Co widzisz, kiedy patrzysz w lustro? Na ile podoba Ci się to, co widzisz?
Czy wiesz, że najczęściej powtarzanym słowem, kiedy patrzymy na swoje odbicie jest „za”. Nieustannie jesteśmy ZA. Nieustannie mamy coś ZA. Za-małe, za-duże, za-chude, za-grube, za-brzydkie, za-przeciętne, za-wysokie, za-niskie, za-obwisłe, za-sterczące, za-odstające, za-stare, za-młode, za-głupie…. za… za… za… i tak możemy w nieskończoność.
Skąd to wiem?
Bo byłam tam! Byłam uwikłana, zapętlona i zbyt zaprzyjaźniona z przedrostkiem „za”.
Za każdym razem, kiedy patrzyłam w swoje odbicie, pierwsze co, cisnęło mi się to było TO słowo.
Było nieodłącznym elementem mojego odbicia. Niczym cień, który podąża za Tobą zawsze i wszędzie, gdziekolwiek się nie przemieścisz. Patrzyłam na siebie w lustro i jedyne co widziałam, to niedoskonałości. Dziesiątki niedoskonałości. Poczynając od zbyt dużego nosa, asymetrycznej twarzy, piersi, brzucha, tyłka, wzrostu, stóp, nawet płytka paznokcia była nie taka! Absurd!
Pytanie, skąd to się wzięło??? Przecież byłam ładnym dzieckiem. Nikt nigdy nie powiedział mi, że jestem brzydka. A jednak! Nie podobałam się sobie i żaden komplement z ust innych nie trafiał do mnie!
Jako mała dziewczynka uwielbiałam oglądać magazyny modowe polskie i zagraniczne, przywożone przez starszą siostrę stewardessę. Podziwiałam piękne, idealne, długonogie modelki, wierząc, że tak się wygląda kiedy się dorasta. Hmm no cóż… rzeczywistość okazała się inna… Dorosłam ale nie osiągnęłam wymarzonego wzrostu 175cm, 60cm w biuście, tyle samo w talii i 90cm w biodrach… cholera! A tak bardzo chciałam! Podziwianie photoshopów było złudne i zgubne. Próżność do potęgi entej! I zupełny brak samoakceptacji.
Ten wyścig za wymarzoną, idealną sylwetką minął mi, kiedy zrozumiałam, że gonitwa za niedoścignionymi ideałami jest bezsensowna, a poza wyglądem jest coś więcej. Chcę mieć w głowie COŚ. Nie chcę być tylko ładna, perfekcyjna. I nie potrzebuję porównywać się z wyretuszowanymi modelkami, bo to jest jak walka z wiatrakami. Bardzo męcząca. I z góry skazana na porażkę. Zrozumiałam, że nie muszę być idealna, bo ideał nie istnieje w realnym świecie. Nawet jeśli poprawisz sobie wszystko, co możesz, ostrzykasz się do granic możliwości – nadal nie będziesz ideałem! I nadal to może być problem z samoakceptacją.
Dzisiaj patrzę na siebie i z ogromnym szacunkiem i wewnętrznym spokojem stwierdzam, że podoba mi się to co widzę. Akceptuję swoje odbicie w pełni. Ze wszystkimi mankamentami, które mam, bo przecież one nie zniknęły. W każdym momencie – nawet kiedy przybędzie mi kilka kilogramów więcej. A jeśli coś mi przeszkadza, np. za duży tyłek – to decyduję się coś z tym zrobić – zakładam buty i biegam, aż tyłek się zmniejszy J
Najważniejsze, abyś zrozumiała, że jesteś unikatowa. Niezależnie od tego, czy jesteś klasyczną pięknością, czy widzisz u siebie milion mankamentów, czy jesteś niska, wysoka, czy gruba, czy chuda, czy masz budowę taką, czy inną, takie włosy, czy inne. Czy bliżej Ci wyglądem do modelki z magazynu, czy masz do niej bardzo nie po drodze. Pamiętaj, że to nie ma żadnego znaczenia! Bo jesteśmy różnorodni. Inni i wyjątkowi w swojej inności. Wyobrażasz sobie, jak by to było gdybyśmy wszystkie wyglądały jak Angelina Jolie? Albo Scarlett Johansson? Ale nuda!!!!!
Polubienie swojego odbicia wiele zmieni w Twojej percepcji. Kiedy zaczniesz inaczej postrzegać siebie, doceniać swoje odbicie i szczerze je lubić – będziesz podobać się zarówno sobie, jak i innym ludziom. Nikt nie będzie zwracał uwagi na Twojego pryszcza na twarzy. A i Tobie nie zepsuje on dnia. A to już kolejny krok do szczęśliwego życia.
Proste? Niekoniecznie!
Zacznij, więc od szukania tego, co w Tobie najładniejsze i na tym skupiaj całą swoją uwagę! Doceniaj i chwal, to co w Tobie najładniejsze! I zamień słowo „ZA” na „NAJ”!
W czwartek już kolejny sposób na Szczęśliwe Życie! Bądź na bieżąco J
Poznaj holistyczny projekt dla kobiet Crazy Women Go Healthy i zadbaj o swój umysł, ciało i duszę!