że chciałabym aby była moją mamą. Aby moja mama na mnie tak patrzyła. Siorpię nosem i nie mogę przestać płakać.
Terapeutka: Jeśli Pani płacze, to bije Pani serce – mówi cicho. – Złym ludziom serce bić przestało.
Ja: Czy Pani mnie przyjmie?
Terapeutka: Słucham?
Ja: Czy znajdzie Pani dla mnie miejsce?
Terapeutka: Tak, skąd ta obawa?
Ja: Boję się, że nie zasłużę na terapię u Pani.
Terapeutka: To na terapię trzeba zasłużyć? – Cisza.
Ja: Jak na wszystko, prawda? – Cisza.
Terapeutka: Musi Pani zasłużyć na każdą relację?
Ja: Tak, muszę. W moim małżeństwie pracowałam 9 lat. Jako sprzątaczka, sekretarka, kierowca i niańka. Nie chcę już.
Terapeutka: W nowym związku jest inaczej?
Ja: Jestem księżniczką z bajki – robi mi się przyjemnie w sercu. – To takie przyjemne, gdy ktoś o mnie dba.
Terapeutka: Pani mąż nie potrafi?
Ja: Nie, zresztą nie wiem. Ja jestem od dbania.
Terapeutka: Czyli: Pani dba o męża, a kochanek o Panią. Kto dba o kochanka?- dobre pytanie.
Ja: Chyba jego żona. Tak, ona.
Terapeutka: Czyli wszyscy mają zaspokojone potrzeby, gdy żyjecie w tym czworokącie. Myślała Pani, co się stanie, gdy ten układ zniknie?
Ja: W sensie gdybym się rozstała z mężem? Hmm. Myślę, że będzie inaczej.
Terapeutka: Czyli jak?
Ja: Będę dbać o siebie zamiast o kogoś. A kochanek? Będzie też musiał zadbać o siebie, bo nikt o niego nie zadba.
Terapeutka: To będzie związek? – pyta i unosi brew.
Ja: Nie wiem. Nie jestem pewna, czy chcę z nim być. On mi pomaga rozstać się z mężem.
Terapeutka: Jak?
Ja: Daje mi siłę.
Terapeutka: A bez tej siły nie potrafiłaby Pani?
Ja: Nie wiem. Czułabym się mniej pewna.
Terapeutka: Może to dobrze? Brak pewności też coś mówi.
Ja: Co mówi?
Terapeutka: Że może warto się zastanowić? Poczekać? Upewnić? Byliście Państwo na terapii małżeńskiej?
Ja: Nie. Nie chcę terapii. Chcę odejść.
Terapeutka: Rozumiem.
Ja: Nie chcę z nim próbować. Nie kocham go.
Terapeutka: Czego Pani oczekuje od naszych spotkań?
Ja: Chciałabym, aby pomogła mi się Pani rozstać.
Terapeutka: Mogę Pani w tym towarzyszyć. Mogę Pani słuchać. Mogę być.
Ja: Czy może mi Pani powiedzieć, czy dobrze robię?
Terapeutka: Tylko Pani może znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Ja: Czy Pani mnie nie zostawi?
Terapeutka: Nie. A czy Pani będzie tu w przyszłą środę o 17.00?
Ja: Tak. Będę.
Terapeutka: To do zobaczenia. Będę na Panią czekać.
To zdanie „Będę na Panią czekać” rozpoczęło moje najważniejsze spotkanie z samą sobą. Rozstałam się z kochankiem. Rozstałam się z mężem, a potem do niego wróciłam. Rozstałam się z matką, a potem do niej wróciłam. Rzuciłam terapię, a potem wróciłam. Ona nigdy mnie nie zostawiła. Jestem dziś innym człowiekiem dzięki Niej.