Rodzimy się z jakąś misją. Głęboko w to wierzę. Od nas tylko zależy, czy chcemy ją nazwać i zauważyć. Jakiś czas temu usłyszałam: „Wiesz, obojętnie czego nie robię, w jakim miejscu jestem, to wiem, że tu w swoim życiu najbardziej spełniona czuję się w roli mamy”.
Ja jestem mamą dwóch Dzików. I choć jako matka kwoka nie wyobrażam sobie, że kiedyś wyjdą z domu i nie będę już dla nich najważniejszą kobietą życia, to jednak wiem, że dużo prawdy jest w powiedzeniu: wychowujesz swojego syna dla innej kobiety. I chcąc nie chcąc trzeba się z tym pogodzić. Cóż. Takie życie. I mam poczucie misji – chciałabym by moi synowie byli kochani przez wyjątkowe kobiety. A żeby takie spotkali, ja sama muszę ich nauczyć kilku rzeczy.
Samodzielności
By nie czekali, aż ktoś wyręczy ich w działaniach czy wyborach. Samodzielność zaczyna się już przy sznurowadłach, zapinanej kurtce, podanej łyżce do obiadu. Samodzielność, to spakowany tornister do szkoły i ponoszenie konsekwencji za to, o czym zapomnieli. Samodzielność to dbanie o siebie, to nie czekanie na pomoc, to odwaga w dążeniu do realizacji swoich planów i marzeń. Bez trzymania kurczowo kogokolwiek za rękę.
Nie nazywania co damskie, a co męskie
A raczej pokazanie, że świat nie jest zbudowany w czarno – białych kolorach. Że nie jest domeną kobiet sprzątanie, gotowanie i pranie, a męską zarabianie i chwalenie podanego pod nos obiadu. Nie ma rzeczy, których zrobienie przynosi ujmę mężczyźnie, czyni go mniej męskim. Ale nie wystarczy o tym mówić, przede wszystkim trzeba pokazać – od prośby o odkurzenie, pomycie naczyń, czy zrobienie kanapek. Nie chcę, by kiedyś jakaś kobieta usłyszała od nich: „Ale ja nie umiem, zawsze moja mama to robiła”.
Szacunku
Szanowania odmiennego zdania, innych poglądów. Jeśli ona okaże się feministką – uszanuj, że nie chce, by otwierać jej pierwszej drzwi, a jeśli nie – pamiętaj by podać jej płaszcz czy odsunąć krzesło. Szacunek – nawet gdy się rozstaną, gdy pokłócą, gdy będą przez chwilę chcieli o sobie zapomnieć – o nim powinni zawsze pamiętać. Bez wyśmiewania, obrażania i umniejszania wartości drugiej osoby.
Mówienia o uczuciach
Nie bagatelizowanie słów. Nie rzucanie na wiatr deklaracji i bawienia się uczuciami innych. Mówienie – kocham, lubię, jestem zły – to często bardzo dużo. Nazywanie emocji – to dla budowania związku fundament. Nie muszą być gruboskórnymi facetami, dla których mówienie o uczuciach jest niemęskie, a co więcej niezrozumiałe. Jeśli chcę, by byli kochani – muszą ich tego nauczyć.
Zrozumienia
Niech nie mówią: „Po co ci kolejne buty” albo: „Nie masz większych problemów?”. Niech będą uważni, nie tłumaczą trudności w relacji fochem lub nadchodzącym okresem. Niech słuchają ze zrozumieniem emocji i uczuć – to wbrew pozorom wcale nie jest takie trudne.
Słabość to nie utrata męskości.
Mężczyzna ma prawo do słabości. Jak chłopiec, gdy płacze przy stłuczonym kolanie. Ma prawo być słaby i bezradny. Ma prawo oczekiwać, że tym razem ktoś go przytuli ze zrozumieniem. I że słabość nie umniejsza jego męskości, jest częścią składową, która czyni go wrażliwym człowiekiem.
Bycia wsparciem
Bo mężczyzna nie powinien się odsuwać. A chłopiec nie powinien słyszeć: „Nie kochanie, nic się nie stało, zaraz zrobię kolację”. My mamy prawo do szukania wsparcia na miarę sił małego chłopca, a on jako dorosły mężczyzna będzie czuł, że może być wsparciem do kochanej osoby, że jej nie zawiedzie i że można na nim polegać, bo my polegaliśmy na nim, gdy miał 10 lat.
Proszenia o pomoc
„Nie dam rady” – niech będzie wpisane w ich słownik, kiedy potrzebują pomocy, gdy czują, że coś ich przerasta. Prosić o pomoc nie jest wstydem. Dlatego, gdy proszą o ważną dla nich pomoc jako mali chłopcy – otrzymują ją bez kpiny i szyderstwa. Umiejętność proszenia o pomoc jest wielkim darem. To zaufanie, to poleganie na kimś, to bycie z drugą osobę bez względu na wszystko.
Oczywiście, że pytam ich jak wyglądam po powrocie do fryzjera, miło, gdy pytają o kolor nowych paznokci, albo gdy zauważają: „Mam świetnie wyglądasz”. Wtedy sobie myślę, że to dobry kierunek, że są uważni, że nie jestem jedynie sprzątaczką, praczką i kucharką. Że widzą we mnie kobietę. Tę, która też pracuje, też ma prawo do zmęczenia, która ma ochotę wyjść z przyjaciółką do kina i która pozwala sobie na odrobinę egoizmu. Wiem, że jeśli ja będę stawiać siebie na końcu rodzinnego przewodu pokarmowego, nie będę dbać o własne potrzeby, to oni nigdy nie zrozumieją kobiety walczącej w związku o niezależność i wolność i możliwość bycia sobą.
Z drugiej jednak strony, kiedy patrzę na innych mężczyzn, to myślę sobie, że nie można zapominać o najdrobniejszych rzeczach, więc uczę moich synów jeszcze:
Gotować – choćby jajecznicę
Opuszczać deskę w toalecie
Tego, że nie nosi się skarpetek do sandałów.
I że drapanie się po kroczu w towarzystwie niekoniecznie przystoi.
O tych najprostszych też nie możemy zapominać. Prawda 😉