Go to content

Amnestia zeszytowa, spokój, czuła uważność… Jak pomóc dzieciom wrócić do szkoły we wrześniu radzi dr psychologii Aleksandra Piotrowska

fot. MilosStankovic/iStock

Podstawową sprawą jest teraz spokój, jaki my – rodzice, krewni, znajomi powinniśmy prezentować. Starajmy się też nie podsycać, nie aktywizować lęku. Nie zaczynajmy każdej konwersacji: „A boisz się powrotu do szkoły?”, „A masz stare zeszyty z poprzedniego roku?”, mówi doktor psychologii Aleksandra Piotrowska, prywatnie mama dwójki dzieci i babcia trójki wnucząt.

Dzieci właśnie wracają do szkoły po bardzo długiej przerwie. Jak im pomóc zminimalizować stres?

– Na początek uświadommy sobie, że powrót do szkoły zawsze wiązał się z różnorodnymi uczuciami: pozytywnymi i negatywnymi. Pewne obawy i niechęć do tego, że znów trzeba będzie wstawać rano na gwizdek i zaczynać szybko dzień, były co roku. Teraz oczywiście mamy wzmożenie tych obaw związanych z pandemią. Na szczęście dzieci po wielomiesięcznej nauce on-line wróciły na chwilę do szkoły na przełomie maja i czerwca. Tak naprawdę wtedy „pierwsze lody” zostały przełamane. Dzieci zobaczyły, jak to jest być znowu w grupie i moim zdaniem dobrą robotę wykonali ci rodzice, którzy nie zbagatelizowali tych trzech tygodni i jednak wysyłali dzieci do szkoły przed wakacjami.

Oczywiście w tym czasie nie wszystkie umiejętności społeczne zostały zaktywowane, przywrócone do stanu sprzed pandemii. Bez wątpienia teraz czeka nas wszystkich wiele wyzwań.

Możemy pomóc naszym dzieciom przetrwać ten pierwszy trudny miesiąc w szkole?

– Oczywiście, my jako rodzice możemy pomóc, ale też zaszkodzić. Myślę, że podstawową sprawą jest teraz spokój, jaki my – rodzice, krewni, znajomi powinniśmy prezentować. Starajmy się też nie podsycać, nie aktywizować lęku. Nie zaczynajmy każdej konwersacji: „A boisz się powrotu do szkoły?”, „A masz stare zeszyty z poprzedniego roku?”, „Denerwujesz się bardzo, jak to teraz będzie?”. To wszystko prowadzi do negatywnego nastawiania.

Co zatem powinniśmy robić?

– Najpierw zastanówmy się sami, czego my rodzice najbardziej boimy się w związku z powrotem do szkoły. Co takiego zupełnie niezwykłego i wywołującego przerażenie, wiąże się dla nas z tym? Przecież co roku tak było?

Już chętnie odpowiem na to pytanie. Wielu rodziców obawia się, że w ich domach przez półtora roku rozluźniła się dyscyplina. Dzieci przywykły do późnego chodzenia spać, nieprowadzania zeszytów, chaosu. My rodzice boimy się, że nad tym nie uda nam się zapanować! Bijemy się w piersi i boimy się kolejnego zamknięcia szkół i tego, że znów sobie nie poradzimy. 

– Myślę, że jeśli rodzic jest wystarczająco krytycznym i szczerym wobec siebie człowiekiem, to może spokojnie przyznać, że jak w większości rodzin, on też sobie nie poradził. Bo to było troszkę takie oczekiwanie, że rozwiążemy „kwadraturę koła”. Ojciec, który zostawał w domu z dwójką dzieci skazanych na naukę zdalną i musiał im pomagać, nie mógł sprawić, że jego doba stanie się nagle dłuższa, nie mógł też zaniedbywać swojej pracy.

Przecież to nieprawda, że dzieciom rodzice musieli pomagać tylko uruchamiać sprzęt i logować się do systemu. Taki ojciec musiał jeszcze aktywizować dzieci do nauki. A przecież zwykle to nauczyciel odpowiada za utrzymywanie koncentracji i podtrzymywanie motywacji w czasie lekcji, a tego podczas nauczania zdalnego nie było. Trudno nawet od czterdziestolatka oczekiwać, że będzie w stanie siłą własnej woli i przeświadczeniem wagi problemu, utrzymywać swoją uwagę na ekranie monitora nieprzerwanie przez kilka godzin. To, jakim cudem chcieliśmy tego od ośmio-, dziesięcio- czy nawet piętnastolatka?

Co teraz możemy zrobić dla naszych dzieci?

– Oczywiście dobrze by było, żeby co najmniej przez ostatnie dziesięć dni sierpnia pomału przygotowywać dzieci do wcześniejszego chodzenia spać. Ale teraz… to już jest trochę pozamiatane. Mam więc nadzieję, że rodzice wiedzą, że z dnia na dzień nie da się wprowadzić zmiany rytmu dnia.

Nie powinno być tak, że jeszcze z 30 na 31 sierpnia dziecko żyje tak jak chce, odchodząc od ekranu komputera czy komórki o godz. 3.00 nad ranem i śpiąc do południa, a następnego dnia już będzie musiało wstać o godzinie 6.00 czy 7.00, by zdążyć do szkoły. Tutaj dostrzegam jednak rolę rodziców, by odpowiednio wcześnie odbyli rozmowę – spokojnie zakomunikowali, że czas na zmiany, by przygotować się do roku szkolnego.

Myślę, że dzieci mogą stawiać opór: kochają gry on-line i nocne markowanie.

– Tak, ale tutaj granica powinna być postawiona przez rodzica w sposób absolutnie jednoznaczny. Nie do zaakceptowania jest pogodzenie się z tym, że dzieci po północy snują się jeszcze po mieszkaniu, a wstają po godzinie 6.00 rano do szkoły, bo za niedospanie zapłacą gorszą koncentracją i wydolnością umysłową, a wreszcie własnym zdrowiem. Bez wątpienia trzeba to przeciąć zdecydowanie i kategorycznie. Pamiętajmy też, że nie o wszystkim dzieci powinny decydować same. Możemy przedstawiać im swoje argumenty na rozwiązanie sytuacji, ale jednocześnie musimy podkreślić, o czym możemy dyskutować, a o czym już nie.

O czym możemy dyskutować z dziećmi?

– Możemy rozmawiać o tym, czy na zakupy do szkoły pójdziemy w poniedziałek, czy może we wtorek. Gorąco namawiam, by oprócz zmienionego rytmu dnia jak najszybciej zadbać o podjęcie aktywności związanych z pójściem do szkoły. Nie chodzi mi tylko o zakup zeszytów i długopisów, ale też kwestię przejrzenia biurka i wyrzucenie niepotrzebnych szpargałów, które zalegają po poprzednich latach. Możemy też przejrzeć ciuchy i wspólne zastanowić się, w czym dziecko będzie chodzić do szkoły. Krótko mówiąc – mamy jeszcze kilka dni na to, żeby wprowadzić świadomość zmian, od których nie da się odejść.

A jeśli się nam to nie uda i okaże się, że w pierwszych dniach września nie jesteśmy w stanie dobudzić dzieci do szkoły? Co wtedy mamy robić?

– To wtedy musimy bardzo wyraźnie stawiać dzieci do pionu, nawet jeśli są średnio przytomne. Nie dawajmy sobie tygodnia czy dwóch na rozruch. Jestem przeciwko takiemu przyzwoleniu, że dziecko może jeszcze do godziny 10.00 sobie pośpi i do szkoły pójdzie na trzecią lekcję.

Dzieci bardzo boją się, że wejście w grupę rówieśniczą będzie dla nich trudne. One dorosły i pozmieniały się. Szczególnie młodzi nastolatkowie boją się, czy uda się im ze sobą na nowo dogadać. Znam dziewczynkę, która dziś myśli tak: „Może ta koleżanka, z którą siedziałam w ławce i z którą się dogadywałam, teraz nagle okaże się zupełnie innym człowiekiem?”

– Absolutnie rozumiem jej obawy. Wśród nastoletnich równolatków mogły dokonać się przez rok zmiany różnie duże. Przecież zmiany charakterystyczne dla adolescencji u niektórych zaczynają się już w 11 roku, a u innych w 15 roku życia. Warto więc uświadomić dzieciom, że nie są jedynymi, którzy przeżywają takie obawy i że ich koledzy z klasy pewnie podobnie się tak „jeżą”. Możemy też pozastanawiać się razem, o czym próbować rozmawiać przy pierwszych spotkaniach i pomóc przygotować historyjki z wakacji do opowiedzenia. Na spokojnie spróbujmy wyposażyć dziecko w podpowiedzi bardzo konkretnych rozwiązań.

Może warto podczas rozmowy wrócić do tych kilkunastu dni sprzed wakacji w szkole na przełomie maja i czerwca?

– Dobry pomysł. Przeanalizujmy z dzieckiem, jak się wtedy czuło, a jeśli wydarzyło się coś nieprzyjemnego w grupie rówieśniczej, pomyślmy na chłodno razem (z udziałem dwóch, trzech bliskich osób), czy można ten kłopot jakoś rozwiązać? Jak temu zapobiec na przyszłość? Co zmienić w swoim zachowaniu? Kogo poprosić o pomoc? Prowadźmy takie rozmowy, które pokażą dziecku, że wiele możemy zdziałać, ale nie oszukujmy go.

Nie mówmy, że wszystko jest zawsze pod naszą kontrolą, że wszystko będzie dobrze i że na pewno wszyscy ucieszą się na jego widok. Apeluję – bez opowiadania takich bzdur. Dzieci są bardzo bystre i same się zorientują, że to nieprawda. Eksponujmy natomiast podczas rozmowy, że na wiele spraw jednak mamy wpływ.

Rodzice mówili mi, że ich dzieci nie chciały wychodzić podczas pandemii z domu i one dziś przyzwyczaiły się do braku kontaktów, więc boją się teraz rozmawiać z ludźmi. Może to jest jakiś rodzaj fobii społecznej?

– Dziś dzieci myślą sobie tak: „Siedziałam w domu przez rok i nic złego się nie stało, jakoś przeżyłem. To, jaka jest konieczność zmieniania tego? A czy nie udałoby się tak dalej jakoś funkcjonować?” Druga rzecz jest taka: to, co dla nas dorosłych jest oczywistością np. umiejętność small talków, dla dzieciaka takie nie jest. Ono przecież przed pandemią było dopiero na etapie opanowywania umiejętności swobodnego zagadywania do nowej poznanej osoby. Wprowadzenie wielomiesięcznej przerwy w wykonywaniu tej czynności mogło doprowadzić do jej destrukcji.

Ślady pamięciowe najnormalniej w świecie ulegają osłabieniu, więc dzieci mają uzasadnione obawy, czy sobie poradzą z funkcjonowaniem w grupie. Zastanawiają się po cichu: „Jak będzie z moją umiejętnością odszczeknięcia się?”, „A jak będę musiał odpowiedzieć na dwuznaczny żart?” Kiedyś dzieci były w tym bardziej wprawione, bo miały to na co dzień, a teraz za nimi jest jednak długa przerwa. Myślę, że trzeba im też uświadomić, że fakt, iż one odczuwają takie opory i obawy, świadczy o ich sprawności intelektualnej, bo uzasadnione jest odczuwanie niepokoju w tej sytuacji.

Niektórzy rodzice myślą jeszcze tak, że czwarta fala przyniesie zamknięcie szkół, więc może lepiej już teraz zabezpieczyć się i zmienić szkołę na mniej wymagającą, społeczną, demokratyczną albo zdecydować się na nauczanie domowe?

– Warto uświadomić rodzicom, że nauczanie domowe jednak jest dobrowolnym skazaniem siebie na coś na kształt prywatnego lockdownu, bo wtedy rodzic i dziecko biorą na siebie odpowiedzialność za naukę i jej efekty. Szkoła w tej sytuacji jest odpowiedzialna tylko za zorganizowanie okresowych egzaminów. Jeśli rodzice okres lockdownu odbierali jako coś bardzo dokuczliwego, to nie sądzę, żeby w tej rodzinie edukacja domowa zdała egzamin. A zmiana szkoły? Pamiętajmy, że to postawi dzieci w jeszcze w trudniejszej sytuacji. Wtedy mamy gwarancję, że wszystko będzie inne, nowe i że trzeba będzie zacząć od początku budować relacje rówieśnicze.

Jak powinniśmy zachowywać się we wrześniu? Dopytywać, rozmawiać z dziećmi?

– Myślę, że czuła uważność jest w tym okresie niebywale istotna. Zawsze, jeśli podejrzewamy, że może się coś dziać nie za dobrego, a nasz syn lub córka z jakichś powodów ma blokadę przed mówieniem o tym, to możemy wprowadzać opowieści o… dzieciach naszych znajomych z pracy.

Dobry pomysł! Zwłaszcza w przypadku nastolatków, które już nie tak chętnie opowiadają o swoich kłopotach.

– Nastolatki będą miały tendencję do tego, by z wieloma odczuciami nie wychodzić na zewnątrz. Taka jest charakterystyka tego wieku, że osobami od ewentualnych zwierzeń i rozmów stają się teraz głównie rówieśnicy, a nie rodzice. Dlatego koncepcja opowiadania o dziecku naszej przyjaciółki jest fajnym punktem wyjścia do rozmowy. Możemy wtedy spytać naszego nastolatka, jak ta sytuacja wygląda z jego punktu widzenia.

Dzieci mogą też bać się zaległości w nauce, wiele z nich w ogóle nie nie prowadziło zeszytów.

– Warszawski samorząd wydał rozporządzenie kierowanie do nauczycieli, żeby broń Boże nie przyszło im do głowy usilne sprawdzanie stanu wiedzy z okresu pandemii, diagnozowanie tego, czego kto nie wie i wyciąganie natychmiastowych konsekwencji. Mówi się też o amnestii zeszytowej. Taką prośbę do nauczycieli skierowało wiele środowisk w całej Polsce, już w maju. Były organizowane seminaria, webinaria i szkolenia dla nauczycieli, by przekonać ich do tego, by nie wymagali uzupełniania zaległości w zeszytach, bo to nikomu nie służy. Nie przekłada się na nagłe zlikwidowanie zaległości wiedzy uczniów, a dla nauczycieli sprawdzanie zaległych zeszytów jest koszmarnym obciążeniem. Jeśli jednak „zdarzy się” nauczyciel, który nie zastosuje się do tych zaleceń, to radziłabym kontaktować się z dyrekcją szkoły.

Tak sobie pomyślałam, że my cały czas rozmawiamy, jak bardzo powrotu do szkoły się obawiają uczniowie i rodzice, a żeby pani wiedziała, jaki stres teraz odczuwają nauczyciele! Naprawdę! Nauczyciele mają jasną świadomość, że u dzieci siadła motywacja. Może warto też uświadomić uczniom, że ten powrót jest dla wszystkich trudny.

Czego boją się nauczyciele?

– Nauczyciele mają poczucie niejasności i boją się tego, że z dnia na dzień ktoś jednym podpisem może wprowadzić zmiany, które istotnie zaważą na ich pracy i życiu. Edukacja nienawidzi nieprzemyślanych zmian. Podstawą poczucia bezpieczeństwa jest powtarzalność i stabilność. Ona powinna dotyczyć nie tylko dzieci i rodzin, ale też funkcjonowania szkoły.

Rodzice też są coraz bardziej roszczeniowi, każdy ma inny pomysł na rozwiązywanie nowych postpandemiczych problemów.

– Proszę jeszcze pomyśleć, że spora część rodziców ma przeświadczenie, że nauczyciele przez ostatnie półtora roku nie chodzili do szkoły, że mieli wolne. Nie zdają sobie sprawy, jak dużo wysiłku musieli włożyć w nauczanie zdalne.

Co możemy powiedzieć na koniec?

– Apeluję o spokój i danie sobie czasu, o tolerancję i wyrozumiałość wobec różnego rodzaju usterek. Wszyscy musimy być teraz dla siebie bardzo życzliwi i serdeczni. I pamiętajmy: jak najwięcej aktywności fizycznej, jak najwięcej na dworze, jak najwięcej działań w grupie rówieśniczej oraz jak najmniej przed ekranami komputerów i komórek. To takie wskazówki na koniec. Dla dzieci i dla ich rodziców: dokładnie takie same.


Aleksandra Piotrowska, doktor psychologii. Pracownik naukowy Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Oprócz pracy naukowej i doradztwa dla rodziców i nauczycieli współpracuje jako społeczny doradca z Komitetem Ochrony Praw Dziecka i Rzecznikiem Praw Dziecka (w latach 2008 – 2018). Zajmuje się także propagowaniem wiedzy psychologicznej, współpracując w tym zakresie jako ekspert z prasą, a także ze stacjami radiowymi oraz telewizyjnymi. Autorka kilkudziesięciu publikacji naukowych i popularyzatorskich. Prywatnie nałogowy czytelnik literatury wszelakiej, miłośniczka wyjazdów narciarskich i podróży. Matka dwójki dzieci i babcia trójki wnucząt.

Aleksandra Piotrowska