W poprzednim poście pisałam o narzekaniu i o tym, jak często zapominamy cieszyć się z tego, co mamy. Bo na prawdę mamy z czego się cieszyć!
Wiem, wiem, zaraz pomyślisz sobie, że być może moje życie jest usłane różami, bo Ty właśnie siedzisz w gównie po uszy i nie masz najmniejszych powodów do radości.
Może oryginalna nie będę ale ja w tym gównie też bywam.
Różnica jednak jest taka, że bywam, z naciskiem właśnie na to słowo, a nie siedzę, ani nie tkwię w nim.
Bywam, bo takie jest życie i każdy z nas, raz na jakiś czas musi doświadczyć przykrych, trudnych i niewygodnych momentów. Momentów, których wolelibyśmy nie mieć i nie przeżywać.
Ponownie odwołam się do mojej przeszłości. Lubię się do niej odwoływać, bo wiele jej zawdzięczam. A skoro mowa o wdzięczności to właśnie chcę Ci pokazać co i jak zmieniło się w moim życiu. Prawie z dnia na dzień.
A nuż, zainspirujesz się odrobinę 🙂
To, że byłam mistrzynią narzekania – to już wiesz, jeśli czytałaś mój poprzedni wpis.
W tamtym czasie siedziałam w tym przysłowiowym gównie po uszy i nacierałam się nim z największym namaszczeniem. (Wybacz mi tak obrazową metaforę ale nie potrafię inaczej określić tego, co w tamtym czasie robiłam ze swoim życiem).
Na szczęście któregoś dnia tupnęłam nogą, ogarnął mnie ogromny wk*rw i powiedziałam „dość”. Miałam dość smęcenia, narzekania i użalania się nad sobą. Ciągłego patrzenia na wszystko przez pryzmat czarnych barw. No bo ileż można do cholery?????
CO ZROBIŁAM?
Zaczęłam zmuszać, dosłownie zmuszać mój smutny umysł do ogromnego wysiłku jakim miało być pozytywne myślenie. Jakkolwiek to brzmi…bo pozytywne myślenie dzisiaj różnie się kojarzy…
Zależało mi jednak aby zacząć dostrzegać drobiazgi, z których mogłabym się szczerze cieszyć.
TRENING WDZIĘCZNOŚCI
Na początku nie było to łatwe. Umysł domagał się smutku i narzekania niczym narkotyku… nie dawałam jednak za wygraną. Stosowałam afirmacje, zmianę przekonań i maleńkimi kroczkami zaczynałam wychodzić z tego całego bagienka.
Największa jednak zmiana przyszła kiedy usłyszałam o treningu wdzięczności.
A cóż to takiego??
Trening miał polegać na tym, aby każdego dnia sporządzić listę rzeczy, za które mogłam być wdzięczna. Od najbardziej błahych po te mniej oczywiste.
Postanowiłam podjąć wyzwanie, jako że nie miałam niczego do stracenia.
Każdego dnia, a właściwie wieczora brałam swój specjalny zeszyt WDZIĘCZNOŚCI i zapisywałam wszystko, co przyszło mi na myśl.
Ćwiczenie miałam robić przez 30 dni, a nawet nie zauważyłam kiedy minęły 2 miesiące. A ja nadal pisałam.
CO SIĘ ZMIENIŁO?
Otworzyło się moje serce, umysł wszedł na inne tory, zaczął doceniać najdrobniejsze rzeczy, sytuacje, ludzi. Zaczął się cieszyć, tym co mam, a nie skupiać na tym, czego mieć nie mogę lub nie mam.
Okazało się, że mam wiele powodów do bycia wdzięczną. Począwszy od wszystkich najbliższych – męża, dzieci, rodziców, teściów, siostry, szwagierki i całej reszty rodziny. Przyjaciół, na których mogę zawsze liczyć. Zdrowia, które mają moi bliscy i mam ja, a o które zaczęłam dbać jeszcze bardziej, kiedy zdałam sobie z tego sprawę. Domu, w którym dorastają moje dzieci i jest zawsze otwarty dla innych ludzi. Za mądrość i nieustanną chęć rozwoju. Za możliwość wnoszenia wartości do życia wielu osób.
Tych powodów było coraz więcej a każdy dzień przynosił coś nowego. Lista końca nie miała… i co najważniejsze, zrozumiałam, że nie potrzebuję uczestniczyć w tej wściekłej gonitwie donikąd. Bo mam wszystko, czego potrzebuję. Mam miłość, zdrowie, przyjaźń, pasję i zdrowie. I cudownych ludzi wokół siebie. Czego więc chcieć więcej???
WIELKIE ODKRYCIE
Najbardziej odkrywcze okazało się, że można być wdzięczną nie tylko za piękne rzeczy ale także za trudne chwile, gówniane sytuacje i beznadziejne momenty. A takich przecież nie brak w naszym życiu. Dziś jednak wiem, że każda taka chwila jest po coś i umiem również za nią dziękować, choć nie zawsze przychodzi mi to łatwo.
Trening wdzięczności był dla mnie ogromnym wyzwaniem, z czasem zaś stał się przepięknym nawykiem, rytuałem którym rozpoczynam i kończę każdy dzień. Niekoniecznie w zeszycie, choć po ten sięgam właśnie w tych najtrudniejszych momentach. Najczęściej robię to w myślach.
Tuż po przebudzeniu dziękuję za nowy dzień i za rzeczy, które się wydarzą.
Tuż przed zaśnięciem – za rzeczy które się wydarzyły, za ludzi, których spotkałam.
Trening wdzięczności ma ogromną MOC, która uzdrawia naszą duszę i sprawia, że zaczynamy być szczęśliwi.
Dzisiaj zachęcam Cię abyś podjęła wyzwanie i przez minimum 30 dni zapisywała w zeszycie wszystko, za co możesz być wdzięczna. Za wszystkie piękne i trudne chwile. Za wszystkich ludzi, których spotykasz na swojej drodze i którzy z jakiś powodów odchodzą, za rzeczy materialne, które już masz.
Proszę, uwierz mi na słowo – to działa cuda! Za kilka dni dostrzeżesz pierwsze rezultaty!
Z miłością.
Poznaj holistyczny projekt dla kobiet WWW.CRAZYWOMENGOHEALTHY.PL zadbaj o swoje ciało, umysł i duszę.